Zima nastała bardzo szybko. Śnieg spadł już w listopadzie, okrywając białym puchem całą okolice. Przez cały ranek wysłuchiwaliśmy lekcji historii magii, a później ćwiczyliśmy rzucanie zaklęć. Lora przez cały dzień zachowywała się dość dziwnie. Była zupełnie nieobecna i miałam wrażenie, że czegoś się obawiała. W trakcie lunchu, siedziałam samotnie wyczekując na przyjaciółkę. Po jakimś czasie zjawiła się w wielkiej sali. Widziałam jęk jej twarz błądziła po zgromadzony. Bała się czegoś.
- Weź lunch ze sobą i chodź ze mną. - Oznajmiła krótko, przebierając nerwowo nogami.
- Co się stało, Lora? - Zapytałam zaniepokojona.
- Proszę nie pytaj. - Powiedziała i zaczęła się rozglądać. - Zrobiłam coś głupiego, ale opowiem ci jak stąd wyjdziemy. - Oznajmiła, łapiąc mnie za ramie. - Gotowa?
Kiwnęłam głową. Zabrałam tylko marchewkowe ciastko i wstałam, podążając za przyjaciółką. Weszłyśmy na chwilę do naszego dormitorium, aby przebrać się w coś cieplejszego. Lora wpakowała do torby koc, a później zaczęłyśmy kierować się na błonie szkoły. Mimo mrozu i dość sporej warstwy śniegu na niebie nie było ani jednej chmury, a słońce górowało nad górskimi szczytami. Lora przez całą drogę praktycznie milczała. W końcu dotarłyśmy nad skute lodem jezioro. Weszłyśmy na pomost znajdujący się przy starej, niezamieszkałej już chatce rybackiej. Usiadłyśmy na szczycie pomostu, rozkładając wcześniej koc.
- Jak już zaciągnęłaś mnie taki kawał, w taki mróz to liczę na szczegółowe wyjaśnienia. - Oznajmiłam, spoglądając wyczekująco na przyjaciółkę.
- Sama nie wiem od czego zacząć. - Spojrzała na mnie, a później skierowała swój wzrok na ośnieżone górskie szczyty. - Zrobiłam coś głupiego, nieodpowiedzialnego. - Spuściła wzrok.
- Co masz przez to na myśli? - Zapytałam zniecierpliwiona.
- Wszystko zaczęło się wczorajszego wieczoru. - Zaczęła powoli. - Byłam u Freda, siedzieliśmy razem w spokoju wspólnym Slytherin. Wtedy pojawił się Jake Johnson, zaczął oskarżać go o coś i rzucił się na niego.
- Ale jak to? - Zapytałam zdziwiona. - Dlaczego?
- Fred coś mi pokazał. Ja jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to nie należy do niego. - Spojrzała bardzo poważnie i wyciągnęła z kieszeni swojego płaszcza sygnet zdobiony wielkim szmaragdem. - Kiedy Jake rzucił się na niego, sygnet wypadł z jego dłoni.
- Myślisz, że Fred komuś go ukradł? - Niecierpliwiłam się, jednak próbowałam to ukryć.
Widziałam jak moje przyjaciółka bardzo się tym denerwowała.
- Nie! To nie możliwe. On nigdy by tego nie zrobił. - Oznajmiła zdenerwowana, ściskając nerwowo wolną ręką fragment swojego płaszczu. - Ale nie należał do niego. Spójrz. - Podała mi pierścień.
Dostrzegłam na nim wyraźne inicjały wygrawerowane na wewnętrznej stronie. Dwie symetryczne litery L oraz M. Na myśl przyszła mi tylko jedna osoba Lucjusz Malfoy.
- Musisz go oddać Fredowi zanim narobisz sobie poważnych problemów. - Przysunęłam się do przyjaciółki i podałam jej sygnet, a ona schowała go szybko do kieszeni.
Nie zdołała wydusić nic więcej. Jej oczy zamarły wpatrując się w punkt znajdując się za mną. Odwróciłam się szybko, kiedy tylko ujrzałam jej przerażoną minę. Zobaczyłam jak na pomost wchodzi grupa osób, kierując się pewnym krokiem w naszą stronę. Po krótkiej chwili już wiedziałam kim byli. Ślizgoni. Johnson, Jones, Crabbe, Goyle i na ich czele Draco. Wstałam szybko i ruszyłam w ich stronę, aby odciągnąć ich od Lory.
- Czego tu szukacie? - Burknęłam, spoglądając na każdego z osobna.
- Odsuń się. - Powiedział Malfoy, dźwięk jego głosu emanował gniewem. - Chce tylko to co należy do mnie.
- Nie ma niczego co mogłoby tu należeć do ciebie. - Wyznałam stanowczo, robiąc krok w tył, gdy stanęli tuż przede mną.
- Zapytaj się najpierw tej szlamy, czy nie zabrała czegoś co do niej nie należy. - Syknął patrząc na Lorę.
Spojrzałam na przyjaciółkę, która wpatrywała się we mnie z przerażeniem w oczach. Wiedziałam, że nie mogę jej tego zrobić. Nie mogę jej wydać.
- Macie ostatnią szanse. - Powiedział obdarowując nas nienawistnym spojrzeniem.
- Zostaw ją w spokoju. - Warknęłam. - Jeśli tylko się do niej zbliżysz to nie ręczę za siebie.
- Groźby z twoich ust brzmią raczej karykaturalnie.- Czułam jak lustruje mnie wzrokiem. - Chyba nie sądzisz, że bałbym się kogoś takiego jak ty. Spójrz na siebie, jesteś taka... - Ciągnął dalej. - Wątła. - Powiedział po czym odwrócił się w stronę Crabba i Goyla i machnął do nich ręką.
Dwóch tęgich, umięśnionych osiłków ruszyło w stronę Lory. Odwróciłam się szybko, kiedy tylko mnie minęli. Zobaczyłam jak łapią moją przyjaciółkę za ramiona. Oburzona zbliżyłam się i chcąc odepchnąć jednego z nich uderzyłam go w ramie. Nim się spostrzegłam Gregory trącił mnie swoją długą ręką. Czułam jak tracę równowagę, a zaraz po tym moje ciało upadło na taflę zamarzniętego jeziora. Z przerażeniem spojrzałam na miejsce, w którym się znalazłam.
- Maddy! - Usłyszałam głos Lory, która wyciągała dłonie w moją stronę.
Spojrzałam na przyjaciółkę z przerażeniem na twarzy. Był początek zimy, a jezioro zamarzło zaledwie kilka dni temu. Wstałam ostrożnie próbując złapać równowagę na śliskiej powierzchni. Czułam jak moje nogi rozjeżdżają się na boki. Próbowałam skoncentrować się na tym, aby przejść ten zaledwie dwumetrowy fragment dzielący mnie z pomostem. Jednak to okazało się trudniejsze niż myślałam.
Kiedy spróbowałam poruszyć się do przodu poczułam jak lód pode mną zaczął się kruszyć. Serce gwałtownie mi przyspieszyło. Mój oddech stał się nieregularny, a moje nogi lekko zadrżały. Usłyszałam trzask, a wtedy pod moimi nogami pojawiła się ogromna rysa. Zdążyłam spojrzeć w stronę pomostu, a zaraz potem poczułam jak załamuje się pode mną lód sprawiając ze straciłam grunt pod nogami.
W chwili kontaktu z lodowatą wodą moje ciało przeszyło tysiące małych ostrzy, a z płuc uciekło całe powietrze. Kiedy moje ciało zanurzyło się całkowicie, zaczęłam płynąć, aby wynurzyć się na powierzchnie. Czułam jak drętwieją mi stopy, jak tracę czucie w dłoniach. Chciałam wydostać się, wiedziałam, że potrafię pływać, ale brakowało mi sił. Czułam też jak brakuje mi powietrza, ostatkami sił zbliżyłam się do powierzchni, stykając się z lodem.
Byłam uwięziona. Resztkami sił uderzyłam w taflę ale nawet nie drgnęła. Nie miałam już zupełnie energii. Poczułam, że tracę panowanie nad swoim ciałem, że robię się zmęczona. Zaczęłam opadać w głębinę. I kiedy myślałam, że to już koniec zobaczyłam rozbłysk, który raził moje oczy. Światło było tak jasne, że trudno było mi zlokalizować jego źródło. Przez moje ciało przelała się fala ciepła, a promienie przeszyły mnie całkowicie napełniając mocą, której nie byłam w stanie opisać. Nie wiem jak długo to trwało, bo następne co pamiętam to dłoń, która załapała moje ramię i pociągnęła ku powierzchni.

CZYTASZ
The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |
FantasyMedalion o potężnej mocy, stworzony z żywego ognia... Gdy odnajduje go Madeleine, nie ma pojęcia, że jest nosicielką sangre de fuego, ognistej krwi. Istnieje jednak dziennik, w którym zapisane są tajemnice, lecz, kiedy sekrety te poznaje ktoś, kto p...