35. Pożeraczki Diamentów

28 6 0
                                    


Pani Madsen. Anna testowała słowa na języku. Kapitanowa Madsen. Gro Anita Amundsdatter Hillestad-Lehn – bo z jakiegoś powodu przedstawiła się panieńskim nazwiskiem. Pełnym.

Ale żadne nie pasowało równie dobrze co Madame Globus – głównie dlatego, że pierwsze słowa, które wypowiedziała, brzmiały:

— Viljar, wody.

A przedstawiła się dopiero p o tym, mieszając mętny proszek w wyszczerbionej szklance. Nawet nie weszła do środka, co skłoniło Annę do rozważań na temat tego, czy w ogóle zmieściłaby się w drzwiach, biorąc pod uwagę rozpiętość jej spódnicy.

Francuskie dzienniki, które prenumerowała Elsa, przepowiadały zmierzch krynoliny na równi ze zmierzchem II Cesarstwa, ale w Arendelle – nie po raz pierwszy jakby zatrzymanym w czasie – wciąż była ekstrawagancką nowinką (sama Anna do tej pory miała ją na sobie tylko raz).

Usta kapitana Madsena zadrgały.

— To prawie jak drugi miesiąc miodowy — rzucił sucho, do nikogo w szczególności.

Powóz – czy to był fiakier? Elsa by wiedziała, bo z jakiegoś powodu znała się na takich rzeczach – ale Anna była na nią obrażona, tak samo jak najwyraźniej Kristoff był obrażony na A n n ę (no i wzajemnie!) – bo chociaż upierali się, że przecież już jej o tym mówili, to Anna była przekonana, że nikt wcześniej nie raczył jej poinformować, że wraca do domu zamiast odwiedzić Lodowe Pola, i tyko lord Peterssen był czarujący jak zwykle – w każdym razie powóz już czekał.

W środku Anna musiała usiąść obok kapitana Madsena, tyłem do kierunku jazdy, bo na kanapce obok jego żony, jej spódnicy, jej mdłości i jej migreny nie zostało już zbyt wiele miejsca.

Zastanawiała się, czy to nie wypada. W końcu jego żona przyjechała z nim tylko po to, żeby – chociaż nikt oczywiście nie powiedział tego na głos – służyć za przyzwoitkę. A kapitan Madsen był na swój oschły, sztywny sposób przystojny – tylko trochę stary.

Zerknęła na kobietę naprzeciwko i odruchowo podkurczyła nogi, jakby chmara koronek u rąbka spódnicy miała pokąsać jej kostki. Wydawała się starsza od męża – z bladą, kanciastą twarzą na długiej, żylastej szyi, z kilkoma siwymi pasmami w zaczesanych gładko włosach.

— Myśli pan, że w drodze powrotnej zatrzymają się w baronii Kristoffa? — zagadnęła Anna półgłosem. — Bo wątpię, żeby wrócili jeszcze do tej karczmy – a jeśli tak, to jednak trochę nie fair, że mnie to ominie. To znaczy wizyta w Grimstad. Nie, żeby Kristoffowi nie było to na rękę, oczywiście. Zaczynam podejrzewać, że nie chce mnie tam zaprosić, bo trzyma na strychu obłąkaną żonę, jak pan Rochester.

— Cóż — kapitan Madsen westchnął głośno, łypiąc okiem na Madame Globus ukrytą za flakonikiem soli trzeźwiących i zasugerował: — albo kilka zamordowanych w piwnicy.


◊ ◊ ◊ ◊


— Wasza Królewska Wysokość?

Anna zatrzasnęła książkę.

Chwilę później, przeklinając pod nosem, otworzyła ją jeszcze raz, próbując znaleźć stronę, którą czytała, zanim niegrzecznie jej przerwano.

— Tak, tak, proszę! — zawołała w kierunku drzwi, na chybił-trafił wtykając zakładkę pomiędzy kartki.

Do pokoju weszła Gerda. Przyniosła tacę z herbatą i grzankami, więc Anna natychmiast wybaczyła jej wszelkie złe uczynki. Na przykład ten dziwny wyraz ulgi, który pojawił się na jej twarzy, kiedy poprosiła ją o herbatkę na les règles.

Heimr ÁrnadalrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz