III

9 2 0
                                    

Nastał ranek. Chłopak obudził się w swoim łóżku i ziewnął. Naraz do jego pokoju wleciało mnóstwo promiennego słońca i sprawiło, że w pomieszczeniu stało się niebywale jasno.

- Miałem dziwny sen... - mruknął sam do siebie. - Śniło mi się, że do mojego domu przyszła sama Śmierć...

David często mówił do siebie, i to bez konkretnego powodu. Jego rodzice nawet kiedyś wysłali go z tego powodu do psychologa, lecz to jedynie sprawiło jeszcze większe pośmiewisko wśród kolegów. Nastolatek często nie zauważał, że wymawia swoje myśli. Robił tak dlatego, że nie miał zazwyczaj osoby, z której mógłby porozmawiać.

W jego domu nie było nikogo poza nim. Od dwóch dni po raz pierwszy w życiu został sam na tak długi czas, czyli prawie dwa miesiące. Rodzice Davida bowiem pojechali na swoje wymarzone wakacje, zostawiając syna samego w domu. Ale mimo wszystko, chłopiec był z tego bardzo szczęśliwy.

Ten dzień był jak każdy inny; chłopak jedynie siedział w domu i ... Właściwie to nic więcej nie robił. Czasem tylko odważył się wyjść na zewnątrz, jednak było to u niego dosyć rzadkie. Nie lubił zbytnio wychodzić, a co dopiero pokazywać się innym ludziom.

David w ciszy  leżał na łóżku, kiedy nagle zadzwonił telefon.

- Halo, David? - chłopak usłyszał głos ze słuchawki.

- Mama! - ucieszył się chłopak. - Jak na wakacjach?

- W porządku, musimy jedynie zostać tu chyba trochę dłużej.

- A to dlaczego?

- Bilety na samolot gdzieś nam przepadły. W każdym razie musimy kupić nowe, więc przyjedziemy tydzień później. Trzymaj się, buziaki. Pa.

Po chwili rozmówca się rozłączył, a chłopiec padł na łóżko. Spodziewał się po mamie i tacie, że napotkają jakieś kłopoty. Kiedyś nawet zostawili jego samego na lotnisku, niczym w filmie ,, Kevin sam w domu ". Było więc jasne, że i tym razem jego rodzice napotkają jakieś problemy.

Dzień ten upłynął mu szybko - mimo nudy i monotonnego nicnierobienia minuty płynęły prędko, a godziny upłynęły w mgnieniu oka.

Nim się zorientował, była już dwudziesta. Słońce zaszło za horyzont miasta, a David bacznie obserwował widok ze swojego okienka. Piękny był wieczór - na niebie widniały setki tysięcy gwiazd i tylko jeden księżyc, który zdawał się pilnować, aby każda gwiazda była na swoim miejscu. W dodatku świecące teraz latarnie na ulicznej drodze dodawały klimatu zarówno piękna, jak i grozy oraz tajemniczości.

Gdy tak siedział w milczeniu przy oknie, nagle dobiegł go dzwonek wejściowych drzwi. Chłopak zerwał się z miejsca, po czym je otwarł.

- Jestem - usłyszał zachrypnięty głos. - Przyszłam znowu.

Naraz David przypomniał sobie o całej wczorajszej sytuacji, która przecież nie była żadnym snem. Zdrętwiał ze strachu, jednak tylko na pewien moment. Po chwili spojrzał raz jeszcze na Śmierć, a raczej w jej bezdenny, czarny kaptur.
- Miło, że... Jesteś - odparł chłopak nieśmiało.

Widmo bez zastanowienia weszło do mieszkania Davida i znowu rozsiadło się na kanapie. Wyglądało to łudząco podobnie do wczorajszego wieczoru, jednak teraz chłopiec umiał zachować zimną krew.

- Przyszłaś po kanarka...? - spytał cicho w obawie przed odpowiedzią.

- Nie, skądże - odpowiedziała. - Przyszłam z nudów. Jak ci minął dzień?

- Raczej... Normalnie, a wiesz może czy... Będziesz tu przychodzić... Codziennie?

- Może tak, a może nie. A co, czyżby przeszkadzała ci moja obecność?

I  ŻE CIĘ NIE OPUSZCZĘ AŻ DO ŚMIERCI☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz