Rozdział 5

15 1 0
                                    

Obraz pięknej, spokojnej górskiej polany, idealnej do odpoczynku dla strudzonych wędrowców, który jeszcze przed sekundą widziały oczy mej wyobraźni, przemienił się w miejsce przepełnione grozą i strachem, bo oto właśnie znajdowałam się w samym sercu niewielkiej, całkowicie zniszczonej wioski, którą w całości okalały ruiny dawnego cmentarza. Wszędzie wokół leżały ostre odłamki szkła, najpewniej pochodzące z okiennic, znajdujących się tu domów; nadpalone kawałki drewna, zniszczone meble i przedmioty codziennego użytku. Gdzieniegdzie dało się dostrzec zardzewiałe szczątki broni, oraz strzały wbite w pobliskie drzewa. Zasłoniłam usta dłonią, nie wiedząc nawet jak powinnam się zachować i ostrożnie zrobiłam kilka kroków do przodu, przyglądając się dokładnie opuszczonym budynkom. Byłam szczerze przerażona, gdy dostrzegłam, że na drzwiach każdej chaty pozostały wycięte nożem słowa.
" Odejdźcie, jeśli pragniecie dożyć jutrzejszego wschodu słońca. Poddajcie się, jeśli nie chcecie, aby serca waszych dzieci, przestały bić, przebite na wylot nożem i to na waszych oczach. Odejdźcie... "
Przetarłam dłonią kurz i ogromny, nieprzyjemny bród, który zebrał się na drzwiach opuszczonego domostwa, jednak mimo to, niestety nadal nie potrafiłam odczytać dalszej części tego jakże okrutnego zdania. Sam jego początek już zmroził krew w moich żyłach, więc byłam jednocześnie sparaliżowana strachem i otulona ciekawością, co musiał skrywać jego koniec.

- Doglądam tego miejsca od wielu lat. Gdyby nie ja, słuch o nim pewnie całkowicie by zaginął, bo ludzie rzadko decydują się na wędrówki, na tak wysokie górskie szczyty. - Rzekła kobieta, zbliżając się do mnie. Chodź, coś Ci pokaże. - dodała, a ja niepewnym krokiem znów podążyłam za nią, aby po kilku krótkich chwilach znaleźć się przed niewielkim grobem, który bardzo wyróżniał się na tle innych i już na pierwszy rzut oka widać było, że ktoś niezwykle o niego dbał. Pośrodku leżała wiązanka z białych, polnych kwiatów, oraz delikatny, złoty łańcuszek z połową różowego serduszka na samym środku. Wyglądał na bardzo cenną, pod względem emocjonalnym rodzinną pamiątkę i mimo upływu czasu, wciąż był zachowany w nienaruszonym stanie. Uklękłam, aby móc przyjrzeć mu się z bliska, jednak starsza kobieta widocznie przewidując moje zamiary, szybko przywołała mnie do porządku.

- Nie dotykaj ! Zniszczysz go. - warknęła, chwytając mnie za rękę.

- Przepraszam... - odrzekłam lekko zmieszana i przejęta jej zachowaniem, po czym od razu wstałam i próbowałam chociaż odczytać napis na nagrobnej płycie, aby poznać imię osoby, która została tu pochowana, jednak ten, był już całkowicie wytarty od starości. Nie wiedząc dlaczego, historia tego niewielkiego grobu, zaczęła szczerze mnie ciekawić i kiedy już praktycznie otwierałam usta, aby zapytać staruszki o kilka szczegółów, nagle przypomniały mi się jej słowa - " im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz ", dlatego mimo wewnętrznej fascynacji, postanowiłam ugryźć się w język i dla swojego własnego dobra po prostu zamilknąć. Nie dawało mi to jednak spokoju. Intrygował mnie każdy szczegół, bo miałam wrażenie, że maleńki nagrobek, skrywa za sobą jakąś mroczną tajemnicę. Paliło się na nim 7 świec, ułożonych w idealnym rzędzie, jedna za drugą, a gdyby dokładniej się przypatrzeć w każdej z nich, dało się dostrzec zatopniony szklany odłamek, z wyraźnym grawerem.
Chciałam coś powiedzieć, ale ujrzałam, że kobieta klęka, po czym zamykając oczy, składa ręce i zaczyna się modlić. Widziałam, że ten czas był dla niej bardzo ważny, dlatego postanowiłam lekko się oddalić, aby dać jej chwilę samotności i wyciszenia. Usiadłam na jednym z kamieni, niedaleko ścieżki i mimowolnie zatopiłam się w myślach.

- Droy... gdzie jesteś? - wyszeptałam, sama do siebie, zamykając oczy i czując jak spod mych powiek spływa kilka łez.

Podkuliłam nogi niemal pod samą szyję i po prostu pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Pochłonął mnie istny wir własnych myśli, które stworzyły w mej głowie pułapkę bez wyjścia. Zastanawiałam się, jak radzą sobie Lyon i Miradey ? Czy udało im się dotrzeć do doliny i znaleźć bezpieczne schronienie ? Czy Logan, wraz ze swymi towarzyszami wypełnili zadanie i sprowadzili królewskie wojska na front ? Jak czuje się mama i czy nie załamała się pod wpływem tak silnych emocji? Gdzie jest Ailla i co się z nią teraz dzieje? Jak tata radzi sobie na wojnie i czy nie został ciężko ranny, ani zabity? I na sam koniec, jakby tego było mało, musiało pojawić się również najważniejsze w obecnej chwili pytanie - Czy Droy nadal żyje ? I czy moje poszukiwania w ogóle mają jakikolwiek sens?

Nie miałam jednak czasu, aby dłużej się nad czym zastanawiać, bo w niewielkiej odległości ode mnie usłyszałam jakieś dziwne szelesty, dochodzące jakby z pobliskiego lasu. Ogarnął mnie lęk, dlatego podniosłam się energicznie, przez co chyba niechcący uszkodziłam zaczynającą już powoli się goić ranę i w momencie poczułam, jak gęsta, szkarłatna krew zaczyna wchłaniać się w me ubranie.

- Chodź ! Nie jesteśmy tu bezpieczne! Szybko! - usłyszałam głos staruszki, która niedługo potem znalazła się obok mnie.

- Nie dam rady... - wyszeptałam tylko słabym głosem i poczułam jak upadam z wycieńczenia. Na ziemi, obok mego ciała zaczęła tworzyć się plama krwi, powiększająca się z każdą sekundą. - Niech Pani ucieka... niech się Pani ratuje. - Mówiłam do kobiety, która uklękła obok mnie, próbując opatrzeć ranę.

- Nie rób mi tego... - wyszeptała staruszka, a w kącikach jej oczu dostrzegłam łzy. - Jesteś młoda, przed Tobą całe życie. Nie zamykaj oczu ! Proszę Cię! - słyszałam w jej głosie histerię, ale nie byłam w stanie nic na to poradzić. Czułam jak powoli, wraz z upływem krwi, uchodzi ze mnie życie.

- Wstawaj! No już, idziemy ! - krzyczała, próbując podnieść me praktycznie bezwładne ciało. Widziałam, jak po jej rękach spływają strugi mojej krwi, jednak mimo wszystko, nie poddawała się. Gdzieś w głębi serca bardzo wzruszyłam się, że komuś zależy na tym, abym nie odeszła z tego świata i choć czułam, że ból może nie pozwolić mi wstać, rozum znów przywiódł mi na myśl moich bliskich, którzy we mnie wierzą i liczą na to, że powrócę cała i zdrowa. Świadomość, iż nie mogę ich zawieść zwyciężyła, dlatego z ogromnym trudem i niewyobrażalnym wewnętrznym cierpieniem, ostrożnie stanęłam na własne nogi, jednak praktycznie od razu w mojej głowie znów zapanował chaos. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i poczułam jak z mego ciała odchodzą ostatnie resztki sił, dlatego znów bezwładnie osunęłam się na ziemię.

Seven candles Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz