Rozdział XVIII

660 27 0
                                    

W końcu nadszedł dzień na który wielu z nas czekało z niecierpliwością. Powrót na święta do domu. Uwielbiałam Hogwarts, ale to nie to samo co dom rodzinny, szczególnie w takim okresie jak święta. Płatki śniegu wirowały w powietrzu, kiedy wraz z Lorą ciągnęłyśmy za sobą kufer. Gdy dotarłyśmy na peron, pociąg już na nas czekał. Uczniów nie było wielu, część z mieszkańców Hogwartu postanowiła zostać na święta w szkolę, dlatego znalezienie wolnego przedziału było bardzo proste.

   - Coś ty tam nawkładała... - Mruknęłam, kiedy wraz z przyjaciółką próbowałyśmy położyć jej walizkę na półkę nad naszymi głowami.

   - Tylko najpotrzebniejsze rzeczy. - Oznajmiła szybko.

Kiedy udało nam się w końcu umieścić nasze walizki, usiadłyśmy zmęczone na miejscach naprzeciw siebie. Czekała nas długa podróż dlatego rozpięłam płaszcz i zdjęłam szal, Lora poszła moim śladem. Niedługo potem ekspres ruszył. Spojrzałam przez okno obserwowałam zmieniający się krajobraz.

   - Nie wytrzymam z nim tyle czasu. - Burknęła Lora, a ja wyrwana z zamyślenia spojrzałam na nią.

   - Hm? - Zapytałam lekko zdezorientowana.

   - Mam na myśli swojego ojca i jego żoneczki. - Powiedziała z grymasem na twarzy. - Ma zabrać mnie w tym roku do siebie. 

   - Zawsze możesz przyjechać do mnie, rodzice z pewnością się ucieszą. A miejsca jest wystarczająco więc znajdzie się jakiś pokój dla ciebie. - Oznajmiłam a przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie.

   - Bądź przygotowana bo wszystko jest bardzo możliwe. - Kiedy to powiedziała, ułożyła się wygodnie, zdejmując buty i kładąc nogi na wolnym miejscu obok niej.

Nim się obejrzałam Lora już drzemała. Ja nigdy nie potrafiłam zasnąć w dzień, no chyba, że byłam chora, dlatego wyciągnęłam z torby książkę i korzystając z wolnego miejsca obok siebie ułożyłam się wygodnie. Wpadłam zupełnie w powieść, którą trzymałam na kolanach. Czas leciał znacznie szybciej, kiedy pochłaniałam kolejne rozdziały.

   - Która godzina? - Usłyszałam zachrypnięty głos Lory.

   - Nie wiem, to ty masz zegarek. - Wskazałam na nadgarstek przyjaciółki.

   - Świetnie, jeszcze godzina. - Westchnęła głośno i podniosła się. - Musze do toalety.

Gdy otworzyła drzwi przedziału usłyszałam lekkie skrzypienie, a zaraz po tym Lora zniknęła. Odłożyłam na chwilę książkę i spojrzałam przez okno, otaczający nas krajobraz zmienił się. Wysokie szczyty, skalistych gór zastąpiły wrzosowiska przysypane białym puchem. Zbliżaliśmy się powoli do celu. Wyprostowałam się szybko i westchnęłam opierając głowę o zagłówek. Uciekłam myślami do czekającego na mnie w domu ciepłego jabłecznika z cynamonem, który zawsze na święta pieczę nasza gosposia.

Z zamyślenia wyrwało mnie dziwne uczucie czegoś pulsującego na mojej klatce piersiowej. Przestraszona złapałam za miejsce w którym poczułam dziwne pulsacje i wtedy wiedziałam, że był to medalion. Przez ubranie poczułam, że zrobił się znacznie cieplejszy. Szybko chwyciłam za łańcuszek i wyciągnęłam medalion. Kiedy tylko wzięłam go do swojej dłoni przez moje ciało przeszła fala chłodu, a zaraz po tym poczułam dziwne szarpnięcie, tak jakby pociąg zaczął naglę hamować.

Kiedy podniosłam wzrok nie byłam już w pociągu. Mroźny wiatr otulał moje ciało, a ja stałam w śniegu po kolana, między górskimi szczytami. Mój oddech przyspieszyła, byłam przerażona. Byłam sama, w nieznanym mi miejscu. Chciałam stamtąd uciec, wrócić znów do pociągu. Po chwili poczułam znacznie silniejszy podmuch wiatru, a płatki śniegu zawirowały pod jego wpływem nienaturalnie w powietrzu. Odwróciłam się gwałtownie i wtedy ujrzałam przed sobą potężne stworzenie o bladoszarych łuskach pokrywających praktycznie całe jego ciało niczym u węża oraz olbrzymie błoniaste skrzydła w tym samym kolorze. Wpatrywał się we mnie swoimi wąskimi, ciemnymi oczami, a ja zamarłam. Chciałam krzyczeć, uciekać, cokolwiek jednak nie mogłam. Tkwiłam uwięziona, wpatrując się w pokaźnych rozmiarów gada. Widziałam to stworzenie już wcześniej, w swoich koszmarach, kiedy biegłam przez kotlinę górską w stronę wioski, którą zaraz później pochłoną ogień. Spojrzałam w dół kiedy zwierzę poruszyło się w moją stronę, a jego wielkie pazury wbiły się w skaliste podłoże. Wyrwana z paraliżu zrobiłam krok w tył a wtedy poczułam to samo szarpnięcie.

Ocknęłam się. Byłam znów w pociągu. Puściłam szybko medalion, który trzymałam w dłoni.

   - Maddy! - Usłyszałam podniesiony głos przyjaciółki, która stała w wejściu do przedziału.

   - Tak? - Spojrzałam pytająco na przyjaciółkę.

   - Co z tobą? - Powiedziała i weszła do środka. - Zresztą nie ważne, zaraz będziemy na miejscu. Trzeba zdjąć te walizki. - Oznajmiła i zaczęła ściągać swój ciężki kufer.

   - Tak szybko? Poczekaj, pomogę ci. - Wstałam i do niej podeszłam, pomagając z naszymi ciężkimi torbami.

   - Szybko? Chyba z dobre pół godziny siedziałam rozmawiając w drugim wagonie. Razem z Fredem, Noah i... -Przerwała spoglądając na mnie, kiedy ściągnęłyśmy ostatni kufer.

   - Cam'em. - Dokończyłam. - Możesz przy mnie wymawiać jego imię.

   - Wybacz, myślałam, że nie ucieszysz się słysząc o nim. - Powiedziała i usiadła zmęczona.

   - Jest mi to zupełnie obojętne. - Oznajmiłam i usiadłam naprzeciw niej. - Lubiłam go, nic więcej. Teraz szczerze życzę mu wszystkiego co dobre.

   - Maddy? Twoje buty i spodnie aż do kolan są zupełnie przemoczone - Lora podniosła się i spojrzała w dół na moje nogi.

Miała rację. Moje ubranie były przemoczone, a ja tego nie czułam. Dopiero w chwili gdy przyjaciółka zwróciła moją uwagę uświadomiłam swoje ze to prawda.

   - Jak to się stało? - Zapytała zdziwiona.

   - Ja sama nie wiem... - Odpowiedziałam przestraszona, kiedy dotarło do mnie, że to co ujrzałam przed tym gdy wróciła Lora, było realne, to nie był sen.

   - Poczekaj. - Lora nachyliła się, wyciągnęła różdżkę i machnęła nią w dość skomplikowany sposób, a z końca różdżki buchnęło gorące powietrze, którym zaczęła osuszać moje spodnie i buty.

Chwilę później pociąg dotarł do stacji King's Cross w Londynie. Wysiadłyśmy z wagonu i znalazłyśmy się na peronie, na którym czekali już moi rodzice.

   - Dzień dobry, państwo Aurum. - Lora skinęła głową w stronę mojego ojca i matki.

   - Witaj. - Powiedzieli moi rodzice, uśmiechając się.

   - Ja będę już uciekać mój ojciec czeka na mnie na parkingu. - Lora przytuliła mnie na pożegnanie i złapała za swój kufer.

   - Odzywaj się do mnie i daj znać jeśli będziesz potrzebowała pomocy. Zawsze jesteś u nas mile widziana. - Oznajmiłam.

   - Wiem, dziękuje. - Powiedziała. - Wesołych świąt!

   - Wesołych świat! - Odkrzyknęłam i pomachałam przyjaciółce, która kierowała się w stronę przejścia.

Rodzice pomogli mi z torbami, a kiedy Louis do nas dołączył my również poszliśmy do zaparkowanego na parkingu samochodu.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz