Uciekasz, maszerując przez czerwone piaski pustyni już od kilku dobrych godzin. Do twojego rozgrzanego, brudnego od potu i krwi ciała lepi się pył. Czyja to krew? Nie pamiętasz już nawet, było ich tam zbyt wiele, aby zliczyć. Może to twoja krew? Wątpisz w to, tym gnojkom nigdy nie udałoby się ciebie dopaść.
Zatrzymujesz się i szukasz miejsca, aby usiąść i odpocząć. Rozglądasz się po okolicy i szukasz schronienia. Daleko jak sięga twój wzrok, dostrzegasz tylko piach, kamienie i krzaki. Idealne miejsce do odsapnięcia przed dalszą podróżą. Kładziesz się pod najbliższym drzewem, które zapewnia ci, choć odrobinę obrony przed nieprzebaczającym pustynnym słońcem. Od razu odczuwasz ulgę gdy znajdujesz się w cieniu rośliny. Ogarnia cię błogi spokój gdy na niebie pojawiają się pierwsze gwiazdy, zwiastując chłodną i całkowicie przeciętną noc. Na pustyni. Po ucieczce z...
I wtedy to do ciebie dociera. Gwałtownie otwierasz oczy i wstajesz, prawie wywracając się na ziemię. Znowu zapomniało ci się zebrać wszystkie ciała w jedno miejsce. To już 3 raz z rzędu a jeśli tak dalej pójdzie, to będą czekać cię poważne konsekwencje. Opierasz się plecami o drzewo i patrzysz w piękne, gwieździste nocne niebo, zastanawiając się jakim cudem cały czas zapominasz o czymś tak błahym jak zrobienie masowego grobu po zamordowaniu ponad 300 osób.
- Okej, albo weźmiesz się w garść - Mówisz przez zaciśnięte usta, zaciskając pięści, wbijając paznokcie w skórę, aż te zostawiają odciski - albo zaraz naślą kogoś na ciebie i skończy się Eldorado
Uderzasz się w pierś raz za razem, za każdym razem mocniej, zostawiając brudne ślady na swojej koszuli, która już wcześniej była wystarczająco brudna. Zaczynasz się czymś krztusić, kaszlesz, a z twojego gardła leci krew. Wspaniale, nie dość, że prawdopodobnie niedługo ktoś będzie cię ścigać, to teraz postanawiasz jeszcze złamać sobie żebra. Wycierasz usta w rękaw i kładziesz się pod gołym niebem, z rękami skrzyżowanymi, patrząc w nocne niebo, próbując uspokoić emocje. Powoli zamykasz oczy i zapadasz w sen, rozmyślając nad jutrzejszym dniem.
~~~
Budzi cię żar, lejący się z nieba wprost na twoją twarz. Zasłaniasz ręką oczy, aby choć na chwilę uchronić się przed bezlitosnym gorącem. Patrzysz w górę, mrużąc oczy i próbując znaleźć słońce. Znajduje się bezpośrednio nad tobą. Cholera, jest już południe. To wręcz aż zbyt dużo czasu, aby wynająć kogoś od brudnej roboty. Szybko zrywasz się z ziemi. Nie masz ani trochę czasu do stracenia, trzeba jak najszybciej znaleźć bezpieczne schronienie i lepiej, żeby tym razem nie było to drzewo w samym środku niczego. Próbujesz znaleźć odciski swoich stóp, aby wiedzieć, gdzie iść. Nie możesz ich znaleźć. To chyba dobrze, co nie? Zaczynasz panikować, nie znasz terenu i wygląda na to, że stara technika "idź prosto przed siebie" jest jedyną rzeczą, która jest w stanie ci pomóc wyjść z tej sytuacji. Idziesz wprost przed siebie, mając intuicję jako swojego jedynego przewodnika. I oczywiście duże góry na horyzoncie. One też pomagają.
Im słońce było niżej, tym bliżej było ci do wielkich gór.
Najpierw ujawniła się piaszczysta droga, używana pewnie przez niewielu ludzi w całej swojej historii istnienia. Zaraz później do drogi dołączyły płoty, kiedyś używane, aby trzymać zwierzęta z daleka od niebezpieczeństwa, obecnie przypominały one tylko o tym, jak większość z tych zwierząt prawdopodobnie już od dawna nie żyje.
Aż w końcu, gdy niebo robiło się już fioletowe, dostrzegasz coś, co nie jest aż tak przygnębiające. Schronienie. A konkretniej drewnianą chatkę opuszczoną prawdopodobnie od dłuższego czasu. Rozglądasz się po okolicy, trzymając jedną rękę na swojej broni. Wydaje ci się, że nikogo nie ma, lecz nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć. Powoli wchodząc na ganek, wyciągasz broń i drugą ręką otwierasz drzwi.
Wnętrze budynku wyglądało podobnie co zewnątrz. Dobiega do ciebie duszne powietrze, pachnące fermentacją, stęchlizną i kurzem. Próbując nie robić hałasu, oglądasz dom. Większość pokoi była dogłębnie przeszukana. Każda szuflada oraz każde drzwiczki zostały otwarte, stół w największym pomieszczeniu, dawniej prawdopodobnie salonie, obecnie zaś wylęgarni roztoczy, zawalony był papierami. Wyglądałoby na to, że dom został splądrowany dosyć niedawno, dokumenty niepokryte zostały grubą warstwą kurzu widoczną na każdym meblu. Wyróżniał się tylko jeden pokój, z którego dobiegał intensywny zapach moczu. Po wejściu zaskoczył cię niecodzienny widok. Na podłodze stało dokładnie 40 słoików, każdy zapełniony po brzeg uryną, ułożone w kształt pentagramu. Bierzesz pierwszy słoik z brzegu, podsuwasz pod nos. Specyficzny zapach dostaje się do twojego nosa i prawie mdlejesz. Przykładasz słój do ust i duszkiem wypijasz całą zawartość. Gorące słońce pustyni zachodzi za oknem, oblewa cię swoimi promieniami tak, jak ty oblewasz swoje ubrania pijąc 20 słoik pod rząd. Dzień kończy się tak, jak kończy się twoje życie. Strzałem w głowę od tyłu
KONIEC?
jk może napisze to kiedyś na poważnie bez szczyn...?
CZYTASZ
~ Gorące Słońce Pustyni ~ Sniper X Reader [ONESHOT]
FanfictionPo masakrze w małej mieścinie na środku nikąd uciekasz przez pustynię, aby uniknąć śmierci. Lecz śmierć to nie najgorsze co może cię spotkać Yoo sniper z tf2 x reader??? Nikt wcześniej tego nie napisał