Rozdział 11

809 50 7
                                    

Mieszkałam u Asha już od ponad dwóch tygodni i jak to bywa w każdym ,,związku" miewaliśmy dobre i złe dni. No dobra, miewaliśmy złe dni i soboty,  kiedy to chłopak znikał na cały dzień a ja mogłam robić co tylko mi się żywnie podoba. Zamknięta w domu na klucz, bez nieproszonych gości zazwyczaj oglądałam telewizję lub ćwiczyłam. Zdarzało mi się nawet spędzać czas w ogrodzie. To były piękne chwile.

Właśnie zastanawiałam się jakie kolczyki założyć do kremowej sukienki, kupionej przez Asha specjalnie na tą okazję. W końcu wybrałam złote kuleczki, które swoją drogą również podarował mi Ash a do tego wisiorek do kompletu. W przeciągu tych dwóch tygodniu moja kolekcja biżuterii znacznie się powiększyła a jako, że na co dzień nie gustuje w tego typu dodatkach gdy tylko się stąd wyrwę sprzedam wszytko a zarobione pieniądze zainwestuje. Może w kawalerkę? Sporo nad tym myślałam a podczas pobytu tutaj zrozumiałam jak wiele możliwości daje samodzielne mieszkanie. Rozczesałam ostatni raz włosy spoglądając w lustro. Ale się wpakowałam i pomyśleć, że wszystko zaczęło się od niewinnego liściku. Wróciłam myślami do rozmowy sprzed kilku dni.

 --------------------------------------

Stałam  w kuchni pogrążona w luźnej rozmowę z Hilde. Kobieta opowiadała mi sporo o sobie a ja słuchałam zaciekawiona. Nie wiedziałam, że ma indyjskie korzenie i dopiero teraz dostrzegłam czerwona kropkę na jej czole a skóra zaczęła wydawać mi się nienaturalnie ciemna. Kobieta roześmiała się widząc moje zmieszanie i zapewniła iż wiele osób nie potrafi skojarzyć istotnych faktów.  Właśnie zastanawiałam się czy uznać to za obelgę czy może pociechę kiedy zadzwonił telefon. Przeprosiłam i spojrzałam na wyświetlacz. Numer nieznany.

- Kate Cork, z kim mam przyjemność rozmawiać?

- Córciu to my, nie rozpoznałaś nas?

Niemal skakałam z radości. Żyją i maja się dobrze, nic im nie dolega. Opanowałam dziecięcy wybuch radości i zdobyłam się na luźny ton.

- Zmieniliście numer.

- Co? A tak, zgubiłam telefon gdzieś w górach. - przewróciłam oczami.  Tak kończyła się każda ich podróż,  kiedyś zgubili nawet własne dziecko ale to już materiał na całkiem inna historie.

- Po co dzwonisz? - odparłam wymijająco. Bardzo cieszyłam się iż nic im nie dolega ale miałam dziwne przeczucia co do tej rozmowy. W tle Usłyszałam ciche prychnięcie taty co ponownie wywołało na mojej twarzy uśmiech.

- Jak to po co?  Tyle czasu się nie widzieliśmy, boje się, że zapomnę jak wyglądasz.

- Zapomnisz jak wygląda twoje własne dziecko?  - odparłam z niedowierzaniem czemu towarzyszył śmiech rodziców.

- Wpadniesz w sobotę do nas a obiad? 

- Nie wiem... musiałabym sprawdzić czy nie mam żadnych planów...

- Teraz już masz. Wpadnij,  zrobię twoje ulubione danie.

- Dobrze,  będę. - nie wiedziałam jak Ash na to zareaguje ale klamka zapadła, może mnie pozbawić wszystkiego ale nie kontaktu z rodziną.

- Przyprowadzać tego swojego chłopaka, chętnie go z ojcem poznamy.

- A więc o to chodzi... a ja myślałam, że naprawdę się stęskniliście...

- Dziwisz się, przeczytałam twoja wiadomości. Nigdy nie przyprowadziłaś do domu żadnego chłopaka a nagle się wyprowadzasz. I to do mężczyzny, o którym pierwszy raz zły słyszę. To nie jest normalne.

Kocha, lubi, szanuje?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz