𝚕𝚒𝚜𝚝𝚘𝚙𝚊𝚍𝚘𝚠𝚎 𝚠𝚜𝚙𝚘𝚖𝚗𝚒𝚎𝚗𝚒𝚊

6 2 0
                                    

▶ 𝑻𝒂𝒌 𝒕𝒐 𝒔𝒊𝒆̨ 𝒛𝒂𝒄𝒛𝒚𝒏𝒂
𝒁𝒅𝒆𝒋𝒎𝒖𝒋𝒆𝒔𝒛 𝒃𝒖𝒕𝒚 𝒏𝒂 𝒕𝒚𝒍𝒏𝒚𝒎 𝒔𝒊𝒆𝒅𝒛𝒆𝒏𝒊𝒖 𝒎𝒐𝒋𝒆𝒈𝒐 𝒎𝒊𝒏𝒊𝒗𝒂𝒏𝒂

[szum głośnika] Wybacz, niechcący. Możesz powtórzyć? Och, pytasz jak to się zaczęło. [cenzura] Sam nie wiem. Przez większość czasu byłem na haju albo na głodzie, więc zbyt wiele nie pamiętam. Ale [westchnięcie] to był listopad, tego jestem pewien. L i s t o p a d jak to śmiesznie teraz brzmi. Pierwszy raz byłem wtedy zakochany [pauza]. Nie patrz tak na mnie, każdy miał ten pierwszy raz, a z nią tych pierwszych razów przeżyłem wiele, jeśli wiesz co mam na myśli [śmiech].

Miała twarz prosto z okładki magazynu. Poznaliśmy się na szkolnym parkingu, ja urwałem się z historii, a ona czekała na swojego chłopaka. Jak mu było? Mark, Mike. Nieważne, on w ogóle nie był wtedy ważny. W każdym razie z Lizzie, bo tak się przedstawiła, szybko znaleźliśmy wspólny język. Siedząc na masce już wtedy zabytkowego Mustanga, zapytała czy mam szluga, a ja miałem. W czasach liceum nie wychodziłem z domu, nie mając przy sobie pełnej paczki. I to był mój błąd. Jak wiesz, jeden z wielu. Zaczęliśmy gadać o wszystkim, o tym, że w sumie to na niczym nam nie zależy, ale że zawsze miło jest na coś ponarzekać. A gdy rozmowa przestała się kleić, wsiedliśmy do mojego minivana. Nie wiem, gdzie potem pojechaliśmy, ani co piliśmy po drodze, ale pamiętam, że wieczorem byłem już nieźle wstawiony, a ona zaczęła zdejmować buty na tylnym siedzeniu. Te listopadowe liście miałem wtedy wszędzie: we włosach, w butach, pod koszulką; ale jej to nie przeszkadzało. Po wszystkim wysiadła, idąc ciemną ulicą do domu. Nie kojarzę, czy kiedykolwiek wyglądała lepiej, niż wtedy, gdy moja koszula niedbale zwisała z jej pleców.

▶𝑻𝒐𝒕𝒂𝒍𝒏𝒊𝒆 𝒛𝒓𝒖𝒋𝒏𝒐𝒘𝒂𝒏𝒚 𝒊 𝒑𝒐𝒍𝒆𝒎𝒊𝒄𝒛𝒏𝒚 𝒘 𝒔𝒑𝒐𝒔𝒐𝒃𝒊𝒆 𝒋𝒆𝒈𝒐 𝒎𝒐́𝒘𝒊𝒆𝒏𝒊𝒂.
𝑹𝒐𝒛𝒍𝒖𝒛́𝒏𝒊𝒐𝒏𝒚 𝒘𝒐𝒌𝒂𝒍, 𝒐𝒑𝒐́𝒛́𝒏𝒊𝒐𝒏𝒚 𝒑𝒓𝒛𝒆𝒛 𝒑𝒐𝒘𝒕𝒂𝒓𝒛𝒂𝒏𝒊𝒆 𝒕𝒆𝒈𝒐 𝒔𝒂𝒎𝒆𝒈𝒐

Przez długi czas się nie widywaliśmy. Dzieliły nas kluczowe różnice w poglądach: ja brałem, a ona nie. Chyba dlatego nam nie wyszło. Teraz jak o tym myślę, to uważam, że nie było warto, że do siebie po prostu nie pasowaliśmy. Wtedy tego nie rozumiałem. Co śmieszne czułem się, jakbym utknął w tym [cenzura] l i s t o p a d z i e. Cały czas myślałem, co właściwie między nami zaszło. Nie marzyłem o niej tylko wtedy, kiedy byłem pijany [pauza], a kiedy nie byłem to chciałem być i już tylko szklane butelki chodziły mi po głowie [śmiech].

Nie było ze mną zbyt dobrze. Wcześniej chyba nie sądziłem, że alkohol może mi zbrzydnąć, ale tak się stało. Dotknąłem dna, co było krzywdzące dla mojego ego. Musiałem się wybić. Przez chwilę na prawdę myślałem, że może coś ze mnie jeszcze będzie. Poprawiłem nawet wszystkie moje dwóje na dwóje z plusem oraz zacząłem gadać z tymi fajniejszymi dzieciakami w szkole. Wiesz, tymi które na serio myślą o swojej przyszłości. Mówili o niej jak o pewnym planie, nie zostawiając miejsca na przypadki i zbiegi okoliczności. Byli o tym tak przekonani, że prawie im uwierzyłem. P r a w i e. Może oni mieli paski na świadectwach, ale z nas wszystkich to jednak ja byłem tym mądrzejszym.

Niestety, szybko mi się to znudziło. Punktualne przychodzenie na lekcje po prostu nie było dla mnie. Nie pamiętam, ile zajęło mi wrócenie do poprzedniego trybu życia, ale przypuszczam, że nie trwało to długo. Znów zacząłem się krzątać po takich miejscach w mieście, w których nie powinien znaleźć się żaden siedemnastolatek. Żaden trzeźwy, przynajmniej. Wciąż jednak szukałem czegoś, na co mógłbym spożytkować nadmiar energii. Zacząłem rysować, ale ludzie w barach dziwnie patrzyli na chłopaka z ołówkiem, a nie kieliszkiem w ręce. Próbowałem więc grać na gitarze. Nie była to moja pasja, ale wiesz, inaczej patrzy się na artystę z gitarą a inaczej na artystę z pędzlem. Poza tym, nie wydaje mi się, żeby szło mi dobrze, ale na co komu talent skoro ja miałem charyzmę. Tyle wystarczyło, a kretyni dla których grałem i tak byli wystarczająco zjarani, żeby nie słyszeć moich błędów.

𝚕𝚒𝚜𝚝𝚘𝚙𝚊𝚍𝚘𝚠𝚎 𝚠𝚜𝚙𝚘𝚖𝚗𝚒𝚎𝚗𝚒𝚊Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz