rozdział 73

67 56 15
                                    

Zima.

Ale zaproszenia na prezydencki bal to nie odmówiły – skomentował zgryźliwie w myślach tuż po przekazaniu dziewczynom najnowszych informacji.

Wtedy musiał się nieźle napocić, żeby wszystko odkręcić – wyjazd na ranczo Busha w Teksasie był już praktycznie dopięty na ostatni guzik. Myślał, że Selino doceni, że ktoś wreszcie pozwoli jej wziąć broń do ręki, ale się mylił. Wyszło na to, że strzela tylko do ludzi, a do tego oczywiście nie mógł dopuścić.

– Tak jak zwykle, panie Hill? Jesteśmy grzeczne, odpowiadamy na pytania i pozwalamy obcym ludziom nas dotykać i robić sobie z nami zdjęcia? – upewniła się Selino.

Potwierdził, bo generalnie właśnie o coś takiego chodziło. Przyjrzał się dziewczynie. Nie ekscytowała się balem, wyglądała jakoś smutno. Schowała dłonie w rękawach ciemnobrązowego swetra, który był na nią trochę przyduży, ale zdawała się tym nie przejmować. Zresztą sama go zrobiła, widocznie taki jej pasował. Zawiesiła się na chwilę wpatrzona w przestrzeń.

– Czy wszystko w porządku? – spytał, nie licząc na odpowiedź.

– Nie, panie Hill. Chyba powoli mam dość bycia waszym tresowanym zwierzątkiem. Ale nie mam innego wyjścia, prawda?

Cholera, Warez tego słuchała. Żeby tylko nie wzięła słów swojej komandor za zachętę do buntu... Rozpoznał ten nastrój, Selino już tak kiedyś miała. Znów będzie się wściekać, że jest bezsilna i nie ma nad niczym kontroli. Przypomniały mu się nagrania z Hanscom, na których Selino tłumaczyła się pozostałym ze swoich lęków. Trzeba będzie na nią uważać, w takim stanie może zrobić coś głupiego.

– Nie zawsze dostajemy od życia to, czego chcemy – stwierdził.

– Pójdę się pomodlić – wymigała się od dalszej rozmowy. Wiedziała, że kiedy jest w świątyni, nikt nie będzie jej przeszkadzał. – Gdyby pani Kirby pytała, chcę mieć suknię odpowiednią do okazji, ufam jej wyborowi – przekazała jeszcze, odwróciła się i uciekła.

Odpowiednia oznaczała w tym przypadku długą suknię ze srebrzystą górą i obszernym, zielonym dołem z połyskliwego, szeleszczącego materiału. Kalia i Inga wybrały styl akuryjski: koronki i falbanki. Ethan może nie był modowym ekspertem, ale dla niego Selino wyglądała najlepiej. Znów upięła włosy i pomalowała usta, ale ciągle miała smętną minę. Jeśli pójdzie tak dalej, będzie musiał zainterweniować. Niestety było już za późno, żeby odwołać jej udział w tej imprezie, zwłaszcza na tak marnej podstawie, jak jego niejasne przeczucia. Na razie skupił się więc na rozsadzeniu całego towarzystwa w samochodach. Helena pojedzie z Kalią, Camillą i Erikiem, a on przypilnuje Warez i Selino. Nikce będzie wszystko jedno, a Inga powinna wytrzymać chwilę bez swojego narzeczonego.

Te zaręczyny były pewnym wydarzeniem. Nie powie, że się tego nie spodziewał, Warez od zawsze miała konserwatywne poglądy na sprawy damsko-męskie. Każdy, kto miał oczy, widział, że coś między nimi jest, ale i tak myślał, że to potrwa dłużej. Chen zrobił się po nich odważniejszy, zaczął się stawiać i pyskować, jakby chciał dorównać butą swojej wybrance. Hilla to tylko bawiło. Przynajmniej dziennikarze mieli zajęcie, lubili pisać i mówić o ich związku.

– Pani Selino, proszę się zachowywać. Wygląda pani gorzej niż zwykle...

– Wiem, co mam robić, panie Hill – przerwała mu.

I rzeczywiście, kiedy wysiadała z samochodu przed Białym Domem, sprawiała już lepsze wrażenie. Wyprostowana, lekko uśmiechnięta, ale i wycofana, przepuściła Kalię i Ingę przodem. Odpowiadała skinieniami głowy na zaczepki dziennikarzy, zgodnie z ustaleniami nie zatrzymywała się, by z nimi porozmawiać. Zresztą nie mogła tego zrobić bez tłumacza. A jej tłumaczem był on.

Niewłaściwy kolor niebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz