Krwawa wiosenka

22 4 2
                                    


TW: PRZEKLEŃSTWA, KREW


W tamtym momencie nie wiedział co się dzieje. Biegł na oślep przez ulice ogarnięte ogniem. Ramię paliło go niemiłosiernie od ran. Był wściekły i przerażony. Wściekły bo nie przewidział tego co się stało, przerażony bo nie był w stanie nikomu pomóc, nic zrobić. Jego przyjaciele walczyli rozproszeni pod mównicą. Gdy dobiegł zobaczył ich ledwo trzymających się na nogach.

Techno nienawidził Schlatta i z wzajemnością. Lecz tych dwóch miało tajemnice i stare przysługi do wykonania. Ich zjednoczenie przeciwko wszystkim było początkiem końca. Schlatt owładnięty rządzą uważał, że tylko on musi przeżyć, aby stworzyć nowy porządek. Kraj idealny. Jednak w sądny dzień nie był obecny, schowany jak ostatni tchórz w zapewne jakieś norze.

Widział Tubbo walczącego z Techno. Jego ukochany miecz nie zakończył swój żywot. Rękojeść leżała pod jego stopami, a ostrze parę metrów dalej. Blokował ciosy rurą, która przy wybuchu odpadła od budynku. Nie szło mu dobrze. Został zmuszony defensywy. Z każdym kolejnym uderzeniem cofał się do tyłu. Był na przegranej pozycji, jednak się nie poddawał, chociaż był na skraju. Za to drugi mężczyzna wyglądał tak, jakby się w ogóle nie zmęczył. Każdy jego krok, cios był wyważony i delikatny. Jakoby tańczył w wiosennym polu, a nie próbował zabić swojego przyrodniego brata.

Tommy był wściekły na Techno za to, że ich zdradził. A przede wszystkim na siebie, że nie przewidział tego. Nie wyczuł jego spisków za plecami jak wychodził co noc, aby trenować. W rzeczywistości zakreślać kręgi na przywołanie najczarniejszych mocy, takich jak mu się nigdy nie śniło. Może gdyby wcześniej domyślił się widziałby na około siebie kwiaty kwitnące z przyjściem wiosenki, a nie krew towarzyszy płynącą brunatnymi strumieniami.

Kawałek dalej George i Sapnap stali plecami do siebie starając się odeprzeć szkielety wypełzające spod ziemi Nie były one normalne. Ich oczy oczodoły błyszczały się zgniłą zielenią, a kości zdawały się emanować fioletową poświatą. Na miejsce jednego pokonanego pojawiały się dwa nowe. A mimo to cały czas przybywało ich więcej. Mężczyźni mimo ran, wykończenia i braku nadziei dalej chronili siebie nawzajem. To była ostatnia rzecz, jaka im została.

Big Q i Fundy starali się ocucić Bad Boy Halo leżącego w kałuży krwi. Bez skutku. Z daleka już zbliżali się kolejni wrogowie. W końcu oboje złapali go i próbowali przenieść chociaż za ruiny.

Niki była sama. Tommy widział przerażenie w jej oczach. Aczkolwiek to nie czyniło jej słabszej. Przełykając gorzkie łzy bezradności unikała ciosów, aby po chwili je oddać. Robiła to chaotycznie, jednak skutecznie. Resztkami sił chroniła własne życie Miał z nią być Eret, tak jak ustalali na początku, jednak go nie widział. Nie miał czasu się zastanawiać gdzie on jest.

W samym centrum stało dwóch mężczyzn. Mimo niechęci do siebie, sporów, wojen które toczyli byli teraz ramię w ramię. Dream miał stanowcze, przemyślane ruchy podczas gdy Wilbur działał odruchowo, bez namysłu. Wbrew pozorom było to idealne połączenie. Kryli się wzajemnie, tak jakoby ich style były stworzone do walki razem, a nie przeciw sobie. Ze śmiertelnych wrogów stali się jak jeden mąż. Tak samo zniszczony przez wojnę i życie.

Tommy chciał podbiec do kogokolwiek i pomóc. Jednak gdy był już obok Tubbo poczuł jak coś ogromnego na niego spada

Jebany dach

To było ostatnie co pomyślał zanim zapadł w ciemność

Poczuł jak coś gwałtownie go ściąga w dół. Sekundę później walnął twarzą w ziemię. Wyjęczał wiązankę przekleństw w agonii. Nie chciał się podnosić. Wiedział, że zobaczy znowu to piekło w jakim byli zmuszeni walczyć. Miał już dość widoku krwi, ciał i ran swoich przyjaciół. Nie chciał już widzieć Wilbura, który był wrakiem dawnego siebie. Z opiekuńczego, denerwującego starszego brata, który żył ideałami, stał się potworem nie zważającym na innych. Zamkniętym w swoim bólu, ale jednocześnie ślepym na tym który dotykał jego przyjaciół.

 — Tommy, do cholery jasnej — usłyszał jego głos, tak bardzo znienawidzony w ostatnim czasie. Jednak coś nie grało. Zamiast zachrypiałego od papierosów, które tak nagminnie palił (a raczej połykał) oraz zdyszałego od walki był ten dawny, cieplejszy, chociaż brzmiał na trochę zirytowany. Nie, to musi być tylko jego wyobraźnia. Pomyślał, że może umiera. Ta myśl była jak iskierka nadziei, grzała go przyjemnie od środka. W końcu będzie mógł odpocząć, ochłonąć od wszystkiego.

Jednak głos nie dawał za wygraną i teraz wyrzucał wiązankę bardzo obraźliwych wyzwisk w jego stronę.

Przewrócił się na plecy i otworzył oczy. Na widok, jaki zastał poderwał się automatycznie i wytrzeszczył wzrok w widok przed sobą. Kucał nad nim Wilbur. Ale wyglądał inaczej. Miał na sobie dawny mundur. Czysty i błyszczący. Czapka była lekko przekrzywiona, tak samo jak okulary. A twarz wyglądała na młodszą i nie miała ani blizn ani bólu. Jednak był wyraźnie zirytowany.

 — Wiesz co, wiem że jesteś młody i głupi, szczególnie to drugie, ale przydałoby się aby nasz wice chociaż raz wstał na czas, szczególnie gdy mamy deklarować niepodległość dzisiaj. Przysięgam, nogi z dupy Eretowi powyrywam, że nie zwrócił uwagę jak ty jak mały szop zajebałeś nam flaszkę. Co ci w ogóle przyszło do głowy?! Po pierwsze nie możesz pić. Ile ty masz w ogóle lat?! Po drugie nie umiesz i ...

Wilbur kontynuował swoją tyradę. Tommy siedział jak skamieniały przez chwilę, analizując co się właśnie stało. W końcu sobie przypomniał. Wczoraj była duża impreza z powodu ich decyzji o deklaracji niepodległości. Alkohol lał się strumieniami, oczywiście nie miał do niego dostępu, ale udało mu się z Tubbo ukraść jedną flaszkę i wypić ja gdzieś za kanapą. Definitywnie nie miał głowy do alkoholu.

— I co masz na swoja obronę młody kawalerze, hmm? — zapytał wyzywająco. Tommy już otwierał usta żeby coś powiedzieć, jednak żaden dźwięk nie opuścił jego ust. Zamiast tego rzucił się na szyje bratu i łzy napłynęły do jego oczu.

— Od kiedy ty taki wylewny jesteś, co ty zakochany jesteś czy co — zapytał śmiejąc się Wilbur, jednak objął go

— Zamknij się kutasie — mruknął, czując że zaraz zacznie płakać głośno

Tommy mógł przysiąc że widzi jak starszy marszczy brwi.

— Słuchaj młody. Wiem, że od dzieciaka masz powalone sny, chociaż nie bardziej niż pomysły, a po alkoholu pewnie był jeszcze mocniejsze. Nie wiem co się tam stało, ale teraz jesteśmy tutaj, bezpieczni.  Ja się nigdzie stąd nie ruszam i cokolwiek by się nie działo będę obok ciebie. Pamiętaj o tym, dobra? W końcu zbliża się twoja kolejna wiosna, musisz być na nią gotowy -   Pokiwał głową i oderwał się od brata. Dalej miał zaczerwienione oczy. Nie skomentował ostatniego zdania, chociaż w duchu parskając śmiechem wywrócił oczami. Wilbur często mówił o jego urodzinach jako "wiosna". Nie miał pojęcia skąd mu się to wzięło, ale zawsze traktował to bardzo poważnie. Jak byli młodsi biegał za nim i krzyczał że mówi jak stary dziad, a starszy no cóż, z reguły rzucał w niego tym, co miał pod ręką.

— Dam ci chwilę więcej na ogarnięcie się. Przyjdź do do vana, musimy wyjaśnić kilka spraw. A i nie myśl, że twój obecny stan zapobiegnie karze. Hmmm, myślę że nasz cudowny busik musi być idealnie czysty na deklaracje, czyż nie? — Wilbur uśmiechnął się szatańsko i wyszedł. A Tommy zastanawiał się czy by nie wolał znowu walczyć,





NIE SPODZIEWALIŚCIE SIĘ KOLEJNEGO PRAWDA. Ja w sumie też. Dlaczego była aż taka przerwa? Kłamać nie będe, nie chciało mi się i z weną też średnio. Tego shota zaczęłam pisać 10 listopada, więc trochę temu. Było to przed bitwą, więc to było moje wyobrażenie jej :) Ostatnio mnie naszło to go wyciągnęłam, przerobiłam i tadam! Jako fun fact wam powiem, że nie pamiętam z kim początkowo miał walczyć Wilbur ramię w ramię, chociaż wydaje mi się że to był Schlatt, ale po remoncie wyszło jak wyszło. Piszcie mi wasze opinie. Mam nadzieję, że kolejny pojawi się szybciej. Tytuł tego to mocny przypadek.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 23, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Unfinished symphony // dream smp shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz