ЅIΣΓƤIΣŃ

44 8 12
                                    

Szedł, a wiatr igrał z włosy, co spadały;
Trzymał grot w ręku; smutne okolice
Delosu wdzięczną postać przywdziewały,
Delosu, co ma ścieśnione granice;
A czego inne pobliższe żądały,
Chlubny, iż bóstwa osiągnie świątnicę,
Nad inne wyspy iż został wzniesiony,
Przez Apollina za wolą Latony.

Hymn do Apollina, Homer

XVIII

Na Olimpie była ostatnio impreza. Apollo namawiał mnie, bym odwiedziła pałac jego ojca, jednak ja byłam stanowcza. Przyjęć mam potąd, stres też mi nie potrzebny. Musi naprawdę mnie lubić, skoro nie przeszkadza mu moja nudna osoba. Albo może nie chciał iść sam i szukał kogoś, przy kim nie będzie czuć się sztucznie? Trudno mi sobie to wyobrazić, ale czasami Apollo tak dobrze udaje, że nie jestem pewna, co faktycznie czuje.

Myślałam o tym cały wieczór. On ma naprawdę dużo na głowie, więc liczyłam, że mimo wszystko trochę się rozerwie. Artemida zawsze go wspiera, poza tym bóg słońca jest raczej lubiany przez Olimp. Kiedy spytałam, jak minął mu czas, po prostu uśmiechnął się tym swoim rozbrajającym uśmiechem i wzruszył ramionami.

Wnioskuję, że mogło być gorzej.

Jak sam barwnie opisał, spił się okropnie i przez większość wieczoru szlajał z Aresem. Raz spotkałam tego boga i jest on tak nieokrzesany, że aż intrygujący. Momentami jego żądza krwi mnie bawi, ale jest to raczej czarny humor. Bądź co bądź, Ares zachowuje się poważnie, więc poważnie należy go traktować. Dobrze, że Apollo się z nim dogaduje.

Po tym rozwlekłym wstępie powinnam chyba podzielić się swoimi obawami. Apollo przyleciał do mnie następnego dnia po zabawie, kompletnie skacowany i zaspany, jakby ledwo zwlekł się z łóżka. Nigdy wcześniej nie odwiedzał mnie w ten sposób, zawsze spotykaliśmy się na polanie, by nie ryzykować. Byłam delikatnie mówiąc zdziwiona, bo bez uprzedzenia walnął się na moje łóżko i mamrocząc coś o złym humorze Zeusa, zasnął. Na zewnątrz faktycznie szalała burza.

Nie miej mnie za świętoszkę, niejeden mężczyzna spał w mojej pościeli i u niejednego ja zasypiałam. Apollo nigdy nie przekraczał granicy, nieraz leżeliśmy razem na trawie i drzemaliśmy w cieniu drzew. Nie tym się martwię.

Koło południa do mojego pokoju zawitała mama. Na ogół Apollo się pilnuje, ale najwidoczniej z powodu zmęczenia nie był tak ostrożny jak zwykle i ktoś musiał go zauważyć. W innym wypadku królowa wysłałaby służącą, by mnie obudziła.

Ujrzała nas razem – mnie pod kołdrą, jego rozwalonego po drugiej stronie łóżka, z ręką na mojej tali i nosem w moich włosach – i nawet nie zadawała pytań. Przeszła do mojej prywatnej łaźni i czekała, aż do niej dołączę. W życiu nie czułam się tak zawstydzona.

Zrobiła mi wykład, co zazwyczaj należało do roli ojca, nie jej. Przestrzegała mnie, kazała uważać, prosiła, bym zakończyła tę znajomość. Spanikowałam. Nie potrafiła zrozumieć naszej przyjaźni, więc palnęłam pierwsze, co przyszło mi na myśl: „Jesteśmy zakochani". Tak jej powiedziałam. Teraz Ty mówisz: „Dafne, jesteś idiotką".

Mama wyglądała na rozczarowaną. Nie, przerażoną. Opuściła mój pokój w popłochu, jakbym co najmniej wysyczała jej do ucha groźbę. Apollo udawał, że śpi. Nie dałam się nabrać. Zepchnęłam go z łóżka, wyładowałam się na nim. Moja spartańska krew czasem daje o sobie znać.

Darłam się i darłam. Nawet nie myślałam o służbie i gwardzistach. A on po prostu stał i słuchał. Myślę, że to taka cecha bogów – są przyzwyczajeni wysłuchiwać niezadowolenie i zarzuty, więc wszystko spływa po nich jak po kaczce. Mnie zrobiło się lepiej, Apollo przeprosił. Potem ja przeprosiłam. Wszystko wróciło do normy, oprócz tego, że teraz mama już wie.

Krótka historia przeklętych gór, słonecznej polany i smutnego lauruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz