Ostatnimi czasy Disney zaczął wchodzić w dość ciekawe zagrywki marketingowe. Przyglądając się zwiastunowi tego oto dzieła, byłam w stanie znaleźć tam dosłownie wszystko, co może przyciągnąć dzieciarnię do kin. Małe słodkie zwierzątka, sympatyczni, zabawni bohaterowie oraz pełen mistycyzmu klimat dalekiego wschodu. Niestety, chociaż i w ostatecznej wersji filmu z tym wszystkim się spotkaliśmy, to odbieram wrażenie, że ze złożonych obietnic się nie do końca wywiązano, dając nam kolejną, przeciętną fabularnie, piękną wizualnie superprodukcję od największej wytwórni w Hollywood.
Czy można zatem wrzucić to dzieło do kosza zatytułowanego "nic ciekawego, nie wchodzić"? No znowu nie.
[Tak na marginesie wydaje mi się, że w przypadku tych nowszych filmów, każda moja recenzja jest praktycznie taka sama, bo czego nie włączę to mam nieodparte wrażenie, że cały czas oglądam jeden i ten sam film. Tylko o innym tytule.]
"Raya i ostatni smok" opowiada o przygodach nieustraszonej [GRLPWR] księżniczki jednego z pięciu niegdyś zjednoczonych królestw Kumandry, która ma zostać strażniczką kryształu Sisu - smoczycy, która dzięki niemu przed pięciuset laty uratowała kraj przed demonami. Pewnego razu, podczas dyplomatycznej wizyty w jej państwie, wybuchł konflikt w wyniku, którego doszło do rozbicia (dziwnym trafem na idealne pięć kawałków) magicznej świecącej kulki, co z powrotem zaprowadziło niepokój...
Oczywiście jak na silną kobietę przystało, Raya zostaje zobligowana przez swoje sumienie do naprawienia szkód i wyrusza w niebezpieczną podróż w poszukiwaniu remedium na zaistniałą sytuację.
Przygoda toczy się jednak w niezwykle standardowy sposób. Dziewczyna podróżuje przez każde z pozostałych państewek ukazując ich różnorodność i przeżywając "niezwykłe" oraz niebezpieczne przygody, w trakcie, których spotyka nowych przyjaciół i razem z nimi ratuje świat.
Ekipkę zresztą ma faktycznie całkiem sympatyczną. Poza niewyjaśnienie kojarzącym mi się z My Little Pony smokiem, towarzyszy jej napalony jak lampion na Roratach chłopak, szemranego pochodzenia karate-kid oraz ostatni obywatel jednej z krain*.
Za każdym z nich stoi zupełnie inna historia i zupełnie inne dramaty. To właśnie dzięki temu wszystkiemu film przekazuje najwięcej przesłania i pouczeń.
Na pierwszy rzut oka, naszą uwagę przykuwa relacja pomiędzy Rayą i Naamari, która bezbłędnie (zwłaszcza u tej drugiej) ukazuje jak niszczące mogą być ambicje zdobycia władzy i utrzymania jej za wszelką cenę nawet cudzym kosztem. Dziewczyny z przyjaciółek momentalnie zmieniają się w arcywrogów, tylko dlatego, że matka Naamari sobie coś ubzdurała i doprowadziła ostatecznie do tego wielkiego syfu.
Z drugiej strony takie podejście, nawet jeśli mocno irytujące- wcale mnie nie dziwi. Swoją drogą ze świeczką szukać tak dobrze napisanych pod kątem psychologicznym postaci w innych produkcjach Disneya.
Na uwagę zasługuje tutaj również wcześniej wspomniana Sisu (myślę, że jej pojawienie się tutaj nie jest zbyt dużym spojlerem...), która z czystą prostotą serca, prowadzi naszą bohaterkę przez te wszystkie trudności, podsuwając pod nos trudne do zrozumienia, ale ostatecznie właściwe rozwiązania.
Pod kątem technicznym jest jeszcze lepiej. Jak do tej pory tak ładnie zanimowanego w 3D filmu jeszcze nie widziałam. Tła są pełne niezwykłych szczegółów, oszałamiając azjatyckim klimatem. Każda postać wygląda inaczej, niekoniecznie wpisując się w standardowe ideały piękna, co nadaje wszystkiemu tak wspaniałej autentyczności (na tyle na ile to możliwe). Nie wspominając o niezwykle wyglądającej wodzie. Majstersztyk. Mimo to (moim skromnym zdaniem) ciekawiej (nie chodzi o to, że lepiej)** wyglądałoby to w dwuwymiarze, który notabene tu też występuje, ale w końcu jestem sentymentalistką, więc co się tam będę czepiać...
Poczułam się natomiast zdradzona w momencie kiedy przysłuchiwałam się występującej tu muzyce.
Kojarzycie ten motyw jaki przewija się w ciągu tego zwiastunu? Zawiodę was, ale w ostatecznej wersji filmu nie pojawia się on w ogóle. Specjalnie obejrzałam nawet napisy końcowe aby go znaleźć, ale nic, zero, null, レイ. Nie zmienia to jednak faktu, że poza tą zdradą w biały dzień, reszta jest naprawdę niesamowita i nawet na tle całego Disneya wypada błyskotliwie.
Wbrew pozorom jest to dzieło zwrócone raczej do nieco dojrzalszej widowni, czy to ze względu na dość sporą ilość przemocy jak na film familijny, czy też skomplikowaną budowę bohaterów. Albo ten żart:
-Jak można było rozwalić taki kamień?!
-To było niechcący, ale jeszcze trochę zostało...
-To mnie ma pocieszyć niby? No pomyśl. Zaginął Ci chomik. Ja na to "spoko wyluzuj, przyniosłem Ci kawałek", czy to poprawi Tobie samopoczucie?!
Tym co wyszło najlepiej, jest na pewno niezwykle naturalna i prawdziwa kreacja postaci. Zaskakująco dobrze zilustrowano przyczyny i konsekwencje zachowań wszystkich społeczeństw z jakimi się tu spotykamy. Nawet jeśli główne bohaterki są momentami dość denerwujące, to pokazują nam niezwykle ważny i piękny, dobrze podkreślony w wydźwięku morał. Uprzedzenia oraz zakładanie z góry, że ktoś chce zrobić dla nas coś złego, niszczą szczególnie nas samych i tym o czym zawsze powinniśmy pamiętać musi być zaufanie. Dzięki współpracy możemy się jednoczyć, a także uzupełniać i tylko w ten sposób iść do przodu. Jeśli każdy będzie tylko dla siebie brał to w końcu i jemu się to odbije. Oprócz tego, nieważne co by się nie działo, nigdy nie zwalczajmy zła złem, ponieważ w ten sposób będziemy tylko wzajemnie napędzali agresję, która w pewnym momencie zniszczy nas wszystkich.
Nie wiem czy ostatnimi czasy spotkałam się z tak pięknie przedstawioną nauką w animacji, aczkolwiek nie można uznać tego filmu mimo wszystko za idealny. Jest bardzo schematycznie poukładany oraz ma standardową, przewidywalną fabułę, będąc jednakowoż wizualnie pięknym, a muzycznie fenomenalnym, z bardzo dobrym polskim dubbingiem. Niestety mimo wszystko okazał się ogromnym rozczarowaniem. Po tak fantastycznych zwiastunach, całość okazała się raczej zwyczajna, aczkolwiek jeśli koniecznie chcecie spędzić czas z dziećmi/ znajomymi/ chłopakiem/ dziewczyną/ kanapką z kotletem... to nie widzę przeszkód. Finalną oceną jaką wystawię będzie 7/10, bo chociaż bywało, że bawiłam się lepiej, zaskoczyło mnie w nim pozytywnie mnóstwo innych rzeczy, wyrównując rachunek.
*Jeśli to nie wybrzmiało, to to wszystko są różne postaci :D
**Mmm... nawiasy...
Może nie w klimacie, ale zawsze coś :)
Wesołego Wszystkich Świętych :P
CZYTASZ
Disney według Echi
LosoweOto książka w której będziecie mogli przeczytać moje subiektywne "recenzje" filmów animowanych od wytwórni Walta Disneya :) Ponieważ nie mam żadnego wykształcenia w kierunku filmowym, spodziewajcie się opowieści bardzo "okiem widza". Liczę na waszą...