Rozdział 6.

233 5 10
                                    

-Biegnę! - krzyknełam do drzwi wejściowych w nadzei, że mój gość usłyszy, i przestanie dobijać się do drzwi.

Dopadłam do zamka i otworzyłam drzwi na oścież, w których stała moja mama Samanta.

-Wiesz, która jest godzina? - zapytała z wyrzutem.

-Mamo... - zaczełam przekręcając oczami.

Kobieta weszła do środka, odstawiając torbę na ziemię.

-No chodź do mamy - rozłożyła ręce.

Odrazu wpadłam w jej ramiona. Nie widziałam jej, dwa miesiące.

-Tęskniłam - rzekłam, mocno ściskając rodzicielkę.

-Ja też kochanie - odsuneła się odemnie.

-Chodź zrobię nam kawę - zaprosiłam ją do salonu.

Salon miałam połączony z kuchnią więc swobodnie mogłyśmy rozmwiać. Kobieta miała 48 lat, była mojego wzrostu, miała krótkie do szyji kasztanowe włosy, duże niebieskie oczy. Ubrana była, w rozkloszowaną czarną sukienkę w kwiaty i szpilki. Moja matka była zamożną kobietą. Różnie między nami bywało. Moja rodzina nie jest normalna. Ojciec z matką żyją w otwartym związku. Było tak, już odkąd skończyłam siedemnaście lat. Dlatego chciałam jak najszybciej uciekać z domu, aby nie musieć tego oglądać.

Zaparzyłam nam kawę rozpakowując wałówkę od mamy.

-Byłam ostatnio w Grecji, przywiozłam ci twoje ulubione wino - odezwała się patrząc na mnie.

-Super, już dawno go nie piłam - ucieszyłam się. To wino było naprawdę dobre.

-Jeszczę masz swoje ulubione, żelki - zaśmiała się.

Ucieszyłam się jak dziecko, uwielbiałam takie prezenty od mamy. Kobieta mieszkała w Londynie, a ja w Californii, więc miałyśmy do siebie 11 godzin samolotem. Dlatego tak rzadko się widywałyśmy. Poszłam jeszcze szybko się ubrać z piżamy, i wrociłam do Samanty.

-Opowiadaj jak u ciebie? Poznałaś kogoś? - zapytała z uśmiechem.

-Poznałam, nawet jest fajny - podałam mamie kawę.

Usiadłam na krześle naprzeciwko kobiety.

-Przystojny? - upiła łyka.

-Bardzo, ale nie powiem ci nic więcej - zaśmiałam się.

-Nie nalegam. To mi wystraczy - poprawiła swoje włosy.

Porozmawiałam z mamą, głównie o jej życiu i relacji z ojcem. Osobiście miałam z nim kontakt tylko telefoniczny. Ponieważ on zawsze chciał mieć syna, niż córkę. No cóż, takie było życie. A raczej takie było MOJE życie. Absolutnie mi to nie przeszkadzało, wolałam żyć z dala od nich. Odwiedziny raz na jakiś czas, wystarczały.

*14:45*

Aktualnie szłam po sushi, które zamówiłam na obiad. Mama stwierdziła, że prześpi się w tym czasie. Doszłam do restauracji, odebrałam moje zamówienie i wracałam do domu.

Przemierzałam spokojnie ulicę, ubrana w szary dres. Nie spieszyło mi się do domu, więc podziwiałam uroki miasta.
Postanowiłam pójść dłuższą drogą, a więc skreciłam w lewo. Szłam wąską uliczką, oglądając graffiti na ścianach. Ktoś naprawdę miał talent.

W oddali widziałam kilku mężczyzn. Stali do mnie tyłem. Im byłam bliżej, tym wyraźniej słyszałam jakieś krzyki.
Jakiś mężczyzna klęczał na ziemi, trzymany był przez dwóch chłopaków, a trzeci bił go po twarzy. Miałam zamiar zawrócić, i zadzwonić na policję, jednak zamarłam rozpoznając białą bluzę a później buty Nathana.

ZROZUMIAŁEŚ MNIE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz