9. Nie mówię po ludzku

74 6 0
                                    

Pewnego okropnie deszczowego dnia pobiegłam do Hagrida, by ugrzać się w jego chacie. To było jedyne miejsce, w którym mogłam posiedzieć przy kominku, bez narażania swojej aspołecznej istoty na męczarnie. Nie spodziewałam się jednak cudownej niespodzianki, jaką tam zastałam. Kiedy weszłam, do moich nóg rzucił się podekscytowany szczeniak. Skakał na mnie i skamlał. Był wielki, mimo że wyglądał na bardzo młodego. Z radosnym piskiem padłam na kolana i zaczęłam drapać go za uszami i klepać po grzbiecie, kiedy znowu brykał. Pozwoliłam mu nawet obślinić mój kołnierz, gdy próbował polizać mnie po twarzy.

- Hagrid! Hagrid! - wołałam, śmiejąc się do gajowego, który patrzył na mnie uradowany. - To twój? Skąd go masz?

- Kupiłem go Dziurawym Kotle – odparł. - Biedny gość, nie miał pojęcia ,co zrobić z takim wielkim brytanem. Cholibka, ale się cieszył, jak żem go wziął.

- Dałeś mu imię?

- Kieł – huknął, a szczeniak natychmiast mnie zostawił i rzucił się ku Hagridowi.

Moje szczęście dopełniał widok jaśniejącej radości na twarzy półolbrzyma. Hagrid uwielbiał wszelkie stworzenia i dbał o nie jak nikt inny. Wiedziałam, że Kieł zyskał doskonałego opiekuna, a gajowy wkrótce będzie miał wiernego towarzysza. Psiak już teraz wykonywał komendy i podchodził do niego z radosną wdzięcznością.

Jak łatwo się domyślić, stałam się częstym gościem w chatce na skraju lasu. Uszczęśliwiało mnie spędzanie czasu z Kłem i obserwowanie, jak zaprzyjaźnia się ze swoim panem. Nie byłam jednak jedyną osobą, która się tam pojawiała. Któregoś wieczoru natknęłam się na sławnego Charliego Weasleya. Chciałam przeprosić i wyjść, ale radość Kła powstrzymała mnie na tyle długo, że Hagrid zdążył zaprosić mnie do stołu.

- Charlie pomagał mi właśnie przy salamandrach – poinformował mnie tubalnym głosem gajowy. - Miały problem z łuskami.

Chłopak tylko skinął mi głową i zaczął się bawić z Kłem. Moja sława wariatki musiała do niego dotrzeć, bo niedługo potem ulotnił się. Tymczasem ja zostałam z Hagridem, Kłem i kilkoma salamandrami, wciąż biegającymi w płomieniach na kominku.

- Dobry chłopak ten Charlie – mówił olbrzym. - Ma rękę do zwierząt, cholibka, rzadko się taki trafia.

Na szczęście Hagrid wolał mówić o magicznych stworzeniach niż o ludziach, więc z przyjemnością słuchałam opowieści o salamandrach i ich łuskach, aż zrobiło się późno.

Innym razem to Charlie wpadł na mnie. Siedziałam na podłodze chatki, a Kieł drzemał z łbem na moich kolanach. Dopiero kiedy chłopak się odezwał, ten zerwał się i rzucił w stronę przybysza.

- Hagrid jest w ogródku – poinformowałam go, starając się przekrzyczeć jazgot brytana.

Charlie skinął głową i wyszedł, a Kieł podążył za nim. Gajowy akurat doglądał swoich gigantycznych dyń, które zamierzał dostarczyć do zamku na zbliżającą się Noc Duchów.

- Kieł! - usłyszałam jego ryk i podbiegłam do okna, by zobaczyć, jak olbrzym próbuje powstrzymać podekscytowanego psa przed zrujnowaniem plonów.

Po chwili cała trójka weszła do domu. Kieł wydawał się być zawstydzony, ale rozchmurzył się, podbiegając do mnie i kładąc mi obśliniony pysk na kolanach. Widziałam, że Charlie przygląda się brytanowi z zagadkową miną.

- On cię lubi – zwrócił się w moją stronę znienacka.

- Chyba lubi każdego, kto go drapie za uszami – odparłam, próbując zachowywać się w cywilizowany sposób wobec przyjaciela Hagrida.

- Psy wyczuwają kto jest w porządku – zaoponował, kręcąc głową.

- Pewnie wie, że zdecydowanie wolę psy od ludzi.

Charlie odpowiedział mi niepewnym uśmiechem. Tym razem to ja pierwsza ewakuowałam się z powrotem do zamku.

Ocalona. Averie Rochester || HOGWART - UkończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz