Rozdział XVII

655 25 1
                                    

Podążałam spokojnie w stronę wielkiej sali. Zajęcia tego dnia minęły szybko, a mimo to czekało mnie jeszcze wiele pracy. Zmęczona usiadłam przy stole puchonów i rozmyślałam nad rozwiązaniem zadań z astronomii, niespodziewanie z zamyślenia wyrwał mnie krzy.

- Bójka! - Wrzasnął chłopak, który wbiegł zdyszany przez wrota do wielkiej sali. - Na błoniach!

Wszyscy zgromadzeni gwałtownie podnieśli się i skierowali w stronę wyjścia. Obserwowałam jak każdy z osoba opuszcza pomieszczenie z podekscytowaniem. Kiedy została już tylko garstka uczniów mniej zainteresowanych owa sytuacja, rozejrzałam się wokoło.

Mróz panujący za murami szkoły zniechęcił mnie do podążania za tłumem. Korzystając z chwili spokoju, skupiłam się nad jednym z zadań, które strasznie mnie frustrowało. Profesor Sinistra nie miała najlepszego dnia, wnioskując po ilości materiału jaki zadała nam do wykonania w ramach prac domowych.

Skupiłam się całkowicie nad jednym z zadań, gdy nagle usłyszałam głośny stukot obcasów, niosący się echem po opustoszałej sali.

- Dziewczyno rusz się! - Lora wrzasnęła w moją stronę.

Odwróciłam się i ujrzałam jak zdyszana podbiegła do mnie.

- Co się stało? - Zapytałam spoglądając na jej zafrasowany wyraz twarzy.

-Chodź ze mną. - Powiedziała łapiąc mnie za dłoń. - Musisz tam ze mną iść.

- Gdzie? Na zewnątrz? - Prychnęłam zniesmaczona. - Jakość mało interesują mnie sceny batalistyczne, a już szczególnie takie amatorskie, nieprzedstawione w tekstach kultury. Zresztą jest zimno.

- Mówię poważnie, musisz to zobaczyć. - Wydyszała. - Chodzi o Cama.

Spojrzałam zaskoczona na przyjaciółkę. Nie do końca wiedziałam co ma przez to na myśli, ale podejrzewałam, że Cam jest jednym z uczestników zamieszania odgrywającego się na błoniach. Mimo tego, że faktycznie nie darzyłam go silny uczuciem jakim jest miłość, przejęłam się tym co usłyszałam z uwagi na fakt, iż szczerze go lubiłam.

Wstałam i pędem spakowałam swoje notatki do torby obiecując sobie, że później do nich zajrzę i dokończę zadania z arcymeczącej astronomii.
Pędziłam co tchu tuż za przyjaciółka, która prowadziła mnie na usłane białym puchem błonie. W chwili kiedy wkroczyliśmy na zaśnieżoną polane, mroźny wiatr otulił moje ciało, które okryte było zaledwie szkolną szatą.

Nie musiałam się nawet rozglądać, bowiem w zasięgu mojego wzroku ujrzałam tłum, zgromadzony u dołu błoni, na tle drzew zakazanego lasu. Niemal zbiegając w stronę zbiorowiska, prędko stanęłyśmy przed tłumem. Nie wiele można było dostrzec, wiec Lora złapała mnie za dłoń i ostrożnie zaczęła przeciskać się na przód. Gdy udało nam się dotrzeć na sam początek, przyjaciółka stanęła tuż obok Freda i Noah, zaraz po tym i ja dołączyłam do nich. Zaniemówiłam wpatrując się na rozgrywający się przede mna scenę. Ujrzałam przed sobą Cam'a oraz Draco. Obaj stali bardzo blisko siebie i mierząc się wściekłym spojrzeniem.

- Dalej, byłeś taki wyszczekany? - Syknął Draco, lecz Cam milczał. - Zabrakło ci języka w gębie?

Odwróciłam się szybko w stronę Freda.

- O co tu chodzi? - Zapytałam przerażona.

- Po zajęciach Cam wpadł na Malfoy'a i zaczęli obrzucać się wyzwiskami. Wszystko byłyby ok, ale Cam popuścił hamulce i szarpnął Draco, a ten w odwecie zaciągnął go tu, aby wyrównać rachunki. - Powiedział nie spuszczając wzroki z Ślizgonów.

- To zupełnie nie podobne do Cam'a. - Oznajmiłam.

- Coś wisiało w powietrzu od kilku dni. - Dodał i westchnął.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz