Rozdział 6 - Aparat

352 34 2
                                    

Akcja / Marzec 2018 / 15:06 

El Cajon nie było najbezpieczniejszym miejscem do życia, ale nie było też strefą wojny. Może dla jego kolegów z college'u był to tylko zjazd z autostrady, przy którym nie zatrzymywali się na nic innego poza benzyną i fast foodem, ale dla Louisa był to dom.

Dla Louisa El Cajon było domem. To było wyboiste boisko obok jego domu, na którym uczył się grać w piłkę. To był parterowy dom, w którym jego matka robiła mu makaron z serem, kiedy był smutny, i uczyła go, jak być mężczyzną. To było Del Taco, gdzie po raz pierwszy zapoznał pewnego jasnookiego pierwszoklasistę o kręconych włosach z sałatką taco i churros, i to były ulice, które zawsze prowadziły go do Harry'ego.

Duszne licealne korytarze były dokładnie takie, jak je zapamiętał, i nie mógł się zdecydować, czy ta swojskość była pocieszająca, czy odstręczająca. Ten dylemat zniknął z jego umysłu w momencie, gdy zobaczył swojego chłopaka na końcu korytarza, ubranego w proste czarne dżinsy i ciemnozielony podkoszulek, z pasującą do nich bandaną podtrzymującą jego niesforne loki z dala od twarzy. Wydawał się wyczuć ciężar spojrzenia Louisa, bo podniósł wzrok znad swojej szafki akurat w momencie, gdy na twarzy Louisa pojawił się uśmiech.

- Louis! - pisnął głośno, a oczy mu rozbłysły, gdy zobaczył swojego starszego chłopaka.

Uśmiech Louisa poszerzył się, rozświetlając jego twarz jak promienie słońca. Przepychał się zatłoczonym korytarzem w stronę Harry'ego, witając się pospiesznie z kilkoma kolegami z drużyny. Głupie motyle ożyły w jego żołądku; chodzili ze sobą już od ponad trzech lat, ale jakimś cudem Harry wciąż sprawiał, że czuł się jak uczniak, który się w nim podkochuje.

- Co tu robisz? Myślałem, że wrócisz do domu dopiero w weekend - zaczął młodszy chłopak, oplatając ramionami szyję swojego chłopaka, gdy tylko znalazł się wystarczająco blisko.

- Nie mogłem się już doczekać, żeby cię zobaczyć - odparł z przekonaniem Louis.

Pociągnął Harry'ego za biodra i przycisnął ich usta do siebie, całując go delikatnie. Harry westchnął zadowolony w usta swojego chłopaka, bo nawet najsłodsze, najbardziej niewinne pocałunki mówiły mu, jak bardzo Louis go pragnie.

Poznali się w klasie matematycznej na pierwszym roku szkoły średniej Harry'ego i na ostatnim roku Louisa, i nie minęło więcej niż kilka tygodni bezwstydnego flirtowania - podawania sobie notatek w klasie i chichotania za podręcznikami - gdy Louis zaprosił Harry'ego na randkę. Potem stali się nierozłączni i niewiele się zmieniło, nawet gdy Louis wyjechał na studia.

- Jak minęła podróż? - zapytał Harry, cmokając Louisa w usta jeszcze kilka razy, po czym odchylił się do tyłu, śmiejąc się, gdy Louis wciąż próbował gonić jego wargi. - Jak długo zostaniesz?

Starszy chłopak skrzywił się, dąsając się. 

- Było w porządku. Dwie godziny wydają mi się dłuższe, gdy cię zostawiam, a bliższe, gdy do ciebie wracam.

Harry pokręcił głową z niedowierzaniem, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu, który zagościł na jego twarzy. 

- Jesteś tak ckliwy, że naprawdę nie mogę tego znieść. 

Louis zignorował go. 

- Zostaję tu do końca weekendu. W sobotę po południu mama zabiera mnie na jakieś spotkanie rodzinne, ale poza tym jestem do twojej dyspozycji. - Ponownie przyciągnął Harry'ego do siebie, przysuwając nos do policzka młodszego chłopaka, po prostu wdychając jego miękką skórę. - Weź swoje rzeczy i odwiozę cię do domu. Chcę cię mieć tylko dla siebie, póki mam okazję.

Open hands and closed fists (but nothing fills the silence) [Tłumaczenie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz