Epilog

340 15 8
                                    


5 lat później

W upalny, letni dzień pod domem państwa Makowskich zatrzymał się samochód. Ilona, która siedziała na trawniku za domem, nie odczuła jednak niepokoju. Już nie. Była bezpieczna i nie musiała już się bać, tym bardziej, że siedzący obok niej ogromny owczarek niemiecki poderwał się z miejsca i merdając ogonem, pobiegł przed dom. Wiedziała, kto właśnie wrócił z pracy.

W momencie, gdy Karol zamknął za sobą drzwi auta, poczuł łapy Reksa, którymi pies oplatał jego nogi z radości na jego widok. Dopiero po chwili zarejestrował jeszcze jeden ruch i czyjś piskliwy głosik.

– Tata!

– Jagódka! – Uśmiechnął się szeroko na widok trzyletniej córki, która biegła w jego stronę i porwał ją w ramiona. – Cześć, kochanie. Wyszłaś pobawić się na dworze?

– Tak. Tata, a wiesz, że dzisiaj sama związałam buty?

– Mówi się „zawiązałam". To super! Tatuś jest z ciebie dumny. – Pochwalił córkę i dał jej soczystego całusa w policzek.

– A gdzie mama? – Zwrócił się do córki, dotykając palcem czubka jej piegowatego noska.

– W piaskownicy.

– Mama bawi się w piaskownicy? – Zapytał z udawanym zdumieniem, na co Jagoda wybuchnęła perlistym śmiechem, jakby powiedział najśmieszniejszą rzecz na świecie.

– Nieee... Przecież jest za duża! Patrzyła, jak ja się bawię.

– Aha. Chyba, że tak. Zbudowałaś jakiś zamek z piasku?

– Nie, stawiałam babki. Takie małe i taaakie duuuże! – Pochwaliła się, rozkładając rączki w powietrzu.

– Naprawdę? Koniecznie musisz mi je pokazać. Chodźmy!

Karol postawił córkę na ziemię, wziął ją za rękę i poszedł z nią za dom. Na widok, który zobaczył, aż uśmiechnął się mimowolnie. W cieniu pod drzewem, na krześle obok piaskownicy, siedziała Ilona wpatrzona w niego i ich córkę jak w obrazek z tym samym uśmiechem, z jakim on wpatrywał się teraz w nią.

– Hej! – Przywitał się z żoną pocałunkiem, tuląc ją jednocześnie tak, jak to robił za każdym razem, gdy wracał z pracy i kiedy do niej wychodził.

Odkąd wrócił do służby w policji jako przewodnik psa, był to ich rytuał, który kultywowali na wszelki wypadek, bo nigdy nie wiadomo, co może stać się w trakcie pracy...

– Witamy z powrotem, panie sierżancie.

– Wszystko w porządku? Jak Kubuś? – Spytał, nachylając się nad wózkiem, w którym spał ich pięciomiesięczny syn.

– Wszystko okej. Z małym też. Taka ładna pogoda dziś, więc siedzimy tu sobie już dłuższy czas. Co ty robisz? – Oburzyła się Ilona, kiedy Karol chciał wyjąć śpiącego syna z wózka.

– Biorę go na ręce.

– Nie! – Krzyknęła szeptem i zgromiła go wzrokiem. – Niedawno usnął, nie budź go!

– Ale tak bardzo się za nim stęskniłem.

– Rozumiem cię, ale jak go teraz obudzisz, to w nocy da nam popalić.

– Ech... No, dobra. W sumie wolę robić w nocy inne rzeczy, niż niańczyć Kubusia. – Dodał cicho z błyskiem w oku tak, żeby Jagoda nie usłyszała ich rozmowy i spojrzał sugestywnie na Ilonę, która z uśmiechem przygryzała dolną wargę, kręcąc przy tym głową.

– Jakie rzeczy? – Spytała z piaskownicy zaciekawiona Jagoda, która najwyraźniej ma lepszy słuch, niż mu się wydawało.

Spojrzał szybko na Ilonę, szukając u niej ratunku na wybrnięcie z tej sytuacji, ale żona uśmiechnęła się tylko z satysfakcją i delikatnie przechyliła głowę w bok z miną „Radź sobie sam".

Uratuj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz