36. Baby Don't Cry

114 3 114
                                    

Jersey, 25 lipca 1984

Po raz pierwszy od jakiegoś czasu jesteśmy z Jonem sam na sam. Na żadnej imprezie, czy spotkaniu ze znajomymi albo zespołem. Po prostu tylko ja i on.

Jest późne popołudnie, które spędzamy wtuleni w siebie w Parku Liberty State. Jedyne miejsce w Jersey, które jest jednocześnie oblegane przez ludzi, a zarazem tak ustronne. Mało kto zwraca tutaj uwagę na kogokolwiek, mimo że tak naprawdę w tym parku nie ma nic szczególnego. No, może poza widokiem na Statuę Wolności.

- Jon - zaczynam, mówiąc dość cicho, a on spogląda na mnie - Kiedy wylatujecie?

- Pierwszy koncert mamy czwartego - zaczyna wymijająco - A manager załatwił nam lot na pierwszego, żebyśmy się ogarnęli na pierwszy występ w Japonii - wzdycha, a ja smutnieję.

- Chciałabym z wami polecieć - mówię i bawię się guzikiem jego jeansowej kamizelki, a blondyn całuje mnie w czoło.

Obydwoje wiemy, że mój wylot za granicę graniczyłby z cudem. Już ledwo co udało mi się przekroczyć granicę Kuby kilkanaście dni temu. Z kolei wyjazd do Japonii to cała masa pieprzenia się z papierami, na których sprawdzenie na lotnisku poświęci się jakieś dziesięć sekund. A wszystko to trzeba zrobić trochę szybciej, aniżeli tydzień przed wylotem.

No chyba że jest się w zespole muzycznym, a manager jest jakimś cudotwórcą.

- Lecimy tylko na chwilę - głaszcze mnie po włosach - Zanim się obejrzysz, będziemy w domu. Niecałe dwa tygodnie, spędzisz je z dziewczynami. Odpoczniesz sobie ode mnie - cicho się śmieje.

- A kto powiedział, że chcę odpocząć? - nachylam się w stronę jego warg i lekko je muskam - Kocham spędzać z tobą czas - przybliżam się jeszcze bliżej niego, chociaż już to jest praktycznie niemożliwe.

- Ja z tobą też - zakręca moje kosmyki wokół palca i nic nie dodaje. Ja też się nie odzywam, tylko po prostu patrzę się w jego pogodną twarz, a przede wszystkim błękitne oczy, które mówią wiele. Nie przejmuje się zbytnio faktem, że wylatują na trochę. W zasadzie, traktuje to po prostu jako nową przygodę.

Zawsze rozmawiamy z Jonem dużo. Zazwyczaj o dość błahych sprawach, dużo żartując i śmiejąc się. Rzadko kiedy o planach na przyszłość, o tym, co będziemy robić, kiedy ja zacznę studia i zwyczajnie będziemy mieć dla siebie mniej czasu, niż mamy teraz. Wręcz mogę powiedzieć, że unikamy tych tematów jak ognia. Głównie Jon, który ogółem nie przejmuje się na zapas, nawet jeśli chodzi o przyszłość jego zespołu.

Chociaż nie mam pojęcia, jak taka poważna konwersacja mogłaby się skończyć. Pewnie niepotrzebnie byśmy się tylko zdołowali, a to chyba ostatnia rzecz, jaką nasza dwójka by chciała. W większości przypadków jestem fatalistą, a nie chcę zarażać tą postawą mojego chłopaka. Jego słowa otuchy i pozytywne myślenie są dla mnie światełkiem w tunelu moich wątpliwości.

Teraz siedzimy w ciszy. Chyba po prostu teraz do nas doszło, że wyjazdy Jona za granicę, w pewnym momencie nie będą nowinką i czymś rzadkim, tylko staną się codziennością. Ja do tego dorzucę jeszcze swoje studia, które pochłoną znaczną część mojego czasu. Problem tkwi w tym, że nie rozmawianie o tym wszystkim wcale nie pomoże. Raczej nawet pogorszy sprawę.

Przez ilość myśli, które się we mnie kotłują, zwyczajnie tracę kontakt z rzeczywistością. Nie istnieje teraz dla mnie nic, poza tymi wszystkimi pesymistycznymi wizjami.

- Pati, wszystko w porządku? - głos mojego chłopaka powoduje, że chociaż zaczynam zdawać sobie sprawę, że dalej jestem w miejscu publicznym. Nie wiem, co odpowiedzieć. Nie mam zamiaru go podłamywać. Z drugiej strony nie chcę kłamać. Zresztą, pewnie by to zauważył, zbyt dobrze mnie zna - O czym tak myślisz? - dopytuje, po czym zakłada kosmyk moich włosów za ucho.

Lifeline | Jon Bon JoviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz