– Po co idziemy? – spytałam pełnym ciekawości głosem, gdy wyszliśmy na ulicę.
– Po puszki i amunicję – rzekł Josh. – Kiedyś pochowałem ich trochę w centrum handlowym. Będziemy musieli przenieść te rzeczy gdzieś indziej, bo w okolicy ostatnio kręci się znacznie więcej bandytów...
– Przenieść? Gdzie? – rzuciłam, nie czekając aż rozmówca dokończy zdanie.
– Zobaczysz... – mruknął chłopak, wyraźnie znudzony kolejnym pytaniem. – Musisz tak o wszystko wypytywać?
Zajęci rozmową, zanurkowaliśmy w jezdni pełnej samochodów. Tym razem poruszałam się jeszcze niezdarniej niż dotychczas. Miałam wrażenie, że moje ruchy było widać z co najmniej kilometra.
– Wiesz... Tak w ogóle to zastanawiam się nad jedną kwestią – wymamrotałam, próbując nadążyć za swoim towarzyszem.
– O co chodzi? – odparł obojętnym głosem.
– Jakby to powiedzieć... Jeśli ktoś, powiedzmy tydzień temu, wszedł do państwowego schronu, to mógłby z niego teraz wyjść? – spytałam, nie zwracając uwagi na fakt, że to co powiedziałam musiało brzmieć wyjątkowo głupio.
– Mało prawdopodobne – rzekł Josh, rozglądając się dookoła. – Podobno mają tam teraz nowy rząd. Sporo osób kazali rozstrzelać, a wielu trafiło do więzienia. Tyle wiem. Zresztą, jeśli koniecznie musimy o czymś rozmawiać, to proszę byle nie o polityce. – Jego głos przybrał stanowczego tonu. – Nie interesuję się takimi sprawami.– Okej – mruknęłam, choć myślami powędrowałam już w zupełnie inne miejsce.
„Tata był dobrym znajomym jednego z członków byłego rządu, więc będąc tam w najlepszym wypadku mógłby trafić do więzienia – zaczęłam rozmyślać. – A co jeśli go zabili? Nie... To niemożliwe. Ethan da sobie radę. Na pewno...". Mimo, że bardzo chciałam w to uwierzyć, ze strachu pociemniało mi przed oczami. Poczułam bolesny skurcz żołądka.
– Słabo się czuję. Możemy stanąć? – jęknęłam, osuwając się na jeden ze stojących obok mnie pojazdów.
– Co ci jest? – spytał chłopak, odwróciwszy się w moim kierunku.– Ja... Nie wiem... – mruknęłam.
Zaczęłam mieć wrażenie, że spadam w niemającą dna przepaść. Po chwili cały świat zatonął w mroku. Wkrótce po tym zaczęłam słyszeć czyiś głos. Początkowo wydawało mi się, że dochodził z daleka. Dopiero po paru sekundach dźwięk stał się zrozumiały. Ocknęłam się, leżąc na asfalcie. Tuż obok klęczał Josh.
– Emily?... – powtarzał zaniepokojonym głosem, poklepując mnie po policzku.
– Co się stało? – spytałam ospale, jakbym wybudziła się z co najmniej kilkugodzinnego snu.
– Straciłaś przytomność – rzekł, uspokoiwszy się nieco. – Wszystko w porządku?
– Tak... To pewnie przez upał – stwierdziłam, spoglądając w bezchmurne niebo.
Na zewnątrz faktycznie było bardzo gorąco. Zapadła chwilowa cisza. Oboje wstaliśmy z ziemi.– Nie odstawiaj więcej takich numerów, okej? Wystraszyłaś mnie... Dasz radę dalej iść? – Głos znajomego był już zupełnie spokojny, jednak nadal dało się w nim wyczuć odrobinę troski.
Pokiwałam twierdząco głową. Ruszyliśmy dalej.
– Dlaczego pytałaś o ten państwowy schron? – spytał mój przewodnik.
Nie było sensu dłużej ukrywać prawdy. Już zamierzałam otworzyć usta, żeby wyznać co stało się z tatą, jednak wtedy, z jednej z bocznych uliczek wybiegły trzy jelenie. Ten widok zupełnie mnie zaskoczył. W końcu jak do tej pory nie miałam okazji spotkać na ulicy żadnego zwierzęcia. „Ciekawe, dokąd się tak spieszą – pomyślałam". Odpowiedzi na to pytanie nie musiałam zbyt długo szukać. Chwilę po tym, w oddali zaczęłam słyszeć mruczenie. Dźwięk z każdą sekundą stawał się coraz głośniejszy, aż w końcu przerodził się w nieznośny warkot. Wtedy zza tego samego rogu, wyjechało dwoje ludzi na motorach.
– Koczownicy... – mruknął zaniepokojony Josh, zerkając w ich kierunku.
– Kto? – spytałam zdumiona.
Zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć, o tajemniczych osobnikach, chłopak rzucił mnie na ziemię. Nie wiedząc po co to zrobił, instynktownie zaczęłam się wiercić. Mój towarzysz również położył się na rozgrzanym asfalcie.
– Możesz łaskawie przestać się ruszać? – szepnął poddenerwowanym głosem. – Jakbyś nie zauważyła, próbuję nas uratować.
Nie protestowałam. Z zaciekawieniem zaczęłam przyglądać się sylwetkom tajemniczych jeźdźców. Żaden nie miał ochronnego skafandra. W rękach trzymali pistolety, a na głowach nosili typowe dla motocyklistów kaski. Niestety nie zdążyłam zobaczyć więcej szczegółów. Trzej nieznajomi minęli nas ze sporą prędkością, zostawiając po sobie jedynie smugę dymu. Przez następną chwilę słyszałam coraz cichsze dźwięki silników oraz oddawanych strzałów.
– Kto to był? – spytałam pełnym ekscytacji głosem, gdy zagrożenie minęło.
– Koczownicy – powtórzył Josh, nie odrywając wzroku od oddalających się sylwetek mężczyzn. – Polują na wszystko co żyje. Lepiej schodzić im z drogi, bo ludzkim mięsem też nie gardzą.
Zrobiło mi się niedobrze.
– Widziałeś to? Nie mieli na sobie skafandrów. Przecież już dawno powinni nie żyć – oznajmiłam, zdumiona tym faktem.
– Nie koniecznie – zaprzeczył. – Niektórzy są odporni na wirusa i nie muszą ich nosić.
– Naprawdę? – odezwałam się z niedowierzaniem.
Chłopak pokiwał twierdząco głową.
– I ci ludzie... Mogą zupełnie normalnie żyć?
– Tak jakby – rzekł przewodnik.
Zapadła krótka cisza. Oboje wstaliśmy z ziemi. Dopiero wtedy zaczęłam odczuwać ból w kolanie, w które uderzyłam się, upadając na ziemię.
– To niesprawiedliwe... – jęknęłam z niezadowoleniem, rozmasowując bolące miejsce.
– Tak jak wszystko na świecie – dokończył Josh.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Tym razem budynek centrum handlowego wzbudził we mnie jedynie strach. Na myśl, że w środku mogłam spotkać Johna, lub jego obleśnego kumpla, poczułam bolesny skurcz żołądka. Mimo wszystko wiedziałam, że w tamtej chwili nie było już odwrotu. Weszliśmy do środka. Tak jak ostatnio, na podłodze leżały porozrzucane ciała. Ich widok sprawił, że mimowolnie chwyciłam Josha za rękę. Ku mojemu zdziwieniu, nie przeszkadzało mu to. Większość ludzi, których spotykaliśmy po drodze, dokądś szła. Miałam wrażenie, że w budynku panował znacznie większy ruch, niż gdy byłam tam po raz ostatni. Jedni zmierzali do celu samotnie. Inni w większych grupach. Niektórzy leżeli pod ławkami lub na podłodze, kompletnie pijani, tak że trudno było odróżnić ich od martwych.
CZYTASZ
Zagubieni
AdventureWszelkie górnolotne hasła i wartości zapadły się pod ziemię, wraz z życiami ostatnich ludzi, zmuszonych do ukrycia się w schronach przed śmiercionośnym wirusem. Od tamtej pory każdy musiał radzić sobie sam. W tej przytłaczającej rzeczywistości, żyje...