42. Wścibski Pan Generał Tang.

88 21 10
                                    


- Petenci... - mruknął Jue pod nosem i zaraz się zamyślił urywając spory kawałek mięsa i wsadzając go sobie do ust - Petenci... Wiem! - powiedział gromko strasząc obu mężczyzn - Niech czekają w głównej sali, pójdę do nich za chwilę. Nie można przecież zostawić ludzi bez pomocy. - podniósł się z miejsca, wytarł dłonie w ściereczkę i chwiejnym krokiem ruszył w kierunku szafy. W końcu Sang marudził, że jest liderem i powinien się zachowywać jak lider. A liderzy przyjmują petentów. Stal przez chwilę i przyglądał się ubraniom, jakby próbował dojść do tego które będą się bardziej nadawać, aż jego wzrok nie padł na ubrania Meng Yao. Coś w nim zawrzało, przyzwał Baxie i jednym ruchem rozwalił szafę, rozrzucając jej szczątki i ubrania po pokoju. Mingjue sięgnął po swoje szaty, które wygrzebał w pobojowiska i miał zamiar się ubrać, jednak mały A-Song zaczął przeraźliwie płakać wystraszony hałasem. Jue rzucił szaty i ruszył w kierunku dziecka, by je uspokoić.

Sang nieszczególnie był zadowolony z reakcji brata. Z jednej strony był zadowolony, że ten miał zamiar wrócić w jakimś stopniu do rzeczywistości, ale z drugiej, ten był kompletnie pijany. Może nie tak jak wcześniej, ale było nieco lepiej. Wziął głęboki wdech i już chciał coś powiedzieć kiedy sam z przerażenia pisnął, a płacz dziecka wywołał w nim dreszcze. Podniósł się szybko i podszedł do dziecka aby wziąć je na ręce.

- DaGe! Opanuj się! Służba! - zawołał, a na raz do środka weszły kobiety aby posprzątać to co zostało z szafy - Przestań już być taki agresywny. Siadaj na dupie! Jak ty wyglądasz... Jak ty się zachowujesz... - wskazał mu gniewnie miejsce na poduszkach - Siadaj. Uspokoisz Songa, a ja cię uczesze.. - syknął i spojrzał na służki które zbierały reszty szat Yao.

Mingjue spojrzał gniewnie na służbę, która najwyraźniej miała zamiar tu sprzątać.

- Precz. Zostawić to. A-Songowi to pomaga. Precz!!! - ryknął, a kobiety dosłownie uciekły z Fangzi - Nikt nie ma prawa wchodzić do mojego Fangzi!!! - ryknął za nimi i spojrzał na brata, który trzymał płaczące dziecko. Szybkim krokiem podszedł do Sanga i delikatnie zabrał mu chłopca.

- Moje. - warknął i wrócił na poduszki, gdzie przytulił malca do swojego torsu. Zaraz też podniósł się z miejsca nim Huaisang zdążył do niego chociażby podejść i ruszył w stronę łaźni. Dziecko wymagało przebrania.

Trzymając malucha przy sobie, przygotował ciepłą wodę, czyste materiały i zaczął przebierać chłopca. Jakby kompletnie zapomniał jak jeszcze nie dawno się tego obawiał. Był przy tym cholernie delikatny, chociaż przed chwilą rozwalił bez problemu wielką szafę.

Sang coraz bardziej zaczynał pojmować błąd jaki popełnił. Nie powinien był chyba w taki sposób tego wszystkiego organizować. Musiał chociaż zdjąć spinkę z jego głowy, wtedy nie będzie tak agresywny. Niechętnie oddał mu dziecko i obserwował jak ten się nim zajmuje. O ile wcześniej mógł rozwalić całą domenę, tak teraz był łagodny jak baranek. Cieszył się jedynie, że jego napady agresji nie znajdują ujścia w kierunku dziecka

- Musimy to posprzątać, zobacz jak to wygląda. Wszędzie jest pełno drzazg! A co jak Song się zrani? Albo coś mu się wbije? - rzucił gniewnie po czym sam zabrał się za sprzątanie rozwalonej szafy odkładając na bok ubrania które jakimś cudem nie zostały zniszczone. Z obrzydzeniem spojrzał na szaty Yao
- Zostaw to. - mruknął gniewnie na brata, nie podobało mu się, że ktoś to rusza, gdyby Sang nie był jego bratem to prawdopodobnie zbierałby już zęby z podłogi, co dało się wyczuć w tym jednym zdaniu.

- Nie popisałeś się. Jak skończysz siadaj tu, pomogę ci się ogarnąć.

- Nie chce. Zarzucę coś na plecy i idziemy z A-Sogiem do głównej sali. Czekają na nas. - delikatnie owinął malucha w ciepły materiał, nie chciał by chłopiec się przeziębił. Wziął go na ręce i wyszedł z łaźni łapiąc w dłoń szatę, którą wcześniej rzucił, gdy Song zaczął płakać. Odłożył na chwilę malca na łóżko i szybko zarzucił ją na siebie, by zaraz znów wziąć syna w ramiona - Idziesz z nami? - spytał i lekko się zatoczył.

Młodszy spojrzał krytycznie na brata mając go coraz bardziej dość .

- Nigdzie nie idziesz. Masz zamiar pokazywać się w takim stanie? Siadaj i nie dyskutuj ze mną!- wrzasnął na brata i siłą posadził go na łóżku.

Jue warknął groźnie, gdy Sang wydarł się i go szarpnął by posadzić na łóżku. Nie żeby jemu samemu to jakoś przeszkadzało, ale rozbudził tym dziecko.

Huaisang dosłownie zdarł mu spinkę z włosów i sięgnął po grzebień. Spinkę schował w kieszeni i nerwowo rozczesywał jego włosy - Jak siedem nawalonych nieszczęść. Nie jestem przekonany czy powinieneś tam wychodzić. Mam iść za ciebie?- zapytał zakładając mu nową ozdobę, już bez szczególnych inskrypcji.

Starszy analizował powoli słowa brata, może i ten miał racje, że nie powinien pokazywać się w tym stanie. Odezwał się dopiero gdy Huaisang skończył go czesać.

- Mógłbyś. Idź i porządnie się tym zajmij. Chcę zostać sam. - złapał brata za kołnierz i dosłownie wystawił go za drzwi, zamykając mu je przed nosem.

Sang otworzył szeroko oczy kiedy został wystawiony za drzwi jak niepotrzebny pachołek.

Jue rozejrzał się po Fangzi i ostatecznie usiadł na poduszkach. Kołysząc dziecko w ramionach oparł się wygodnie czekając, aż malec zaśnie. Zaczynał się czuć coraz gorzej, gdzie nie spojrzał były ślady obecności byłego partnera. Westchnął ciężko i przeniósł wzrok na śpiącego już A-Songa.

- W tak krótkim czasie straciłeś trójkę rodziców. Ja straciłem dwoje ludzi i kogoś kogo kochałem z całego serca. Zostaliśmy sami, Huisang zaraz wyjedzie do przystani. Może powinieneś jechać z nim? - zapytał śpiącego chłopca i delikatnie ucałował go w czoło, by zaraz przytulić bardziej do siebie i zwyczajnie zaczął płakać.

Młodszy z braci stał tak długi czas przed drzwiami Fangzi, nim dotarło do niego jaką krzywdę zrobił własnemu bratu. Opuścił lekko wzrok i nasłuchiwał . Wyciągnął z kieszeni spinkę i przyglądając się jej wolno ruszył w stronę głównej sali. Wziął głęboki wdech i wpadł zaraz w niego rozpędzony generał. Spinka z dłoni Sanga wypadła z impetem na ziemię.

- Wybacz mi Paniczu, naprawdę wybacz, petenci już się dobijają drzwiami i oknami, za chwilę może zrobić się nieciekawe... - nie musiał dużo mówić, zdezorientowany Sang szybko pobiegł do sali, nie chciał narażać się na kogokolwiek gniew. Wystarczy mu.

Mężczyzna korzystając z okazji podniósł spinkę i wsunął do rękawa ukrywając ją.

- Mam cię - Szepnął i skierował swoje kroki w stronę Fangzi.

Mingjue siedział tak dłuższą chwilę, nie będąc wstanie opanować łez. Cały jego gniew uleciał jak zdjęty zaklęciem. Pozostała mu jedynie rozpacz. W niczym nie przypominał już dumnego niegdyś lidera sekty. Jego siła, pewność siebie i hart ducha zostały pokonane przez samotność i zdradę najbliższych. Nawet dla Mingjue istniały rzeczy które były w stanie go pokonać i utrata Meng Yao, gdy myślał, że młodszy odwzajemnia jego uczucia była właśnie czymś takim.

W głowie Jue wciąż brzmiały słowa dawnego kochanka "Mingjue mnie krzywdzi, nie kocham go, robiłem to ze strachu" i chyba właśnie to ostatnie stwierdzenie go bolało najbardziej. Jeśli ktoś z nim był to jedynie ze strachu.

Chciał przenieść się z chłopcem na łóżko, żeby chociaż chwilę się przespać, ale wciąż nie był w stanie. Gdy tylko zbliżał się do niego niemal widział Meng Yao, jak spał z nim, przytulał się do niego i kochał się z nim. A świadomość, że mężczyzna robił to ze strachu, dosłownie rozrywała serce Mingjue na strzępy.

Położył się na poduszkach na których siedział licząc, że chociaż trochę uda mu się przespać, w końcu nie zmrużył oka od czasu powrotu. Ułożył A-Songa na swoim torsie i otoczył go swoimi ramionami, robiąc z nich bezpieczny kokon dla malca.

- Zostaliśmy sami. Kompletnie sami. - szepnął do niego, nim zapadł w niespokojny sen.

Generał zatrzymał się pod drzwiami i uniósł dłoń aby zapukać. Ale to co usłyszał zza nich sprawiło, że opuścił dłoń i postanowił odpuścić sobie na ten moment. Ale nie na zawsze. Musiał najpierw skontaktować się z Lan Xichenem. Nie mógł udać się osobiście, bo to mogłoby przyciągnąć za dużo uwagi. Ale mógł wysłać list do mężczyzny. Nasłuchiwał jak ten milknie i najwyraźniej usypia. Nakazał dwóm strażnikom pilnować Fangzi, a sam udał się aby sprawdzić jak radzi sobie młodszy Nie.

MDZS - Nie Mingjue x Jin GuangyaoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz