Pov:George
Siedziałem przy swoim biurku bezcelowo klikając klawisze na klawiaturze licząc na to, że jakimś cudem odgadnie hasło, którego oczywiście jak zwykle zapomniałem.
Ostatnio ciągle wszystko mi się myli, za dużo pracy. Chodź lubię to, przynajmniej się nie nudzę i mam wyraźnie nakreślone to co mam robić. Tyle wystarczy mi aby czuć się w miarę szczęśliwym.
Myśląc o tym wpisałem pierwsze słowo, które kojarzy mi się ze szczęściem, "Luca" i rzeczywiście laptop się odblokował. W końcu, już bałem się, że znów będę musiał chodzić z nim do serwisu. Bywam tam w sumie tak często, że pewnie mają już mnie po dziurki.
Wszedłem na e-maila i sprawdziłem pocztę. Nowe obowiązki, mimo wczesnej pory mój szef już zdążył wymyślić mi kilka zadań, które mam wykonać do czasu pojawienia się w biurze, czyli w sumie mam na to około półtorej godziny. Nie no cudownie, żeby zdążyć już teraz muszę wychodzić.
Co też zrobiłem, wsypałem karmę do miski dla Luc'i oraz nalałem wody do drógiej, przeznaczonej na wodę dla kota. Włożyłem laptop do torby na laptopa a następnie złapałem za kurtkę wiszącą na wieszaku.
-Do zobaczenia wieczorem Luca!-
Krzyknąłem na co kot tylko zamruczał, wsadziłem telefon do kieszeni po czym wyszedłem z domu a następnie zamknąłem drzwi na klucz.Poszłem w kierunku swojego auta, otworzyłem drzwi od strony pasażera i włożyłem torbę od laptopa. W końcu po chwili, wsiadania, zapinania pasów, upewniania się, że wszystko wziąłem odjechałem.
Pojechałem do centrum miasta, więc co chciał mój szef najpierw? Zaparkowałem po czym wyszłam z auta i stanąłem na chodniku. Włączyłem telefon i sprawdziłem e-mail, znowu. A więc chciał abym załatwił mu jego garnitur z pralni, zabookował lot na Florydę i Hotel tam, dla Siebie i niego. Wstąpił do kawiarni po kawę prawdziwą z podwójną kofeiną i bez mleka bo tylko taką pił i wypełnił papiery aby oddać mu je tylko do podpisu.
Powinienem się wyrobić o ile wszystko pójdzie sprawnie. A więc najpierw udałem się w kierunku pralni, 15 minut i już tam byłem. Podeszłem do lady, czułem się niezręcznie ale to dla mnie już norma, zapytałem się kobiety w średnim wieku o garnitur i podałem numer klienta, przyniosła mi garnitur w foli aby się nie pobrudził. Zapłaciłem jej i chwyciłem ciuch. Potem ruszyłem z garniturem zawieszonym na ramieniu do mojego auta, jakiś kwadrans i już przy nim byłem.
Odłożyłem garnitur na tylne siedzenia aby na się nie pogniótł po czym wsiadłem za kółko, wyjechałem z parkingu i pojechałem pod kawiarnie. Jasne, że mogłem tam pójść pieszo, spacer na pewno by mi nie zaszkodził jednak wolałem zaoszczędzić czas.
Nie wiedziałem ile zajmie mi szukanie lotu i hotelu a czas, to coś czego nie mogłem marnować. Po 23 minutach byłem już w kawiarni, zamówiłem sobie kawę i kawałek ciasta po czym czekając na swoje zamówienie wyjąłem swojego laptopa z torby i położyłem go na stoliku.
Otworzyłem, odblokowałem po czym zacząłem szukać biletów na Florydę. Pierwsza klasa bo oczywiście mój szef nie toleruje podróży niższą klasą bo to naraża na szfank jego "wizerunek". Znalazłem bilety w pierwszej klasie, drogie. Ale cena nie grała tu roli, lot był w przyszły piątek, czyli za dwa dni. Nie zastanawiając się nad tym kupiłem jeden bilet w tej klasie, i jeden normalny, taki dla zwykłych ludzi, bo w końcu ja nie potrzebuję jakiegoś nadmiernego luksusu.
Przez następne pięć minut starałem się znaleźć jakiś hotel, w międzyczasie przyniesiono mi już moje zamówienie, które skąsumowałem. Zamówiłem jeszcze kawę na wynos dla mojego szefa, zdążyłem znaleźć apartament hotelowy, na który się zdecydowałem i zabookowałem tam nocleg. Odebrałem kawę zabrałem laptop i pojechałem do firmy.
Będąc już pod wysokim wieżowcem ostatni raz wziąłem głęboki oddech świeżego, jak dla kogo. Bo jednak miasto to miasto, ale i tak, w miarę świeżego powietrza po czym weszłem do środka. Podeszłam do recepcjonistki i się z nią przywitałem.
-Hey Niki-
-Hey George, tak wcześnie? Miałeś być za jakieś..-Dziewczyna spojrzała się w monitor swojego komputera. -Pół godziny.-Spojrzała się na mnie zdziwiona, w sumie racja. Może trochę za szybko przyjechałem ale i tak wolałem już wszystko sobie ogarnąć.
-A weź nie gadaj, masz papiery do negocjacji z tą drugą firmą z Florydy?-Spytałem nieco podirytowanym głosem, jakoś tak wyszło. Dziewczyna wyjęła papiery z teczki i mi je podała.
-Znów odwalasz robotę za Dave?-
-Yup.-Powiedziałem trzymając papiery w rękach i kartkując je aby jakkolwiek zorientować się w tym co będę wypełniał przez następne pół godziny.
-Uh, jeszcze go nie ma, będzie za godzinę.-
-A mi kazał być dziś o 9:30.-
-Znasz go, pewnie myślał, że się spóźniasz.-Prychnąłem, przecież tylko raz mi się zdażyło.
-Najprawdopodobniej tak, niestety.-
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.
-Miłego dnia George-
-Miłego-Odparłem i poszłam do windy. W końcu odrywając wzrok od papierów aby kliknąć przycisk windy i znów wrócić wzrokiem do papierów. Już widzę, że dziś się narobię...⁂
Pov:Dream
Była piąta rano a ja nie spałem. Kolejna zarwana nocka na koncie. Siedziałem w salonie pijąc kawę aż usłyszałem dźwięk powiadomienia w telefonie. Podeszłem i spojrzałem się na ekran, e-mail. Kto normalny wysyła meile o piątej rano, a z resztą... Odblokowałem telefon i usiadłem na fotelu z nim w prawej ręce i kubkiem kawy w lewej. Pijąc ją czytałem treść meila.
"Zlecenie, pół kasy przed zleceniem druga połowa po wykonaniu. Trzy miliony za zabicie przedstawiciela handlowego firmy z Wielkiej Brytanii. Jeśli jesteś zainteresowany odpowiedz a dowiesz się o zleceniu więcej. Sprawa pilna, masz czas zdecydować się do wieczora."
Trzy miliony? Zatkało mnie, kupa kasy. Komu aż tak zależało na zabiciu jakiegoś ważniaka? Odpisałem bez zastanowienia.
"Byłbym zainteresowany, kto konkretnie. Gdzie, do kiedy, jaką ochronę będzie mieć."
I czekałem tylko aż odpisze.. Nie musiałem długo czekać, już po chwili miałem dokładniejszy opis sytuacji. Za dwa dni na Florydzie miał zjawić się nie jaki Dave, właściciel firmy od nie do końca legalnych biznesów.
Chodź na pozór zwykła firma przedsiębiorcza. Miał zatrzymać się w jednym z eksluzywniejszych hoteli gdzieś w centrum. Zostać na około tydzień, tylko z asystentem. Łatwa robota, zleceniodawca wolał zostać anonimem. Jakoś mi to nie przeszkadzało.
Kiedy zaakceptowałem warunki naszej "współpracy" dostałem powiadomienie o przelewie na moje konto, półtorej miliona. Nic tylko czekać.
Pov: George
Siedziałem przy swoim biurku odpowiadając na maile służbowe. Spojrzałem się na zegar, jedenasta dziesięć. Nagle usłyszałem jak na moje biórko upada coś dużego. Oderwałem wzrok od komputera i spojrzałem się na stertę papierów, które upadły z hukiem na moje biurko a nad nimi pochylającego się Williama.
Był takim jakby zastępcą Dave, tyle że milszym. On szanował to, że każdy ma swoje obowiązki i ma je wykonywać, co tylko sprawiło, że zdziwiłem się, że to akurat on zrzuca na mnie tyle pracy. Ze zdziwieniem spojrzałem się na niego.
-Will?-
-Nie musisz tego wszystkiego wypełniać. To do posegregowania, miał się tym zająć ale..- Przerwałem mu, już wiedziałem o co chodzi.
-Rozumiem.-Uśmiechnąłem się pogodnie do faceta i zauważyłem, że jego zmieszany wyraz twarzy zamienił się w widoczną ulgę.
-Zwiniesz się z tym do wieczora?-
Podniósł brew pytająco a ja tylko pokiwałem głową. On odszedł a ja zostałem z robotą swojego szafa. Nic nowego, zabrałem się do roboty żeby uwinąc się przynajmniej w połowie do wyczekiwanego lunchu............................................................
Hey :>
1182 słowa
Mam nadzieję, że nie jest za drętwo jak na początek.
Miłego dnia/nocy ^^
CZYTASZ
Come on, tell me you love me ||Dreamnotfound
FanficDream jest płatnym mordercą, któremu zleca się zabicie pewnego ważnego biznesmena. Kiedy udaje się aby to zrobić zastaje zamiast niego jego zapracowanego asystenta. Co stanie się dalej :> ? ꨄ︎Będzie *może* tu też Karlnapꨄ︎ Okładka i fanarty używane...