TW// przemoc wobec zwierząt
Nowy dom, nowe konie, nowi ludzie.
Całe to miejsce, do którego mnie przywieźli, było obce i beznadziejne. Czułem się jak intruz, kiedy wprowadzono mnie do boksu; był całkiem spory, wyściełany czymś innym, niż słomą.
Kiedy zaznajomiłem się z nową sytuacją, chociaż wciąż byłem niespokojny i rżałem, ile tylko płuca mi pozwoliły, zwróciłem uwagę na dwa konie stojące w boksach obok mnie. Obydwa jednak były wysokie, dorosłe i złośliwe. Przez pręty, które oddzielały nas, siwy po mojej lewej stronie próbował mnie ugryźć, gdy się do niego zbliżyłem. Kasztan natomiast kopnął ścianę i skulił uszy, jak tylko przysunąłem się do niego, tak więc nie ruszałem się w obawie, że zrobią mi krzywdę.
– To ten? – Kolejny obcy głos rozległ się nad moją głową. Podniosłem się i ujrzałem kobietę, która wpatrywała się we mnie bez szczególnego wyrazu czy zachwytu. Rozpoznałem mężczyznę, który z nią był. To ten sam, który był w moim poprzednim domu, trzymał się wtedy na uboczu, kiedy oddzielili nas od matek i kiedy był przy tym, jak mnie zabrali tutaj.
– Owszem. Ma całkiem dobrych rodziców, więc liczę, że jak zaczniemy treningi, pokaże, na co go stać.
Nie miałem pojęcia, o jakich treningach mówili, ale też byłem zbyt oszołomiony, żeby w ogóle myśleć. Tęskniłem straszliwie za domem, mamą i Daisy. W głębi serca czułem, że nigdy już ich nie zobaczę, że przyjdzie mi żyć w tym miejscu pełnym złośliwych koni.
Poszli sobie w końcu, a ja położyłem się na miękkiej wyściółce i podjadałem siano.
Na pastwiskach i padokach nie zostałem przywitany ze szczególną ciekawością. Kiedy zbliżałem się do grupy koni, zawsze któryś mnie odpędzał, gryząc mnie i próbując kopnąć, więc szybko stałem się samotnikiem, sterczący w kącie niczym kołek w płocie. Czy śnieg i zamieć, zawsze znajdowałem sobie kąt w odległym miejscu na padoku i marzłem. Podobnie było wiosną, w siekących strugach deszczu, czy chłodnej wilgoci poranka stałem sam.
Zadziwiające jednak było to, że im dłużej byłem sam, tym lepiej się czułem, chociaż wciąż brakowało mi najważniejszych istot w moim życiu, nie narzekałem na otwarte pastwiska czy dobrą paszę. Po jakimś czasie samotność stała się dla mnie czymś więcej. Była moją przyjaciółką, która wywołała wspomnienia pełne ciepła i miłości, którymi zostałem obdarzony na początku swojego życia.
W końcu jednak zaczęły następować w moim życiu kolejne zmiany i te również mi się nie podobały.
Zaczęło się od kantara: zmienili go na ogłowie z wędzidłem. Wsadzali mi palce między dziąsła i wciskali na siłę żelastwo, którego chciałem się pozbyć, ale jak na złość w żaden sposób nie wypadało. Naciskało mi język, którym, chociaż mogłem poruszać, nie mogłem wiele zdziałać. Miałem wrażenie, że wybiją mi zęby, jeśli pociągną mocniej. Mój dyskomfort w ogóle się nie liczył.
Wokół mnie zebrali się ludzie, omawiali moje nogi, kłąb, głowę. Słyszałem dużo dobrych rzeczy na mój temat, ale i tak większość pozbawiona była sensu.
– Ma długie, mocne nogi. Jak popracuje trochę na torze, to zwiększy mu się masa mięśniowa. Macie trzy miesiące, żeby przyjął siodło i dżokeja – zarządził dobrze mi już znany mężczyzna. Wszyscy wołali na niego William.
Ja też tak o nim myślałem, ale potem nazywałem go diabłem.
– Trochę krótko, nie śpieszmy się – powiedział jakiś inny człowiek.
CZYTASZ
Wind Of Change✓
Short StoryWind Of Change to krótka historia konia wyścigowego opowiedziana z jego perspektywy, to także opowieść o bólu, miłości i powrotach do domu. Opowiadania zawiera akty przemocy wobec zwierząt. Okładkę wykonała @Tea-Amo