Men Yao nie wiedział nawet kiedy zasnął. Obudził się dopiero po jakimś czasie, ukryty w ramionach mężczyzny. Powoli otworzył oczy i zaraz spojrzał na twarz starszego. Podniósł się na ręce i rozejrzał po pokoju przez chwilę zastanawiając się czy to wszystko co się stało jest jakimś dziwnym snem... Jednak kiedy zrozumiał gdzie jest i wyczuł zapach lawendy zrozumiał, że z żartem ma to niewiele wspólnego. Westchnął ciężko i opadł na poduszkę zrezygnowany
- Teraz pewnie cała sekta nie mówi już o niczym innym, prawda?
- Szczerze wątpię. Nawet medyk potrzebował chwili, by zorientować się w tym co się działo, a przyszedł z zamiarem szycia twoich pleców. Nie martw się. Jeśli jest inaczej skręcę kark każdemu, kto powie choćby słowo na ten temat. - pogładził dłonią jego policzek - Po za tym, czy nie powinni przywyknąć do tego, że jesteśmy razem? - zapytał patrząc mu uważnie w oczy. Jemu osobiście nie przeszkadzało to, że o nich mówią, wiedział jednak, że młodszy może nie być tym za bardzo zachwycony.
Młodszy westchnął ciężko i w odpowiedzi obrócił się na brzuch, wtulając swoją twarz i ciało w poduszkę. Zamknął oczy starając się zbytnio nie denerwować, ale cała ta sytuacja była, aż nad wyraz nerwowa i nie dawała mu spokoju. Westchnął ciszej i potarł swoją twarz dłońmi.
- Nie o to chodzi - mruknął lekko machając dłonią. - Zresztą nieważne. - wymamrotał od niechcenia. Jego nastrój pozostawiał wiele do życzenia, a sam młodszy był ponury i lekko poddenerwowany.Nie Mingjue pokręcił lekko głową i przytulił się do niego. Nie chciał komentować braku odpowiedzi na swoje pytanie, ale niezbyt mu się to spodobało.
- A-Yao. - powiedział czule - Wiem czego się obawiasz, ale czy dla mnie kiedykolwiek miało to znaczenie? Dla tych którym na tobie zależy liczy się kim jesteś. - nie był najlepszym pocieszycielem, żołnierzy łatwiej było pocieszyć, wystarczyło poklepać takiego po plecach i powiedzieć, że będzie dobrze. Meng Yao był bardziej skomplikowaną personą - Najchętniej zamknął bym im wszystkim usta, byś nie musiał słuchać przykrych komentarzy. - zaczął się zastanawiać w jaki sposób mógłby to zrobić. Nie chciał oglądać kochanka w takim humorze.
Guangyao siedział tak cicho, zupełnie zamknięty w sobie. Jego opinia nigdy nie była dobra. A już szczególnie w momencie kiedy znów wrócili do życia. Świat kultywacji go nienawidził, sekta go nienawidziła... Czy mogło być lepiej?
- Nawet jeśli... To nie zmienia faktu, że wszyscy mnie nienawidzą, a Sang... Mam wrażenie, że robi to wszystko specjalnie, byle tylko jeszcze bardziej mnie ośmieszyć. - wyszeptał i potarł swój policzek - Mam ochotę stać się niewidzialny... - dodał wbijając puste spojrzenie gdzieś w przestrzeń.- A czy ja wyglądam jakbym cię nienawidził? Huaisang i tak pewnie niedługo zniknie wracając do Przystani Lotosów. - Powiedział spokojnie Nie i za chwilę chwycił jego dłoń, splatając ich palce, odetchnął głębiej nim zaczął mówić dalej. Nie był pewien czy to najlepsza chwila, ale za nic nie chciał by młodszy zniknął, nie teraz, gdy zaczęło być dobrze. W poprzednim życiu nigdy mu tego nie zaproponował, nie powiedział nawet o swoich uczuciach, co doprowadziło na końcu do śmierci ich obu. Chciał aby tym razem było inaczej. - Z lidera sekty nikt nie ośmieli się kpić, zwłaszcza jeśli będzie rządzić u mojego boku.
Meng Yao przez chwilę leżał tak w ciszy, aż w końcu podniósł się z miejsca na rękach, by spojrzeć na starszego. Jego brwi lekko się zmarszczyły, gdy tak intensywnie myślał nad tym wszystkim. Wziął głębszy wdech po czym powoli wypuścił powietrze. Musiał przyznać ,że ta sytuacja była niczym wyciągnięta z jakiegoś dziwnego snu.
- Czekaj, czekaj... - zaczął powoli i uniósł lekko dłoń. Z trudem bo z trudem, ale musiał przetrawić tą informacje - Um... nie wiem czy dobrze zrozumiałem... - z wrażenia, aż podniósł się do siadu i poprawił kosmyki włosów. Jakby zapomniał o bólu pleców.
CZYTASZ
MDZS - Nie Mingjue x Jin Guangyao
Fiksi Penggemar✓|ZAKOŃCZONE| " Miał ochotę zrzucić go na ziemię, gdy ten strzelił go w tyłek, on to chociaż zrobił delikatnie. Niespecjalnie przejął się jego marudzeniem o rzekomych siniakach i wcale nie zamierzał dawać mu spokoju, nie ufał mu i nie miał pojęcia...