Rozdział II.

855 74 148
                                    

Po prostu wbijał wzrok w rzuconą na podłogę książkę, drżąc cały. Jednak dość szybko przestał widzieć ją wyraźnie, ponieważ cisnące się do oczu łzy coraz bardziej przysłaniały mu widok.

Pomimo tłumionego szlochu i ciągania nosem nie był w stanie powstrzymać coraz szerszego uśmiechu. Nie wiedział czemu, ale jednocześnie chciał głośno płakać i krzyczeć ze szczęścia.

Tylko czemu?

Czemu? czemu? czemu? czemu? czemu!?

Przecież to nie było nic takiego. On sam robił to dla przyjaciela już wielokrotnie. Taka zamian ról powinna być tylko miłym zaskoczeniem. Więc czemu wnętrze Allana właśnie szalało szarpane emocjami, a on nawet nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, bo chyba nigdy nie czuł tak wiele na raz?

Pomimo tego wszystkiego nie ten stan był najgorszy. Najgorsze było to, że doskonale znał odpowiedź. Była ona tak krótka i niedorzecznie prosta, że przez cały czas wwiercała się w jego serce i umysł. Pchała mu na język, zupełnie jakby chciała wyrwać się przez wykrzywione w zniekształconym od szlochu uśmiechu usta i zostać wykrzyczana całemu światu.

Jednak on i tak walczył z sobą, aby wyrzucić ją z głowy i raz na zawsze wymazać z pamięci. Czemu wkładał tyle trudu w okłamywanie samego siebie? Przecież nie był na tyle głupi, aby sądzić, że to ma sens, albo może mu jakkolwiek pomóc.

Przeplatany śmiechem szloch stawał się coraz głośniej, a drobne ciało mężczyzny nie przestawało drżeć. Kiedy zakrywał usta dłońmi, aby stłumić odgłosy, których wstydził się sam przed sobą, Karl wskoczył mu na kolana. Zwierzak widocznie zaczął się martwić o opiekuna, którego zachowania nie potrafił zrozumieć. Szop widocznie wystraszony kręcił się na kolanach mężczyzny, drapał go lekko i się o niego ocierał.

Widząc niepokój małego towarzysza Poe dużo szybciej i łatwiej się opanował. Kiedy wreszcie mu się udało, przytulił do siebie zwierzaka na tyle gwałtownie, że ten drgnął zaskoczony.

- Przepraszam maluchu... - wyszeptał łagodnie, głaszcząc miękkie futerko i tuląc do niego twarz. Poczuł wtedy, że Karl powoli się rozluźnia. Chyba zaczynał się już przyzwyczajać do wahań nastroju swojego pana, ale ten wciąż czasem go zaskakiwał. – Powiedz mi, co ja mam zrobić? – westchnął niemal załamany.

Oczywiście szop nie odpowiedział nic. Jedyne co mógł zrobić to ponownie zacząć się tulić do właściciela, jakby chciał go w taki sposób pocieszyć.

Chwilę po tym do Edgara dotarło, o co prosił go Ranpo, zanim ten wyszedł. Wtedy aż podskoczył, odstawił zaskoczonego Karla na poduszkę i zaczął szukać telefonu jakby spanikowany. Wybrał numer do przyjaciela niemal od razu po tym jak komórka wpadła w jego smukłe dłonie. Kiedy już trzymał telefon przy uchu, dotarło do niego, że przecież nie przemyślał co ma powiedzieć Edogawie. Ta myśl sprawiła, że niemal wpadł w panikę, ale było już za późno, by naprawić ten błąd. Na jego nieszczęście detektyw odebrał niemal od razu.

- Przeczytałeś już? – zapiszczał do słuchawki, jeszcze zanim Poe zdążył zareagować. Jednak wypowiedzianego przez niego zdanie nie brzmiało do końca jak pytanie.

- Tak... - wykrztusił w końcu.

- Dłużej się nie dało? – zapytał, pomimo że doczekał się telefonu sporo szybciej, niż się spodziewał.

- Wybacz... - burknął zawstydzony Poe. Poczuł, że zawiódł przyjaciela.

- No, już nic – zaśmiał się Ranpo. – Powiedz lepiej, jak podobało ci się moje dzieło.

- Eeeeem... - pisarz nie był w stanie wykrztusić nic więcej. Miał w głowie pustkę, ta rozmowa zdecydowanie zbyt mocno go stresowała. Zwłaszcza że nie wiedział na ile mógł być szczery.

Niezakończony świat [Ranpoe]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz