👗
Ogłoszenie królewskie wywołało wśród mieszkańców prawdziwą falę nieposkromionego szczęścia. Każdy chciał, żeby to jego córka została wybranką Króla; żeby spędziła życie w pałacu i była Królową całego Toonvalnee. W miasteczku powstał szał zakupów. Wszystkie panny biegały przez pół dnia, szukając idealnych materiałów na swoje suknie, które planowały uszyć albo spędzały czas od otwarcia sklepów aż do ich zamknięcia, by wśród setek kreacji odnaleźć tę jedyną na cudowny wieczór oraz noc w zamku. Matki dziewczyn szalały wraz z dziewczynami, biegając po różnych szwalniach, ekscytując się tak, jakby to one same miały wyjść za mąż za Alexandra. Ten tydzień pomiędzy ogłoszeniem a balem był siedmioma dniami, podczas których przedsiębiorstwa odnotowały rekordowe obroty od dwudziestu lat.
Przedbalowe szaleństwo nie ominęło posiadłości Whitefordów. Rosemary jasno dała do zrozumienia córkom, że któraś z nich ma wykorzystać swój wątpliwy wdzięk, by uwieść władcę i uczynić go swoim mężem, a siebie królową Toonvalnee. Ella, idąc do miasteczka po zakupy dla sióstr, uważnie przyjrzała się tablicy ogłoszeniowej i z niemałym zaskoczeniem odkryła, że faktycznie zostały zaproszone wszystkie panny z królestwa. Już sobie wyobraziła siebie w pięknej balowej sukni, sunącej po zamkowych holach i pałacowych ogrodach, kontemplując sztukę oraz architekturę czy zabytki tam się znajdujące. Pragnęła tam iść i wziąć udział w balu nie ze względu na możliwość zostania królową, a chęci obejrzenia czegoś więcej niż ścian własnego domu. Nawet nie brała pod uwagę, że mogłaby zainteresować króla swoją personą. Była przeciętna. Jednak mogłaby zwiedzić część zamku i ogrody, chodząc ścieżkami otoczona srebrzystym blaskiem księżyca.
Kiedy wróciła do domu z zawiadomieniem, że krawcowa przyjęła zamówienie i suknie dla Macy oraz Lindsay są w realizacji, z szybko pijącym sercem poszukała swojej macochy. Bądź co bądź, to kobieta była jej prawną opiekunką — niech będzie przeklęty ten dzień, w którym to się stało! — i żeby iść, potrzebowała jej zgody. Znalazła ją w salonie przeglądającą gazetę z ranka. Skrzypienie podłogi wyrwało kobietę z zamyślenia, a Ella prawie się skuliła w sobie, gdy ciemnozielone oczy spoczęły na jej twarzy.
— Czego chcesz? — zapytała ostro Rosemary.
Ella wzięła głęboki wdech, powoli sięgając po zawiadomienie od pani Hudson. Wyprostowała je, wyciągając rękę w stronę macochy, a ona widząc to, uniosła brew, a następnie gustownym gestem odbierając świstek wyłącznie końcówkami palców. Gdy przeczytała, uśmiech rozjaśnił twarz.
— Świetnie — powiedziała do siebie. — Powiedziała, kiedy będą gotowe do odbioru?
— Najpóźniej pojutrze — odparła Ella. — Najwcześniej jutro po południu, ale niczego nie obiecywała, bo ma dużo zleceń.
Rosemary kiwnęła głową, odrzucając kartkę na stolik herbaciany.
— W porządku. Coś jeszcze, Ello? — spytała, bacznie na nią spoglądając.