Rozdział 3. Bo dużo widzę.

17 1 0
                                    

Sobota- dzień odpoczynku. Dla dziewczyn był to dzień leczenia kaca, ja wypiłam później jeszcze parę shotów i najlepiej się trzymałam, a dziewczyny poszły w wir zapomnienia.

Napierdoliły się jak szpadle a potem ja z Jakiem i Marcelem musieliśmy je zbierać półtomne z kanap. Gdy się obudziły miały problem do światła, do chodzącej mikrofalówki jak i nawet do wody lejącej się pod prysznicem. Ból głowy towarzyszył im cały dzieńx a dla Lucy nawet nudności, jedyne, co robiłam to w kółko z nich się śmiałam, bo mówiłam do nich żeby nie przesadzały.

Tak też po tym dniu nic nie robienia, przyszła niedziela, w której ja przypominałam sobie rano pary rzeczy na zajęcia, dziewczyny uczyły się, a po południu dostaliśmy telefon od naszych znajomych żeby się spotkać u Issaca.

-Pomyśleć, że to nasz ostatni rok w liceum, szybko to leci. -Stwierdził Aron, siedzący na fotelu w salonie u Issaca.

-Myślicie, że utrzymamy kontakt? -Spytała się nas wszystkich Sarah.

-Mam nadzieję. -Stwierdził Marcelo. -Nat ty wracasz do Liverpoolu czy zostajesz? - Wzrok każdego trafił na mnie, przez co zaczęłam przegryzać od wewnątrz policzki.

-nie wiem jeszcze, decyzja zapadnie w marcu lub kwietniu. -Powiedziałam i poprawiłam się na kanapie. Oni wiedzieli, że nie lubię gadać o tym temacie, ale pytanie te musiało paść, jak nie teraz to za niedługo na pewno. Temat szybko zmienił się na wyjazdy Larisy i Lucy. Lariss chce wyjechać do Californii z Jakiem, a Lucy zostać w Harissburgu i iść tu na studia.

-Zamawiamy pizzę? - Rzucił pomysłem Issac, który szedł z kuchni będąc zobaczyć czy ma cos w lodówce.

-Zamówię, jakie chcecie? - Wzięłam do ręki mój telefon, wyszło, że miałam wziąć trzy średnie z pieczarkami, serem i szynką, poszłam do kuchni żeby nie zakłócać rozmów i usiadłam na jednym ze stołków, złożyliśmy się wszyscy razem i czekaliśmy na nasze jedzenie.

Po około 30 minutach już odebraliśmy wszystko i usiedliśmy jeść.

-O hej, za godzinę jest wyścig za miastem. - Powiedział Cassandro, który patrzył się w telefon. -Jedziemy?- Wszyscy jak jeden się zgodzili, ja popatrzyłam w lustro, które było na korytarzu u Issaca w domu na rzeczy, które mam ubrane.

Czarne rurki, szara koszulka, vansy i duża biała bluza Marcela, na twarzy miałam tusz i korektor, więc skromnie. Skrzywiłam minę i spojrzałam na resztę osób za mną, każdy wyglądał dobrze, ale nie też jakoś wystrzałowo.

-Kto, z kim jedzie? - Spytał się Aron. Wyszło, że ja pojechałam z Marcelo jak i Issaciem, chevroletem Smitha. Larissa i Lucy jechały z Jakiem i Emiliano, Jeepem tego pierwszego. Sarah, Aron i Cassandro, Arona Hondą. Daniela nie pakowała się z nikim i pojechała swoim motorem. Jechaliśmy dobre 30 min.

Dotarliśmy, jako pierwsi i wjechaliśmy na teren chwilę po tym jak sprawdzili nasze dowody, czy nie jesteśmy psiarnią.

Wysiedliśmy i staliśmy czekając na resztę z daleka można było juz wyczuć zapach palonej gumy. Benzyny i unoszącego się zapachu papierosów.

Jak już był każdy ruszyliśmy patrzeć samochody osób, które się ścigają dzisiejszego wieczoru.

-Z, jakiej okazji dzisiejsze wyścigi? - Zapytałam się Marcela, który szedł obok.

-Spóźnione Halloween, bo w tamten weekend było glin dużo na mieście, w tym wyścigu musi się kierowca ścigać z kobietą, więc będą wybierać. Spytasz się, dlaczego. Dlatego że organizator chce się oświadczyć dla swojej partnerki. -Chwilowo mnie zszokowało, co on powiedział, a po chwili pokiwałam głową.

SunsetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz