- Haha oj Kris jesteś cudny – zachichotał Luhan stojąc obok mnie, spojrzałem na nich spode łba. Najwyraźniej to małe stworzenie, które obdarzyłem taką ilością miłości nie zdaję sobie sprawy jak bardzo mnie rani. Jego dłoń powoli powędrowała na ramię wyższego Chińczyka delikatnie masując. Poczułem jak krew się we mnie gotuję, czasem to moje bycie zazdrosnym, przysparzało mi wiele bólu, jednak znajdowałem w tym plusy. Może było ich mniej niż minusów jednak zawsze coś. Kiedy Lu zauważył moją obecność podszedł do mnie i uśmiechnął się promiennie, ja odpowiedziałem jedynie delikatnym wykrzywieniem ust, starającym się imitować uśmiech.
- Coś się stało? – Zapytał wyraźnie zaskoczony, moim zachowaniem. Westchnąłem cicho i przyciągnąłem do siebie wątłe ciało blondyna, tuląc mocno. Pomimo, że tak często moje serce było w pewien sposób ranione, jego bliskość koiła każdą ranę. Z początku stał jak kłoda nie odwzajemniając czułości, jednak po chwili wtulił się we mnie. Delikatnie pogładziłem jego włosy, lubiłem to robić, były takie przyjemne. Chwyciłem jego dłoń i uwolniłem z uścisku, prowadząc powoli za sobą. Znaleźliśmy się w jakimś przejściu, nie długi korytarz pomalowany na szaro i biało. Kiedy upewniłem się, że nikogo poza nami nie ma, delikatnie chwyciłem podbródek Luhana. Wpiłem się w jego małe i ciepłe usta, reakcja na ten gest była natychmiastowa, objął mnie ramionami, a palce wplótł w moje włosy. Zacząłem iść powoli, w stronę ściany nie odrywając się od ust ukochanego. Gdy dotarliśmy tam, delikatnie oparłem jego plecy o nią i pogłębiłem pocałunek, nasze języki splotły się w powolnym tańcu, nieśpiesznie badając siebie nawzajem. Oderwałem się na chwilę i spojrzałem mu prosto w oczy.
- Kochasz mnie jeszcze, chociaż trochę? – zapytałem smutnym głosem, spuściłem wzrok. Bałem się, że powie, że coś słabnie, gaśnie. Tak bardzo się bałem, bo nie wyobrażałem sobie żyć bez niego. Poczułem, że kładzie mi na piersi dłonie, które powoli wędrują w stronę twarzy. Delikatnie chwycił ją swoimi słodkimi palcami i zwrócił ją w swoją stronę.
- Już… Proszę Cię, nie pytaj o takie rzeczy… - powiedział smutnym tonem i musnął mój polik ustami. – To oczywiste, że Cię kocham. Nie trochę, a bardzo. – uśmiechnął się ciepło. Złożyłem jeszcze jeden motyli pocałunek na jego wargach i tym razem to ja wtuliłem się w niego. Zaskoczony dopiero po chwili pogładził moje plecy dłońmi.
- Dziękuję… - Szepnąłem cicho, a w moich oczach zebrały się łzy. Najcenniejszy skarb jaki posiadałem, był tak blisko mnie. Jedyne czego się bałem to to, że któregoś dnia zostanę z niego ograbiony. Pozbawiony jakiejkolwiek bliskości i pozostawiony biedny. Bo to, że jest przy mnie sprawiało, że jestem w jakiś sposób bogatszy niż inni. Miałem osobę która jest dla mnie światem, zależy mi tylko i wyłącznie na byciu przy nim ale także jego szczęściu. Więc nawet jeśli, kiedyś będę musiał się pogodzić z tym, że będzie szczęśliwszy przy kimś innym to zrobię to, z męską dumą pozwolę mu odejść. Może i wypłaczę morze łez, jednak on jest ważniejszy. Wielu powiedziałoby, że wtedy powinienem walczyć, bo iskra miłości, nie wygasła do końca. Jednak, co mógłbym poradzić skoro to on zdecydował by kogo kocha bardziej.
- Czemu tak nagle zapytałeś? – spytał dumając nad czymś z zamyślonym wyrazem twarzy. Przestałem się wtulać w jego chude ciało i spojrzałem w jego twarz. Powinienem mu jakoś sensownie odpowiedzieć, jednak nie widziałem takiego wyjścia w swojej głowie. Przez chwilę miałem wrażenie, że w jego oczach iskrzą łzy. – Nie ufasz mi? – zapytał ponownie łamiącym się głosem. Miałem rację, on płakał. Po porcelanowo bladych polikach spłynęły strumyki stworzone z łez. Kiedy chciałem je zetrzeć on jedynie odtrącił moją dłoń.
- Nie… to nie chodzi o to… - zacząłem się tłumaczyć ze swojego pytania jednak jąkając się. Przetarłem twarz i ponownie na niego spojrzałem, tym razem łez było więcej.
- To o co?! Widzę, jak patrzysz kiedy rozmawiam z kimś innym… Przyznaj się i powiedz, że mi nie ufasz… że uważasz, że jeśli nie będziesz mnie ciągle pilnował to puszczę się z pierwszym lepszym. – powiedział z wyrzutem, a łzy popłynęły jeszcze gęściej. Zaczął cicho szlochać. Chciałem mu wyjaśnić, że to nie tak, że tak nie uważam jednak stałem jak wryty. Poczułem na swoim poliku pieczenie, spoliczkował mnie, nie dziwiłem się mu w tej sytuacji. Spuściłem głowę. – Wiedziałem… - szepnął cicho i kiedy chciał już odejść, delikatnie chwyciłem jego nadgarstek – Puść mnie, proszę. – powiedział równie cicho, zrobiłem tak jak poprosił, nie chciałem aby poczuł się jeszcze gorzej z mojej winy. Czułem jak moje serce się rozdziera, to z mojej winy płacze., to ja doprowadziłem go do takiego stanu. Gdy odszedł, uderzyłem z niewielką siłą w ścianę, nie chciałem złamać sobie niczego, ale także wiedziałem, że to nie najlepsze miejsce na wyżywanie się. Przyklęknąłem przy ścianie, delikatnie podpierając o nią głowę, zacząłem płakać, nad tym jakim idiotą jestem i nad tym, jak zraniłem najważniejszą dla mnie osobę. Poczułem jak czyjaś dłoń masuję moje ramię, w pocieszającym geście. Powoli odwróciłem głowę i spojrzałem przez łzy na pocieszyciela. Był to Kai, zawsze mogłem liczyć na jego pomocną dłoń w trudnych sytuacjach. Pomógł mi się podnieść, otarłem łzy kciukiem i opierając się o ścianę zacząłem mu tłumaczyć, co się stało.
- Ty to zawsze masz takie problemy… - westchnął cicho i poklepał mnie po ramieniu. Rozejrzałem się po korytarzu jakby z nadzieją, że za chwilę zobaczę ukochanego. Jednak tak się nie stało, byłem tam tylko ja i przyjaciel. – Sądzę, że powinieneś go teraz znaleźć, i starać się mu to jakoś wytłumaczyć. – Posłał mi uśmiech, a ja zacząłem zastanawiać się, w jaki sposób mam mu wytłumaczyć swoją wielką zazdrość, może to być dla niego niewygodne. A raczej jest, co dało się zauważyć po poprzedniej reakcji.
- Masz rację… mój mózg czasem zawodzi w takich sytuacjach. Dziękuję. – uśmiechnąłem się do niego ciepło i ruszyłem w stronę wyjścia wyjmując telefon. Szybko wybrałem numer Luhana i czekając aż odbierze szedłem powoli w stronę hotelu w którym mieszkali. Gdy włączyła się poczta, nagrałem wiadomość prosząc o to, żeby się do mnie odezwał. Co chwile ponawiałem połączenie, starając się wymusić odebranie telefonu przez chłopaka.
- Lu… Proszę… - szeptałem cicho, wsłuchując się w dźwięk sygnału. Nie wiedziałem po co dzwonię, chyba jedynie aby się upewnić, że nic mu nie jest. Jednak ciągle włączająca się poczta nie uspakajała mnie, lecz jeszcze bardziej pogłębiała zdenerwowanie. Gdy wreszcie dotarłem do hotelu, bez problemu trafiłem do jego pokoju. Zapukałem parę razy, aby mieć pewność, że usłyszy.
- Sehun… Odejdź proszę… - powiedział cienki zapłakany głosik zza drzwi. Moje serce znów zakuło dość mocno, słysząc ten błagalny ton. W moich oczach pojawiły się łzy, tak bardzo pragnąłem wziąć go teraz w objęcia, ucałować i przeprosić za własną głupotę.
- Nie odejdę… Kocham Cię i nie pozwolę Ci płakać, szczególnie jeśli to moja wina. – Powiedziałem do drzwi, a po moich polikach spłynęły łzy. W głębi ducha modliłem się o to, aby mi otworzył, dał sobie wyjaśnić. Usłyszałem cichy dźwięk oznaczający ustąpienie zamka, po chwili drzwi otworzyły się jedynie na tyle, że mogłem zobaczyć zapłakaną twarz ukochanego. Poczułem jakby moja dusza została porwana na wiele fragmentów i spalona. Nogi ugięły się pode mną, byłem w stanie paść na kolana i błagać go o przebaczenie, byłem w stanie zrobić wszystko.
- Przepraszam Luhan, jestem idiotą, zazdrosnym idiotą… To nie jest tak, że Ci nie ufam… Ja po prostu… boję się, że to tylko sen, że kiedyś się skończy a ja znów, będę sam. – powiedziałem to łamiącym się głosem. Poczułem jak jego dłoń łapię delikatnie moją i wciąga do pokoju. Zamknął za mną drzwi i wtulił się we mnie, musnąłem ustami jego głowę i zacząłem gładzić plecy. – Przepraszam. – powtórzyłem, poczułem jak jego łzy opadają na moją bluzkę delikatnie ją mocząc. – Od tej pory, postaram się trzymać swoją zazdrość na wodzy. Jeszcze raz przepraszam. Kocham Cię. – Poczułem, że jego serce przyśpieszyło, na to wyznanie.
- Ja Ciebie też kocham… i nie potrafię długo się gniewać. Też przepraszam, nie jestem przyzwyczajony do tego, że komuś może tak na mnie zależeć – uśmiechnął się do mnie ciepło, szybko odwzajemniłem ten gest. Nadal wtuleni w siebie, nie potrafiliśmy się od siebie odkleić. Potrzebowaliśmy tej bliskości teraz, na zaspokojenie poszarpanych emocji. Po chwili pociągnąłem go w stronę łóżka i wraz z ukochanym położyłem się na nim, leżeliśmy zwróceni twarzami w swoją stronę. Pocałowałem go delikatnie, po czym spletliśmy dłonie. Nic więcej nam nie było potrzebne, bliskość i szczera rozmowa zastępowała wiele, i była bardziej przydatna w takiej sytuacji. Nie zauważyliśmy kiedy wreszcie zasnęliśmy wtuleni w siebie.