ROZDZIAŁ SZÓSTY

183 23 4
                                    

Ciernie i kruki część I

Wielki łeb przechylił się najpierw w prawą, potem w lewą stronę. Mężczyzna, a może raczej potężny stwór, o przerażającej głowie kruka, chrząknął, poprawił się na tronie, a potem z powrotem zainteresował się zamaskowanym osobnikiem przed sobą. Chociaż w komnacie było skupisko zacnych wojów i szlachty, to tylko słowa bezimiennego sprawiły, że skupił całą uwagę wyłącznie na nim. Cisza wokół także sugerowała, że to, co zostało powiedziane, miało ogromne znaczenie.

— Czyli tak, jak się spodziewałeś, Namjoon poczynił pierwsze kroki — mruknął w końcu Ateez, nikle krzywiąc w zadowoleniu dziób. — Jestem, nie powiem, pod wrażeniem, że rzeczywiście udało mu się sprowadzić pozostałych. Czy doszli już do żałosnego porozumienia?

— Na razie, panie... — odparł zamaskowany wojownik, a jego szal i kaptur, zakrywające oblicze, wolno zafalowały, jakby pchane przez wiatr. Tyle że wewnątrz wcale nie wiało. — ...nie odbyły się obrady. Cesarz z nimi zwleka, ale myślę, że ma ku temu powody.

— A jakie to powody może mieć, by nie czuć przede mną strachu? — warknął Ateez, chociaż istotnie czekał w zaintrygowanie na dalsze słowa przybyłego. — Jego wojska są dla mnie niczym pył, który można zdmuchnąć...

— Prawdopodobnie właśnie dlatego, że się boi, panie, zwleka. Chce pozwolić władcom na spokojnie zapoznanie się ze swoimi sprzymierzeńcami, zrelaksowanie przed wojną. Uważam jednak, że ten spokój może być złudny i nietrwały. Nie dlatego, że zaatakujemy z nienacka, ale przez pryzmat niezgodności pomiędzy królami. Siedmiu władców w jednej komnacie to... niespotykany widok.

— Och tak — parsknął Ateez — chciałbym to zobaczyć. Chociaż jeszcze bardziej chciałbym zobaczyć twarz Namjoona, czytającego mój list... Oferta, którą mu złożyłem, z pewnością nie przejdzie bez echa. Jak myślisz? Przystanie na moje warunki?

— Znasz odpowiedź, panie.

— Oczywiście, że ją znam — przyznał Ateez, nie kryjąc swego zadowolenia.

***

— No proszę, czyżbym miał przywidzenia, czy nasz ostatni gość już się stawił? — zakpił Hoseok, widząc siedzącego Jina. Ten przewrócił na to obscenicznie oczami. — Ale że tak bez fanfarów? Bez wielkiego wejścia? Gdzie twoje wojsko?

— Koczuje przed bramami — odparł swobodnie Jin. — Nie lubią spektakli, tak jak ja.

Hoseok zaśmiał się, siadając naprzeciwko niego przy długim stole. Pobieżnie zerknął tylko na pozostałych konsumujących śniadanie. Zauważył, że Min Yoongi, znudzony jak zwykle, tylko skrzywił się na ich wymianę zdań. Namjoon popijał wino, szepcząc coś w międzyczasie do pochylonej nad sobą kapłanki, która w odpowiedzi potulnie kiwała głową. Kochanek Wody na nikogo nie zerkał, a jego włosy lekko ukrywały speszone spojrzenie. Niebieskowłosy młodzieniec, jak wiedział, Kim Taehyung, nie krył się, odpierając natarczywy wzrok. Ostatnie krzesło zaś było puste. Ale to Hoseoka wcale nie zdziwiło.

Z powrotem skierował oczy na przystojnego mężczyznę, którego wydatne usta kryły uśmiech, choć wstrzymywany. Jego palce, ozdobione licznymi pierścieniami, wymownie rwały chleb.

— Minęła niecała minuta, a ty już kłamiesz — zauważył Hoseok. — Uwielbiasz spektakle, a szczególnie, gdy w nich grasz, bracie.

— Och — szepnął Jin, udając zaskoczenie — przyłapałeś mnie.

— Mogę się założyć, że Jinowi po prostu znudziło się obsypywanie kwiatami, czyż nie? — zakpił Min Yoongi.

— Znasz mnie za dobrze — potaknął Jin. — Poza tym w przybyciu po cichu było coś ekscytującego. No i miałem okazję pobyć sam na sam z księciem. Prawda, książę?

DIONYSUS || KookminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz