Nie poddawała się. Walczyła. Wciąż i wciąż trzymała swój umysł w ryzach. Nie wedrze się do niej, nie zrobi z niej swojej marionetki, a przede wszystkim nie będzie miał szansy zrobić z Ginny.
Tortury przez ostatni czas były tak częste, że z bólu zapominała jak się nazywa. Jednak w jej głowie dzwoniło zawsze jedno zdanie "Bądź silna". I nie dawała mu wejść do jej umysłu, mimo że ten sam już zaczynał się sam w sobie ostatecznie psuć.
Traktowano ją jak zwierzę i powoli zaczynała zachowywać się jak małe, dzikie zwierzątko, które desperacko walczy o wolność. Starała się trzymać ostatkami sił zdrowia psychicznego, bojąc się, że wraz z nim odejdzie i jej osłona umysłowa, jednak nie miała już zbytnio na to wpływu. Ból robił swoje.
Ostateczne załamanie przeżyła, gdy Voldemort zmienił taktykę i postanowił odebrać jej ostatnią rzecz, jaką jeszcze miała.
Zauważyła, że coś było nie tak, kiedy zaczęto jej dawać zdecydowanie lepsze jedzenie. Z początku bała się w ogóle dotknąć tych potraw, które jej dano, jednak w końcu stwierdziła, że pewnie i tak je w nią wmuszą, więc co się będzie przejmować. Zjadła wszystko, co jej dano ze smakiem i czekała na skutki uboczne. Co bardzo ją zdziwiło, nie mogła zarejstrować by cokolwiek się zmieniło.
Następne posiłki również były dobre i pożywne. Mimo ciągłych tortur i braku świeżego powietrza, Cho zauważyła, że trochę odżywa. Z pewnością przybrała na wadze i już nie wyglądała jak kościotrup. Jak od trzech lat nie miała apetytu, tak teraz na nowo odkryła radość jedzenia i zastanawiała się, jak mogła kiedyś go niedoceniać. Nadal tęskniła za wygodnym łóżkiem, ciepłym pokojem, czy po prostu jak najskromniejszą łazienką, ale wizje ich zostały zepchnięte już tak w sferę marzeń, że nie miała zbytnio nadziei na ujrzenie ich znów.
Ból łatwiejszy był to zniesienia o pełnym żołądku, przynajmniej ono się nie ściskało, gdy wszystko inne było ściskane przymusowo. Cho nadal doskwierały chore płuca, ale przynajmniej nie cały środek miała rozpalony. Kwasy w jej układzie pokarmowym już nie skwierczały, akompaniamentując przy tym palonej skórze.
Pewnego razu drzwi od jej celi otworzyły i do celi wszedł śmierciożerca, który od wyjazdu Snape'a dawał jej jedzenie oraz bardzo rzadko nowe ubrania, jednakże nie trzymając w rękach niczego poza różdżką.
- Wstawaj - warknął i nie czekając, aż sama spróbuje, podniósł ją do pionu za włosy. Nogi miała obolałe i słabe, przez co trudno było jej się utrzymać na nogach, dlatego ich wyjście z celi wyglądało bardziej jak ciągnięcie jej. Ku jej zdumieniu zabrał ją nie w stronę sali tortur, a w przeciwnym kierunku. Doszli do schodów. Mężczyzna przerzucił ją sobie przez ramię jak worek, po czym wspiął się na górę.
Światło, które panowało na korytarzu, w którym się znaleźli, niemalże oślepiło Cho. Znajdowała się w jakimś bogatym domu, tyle można było poznać po wystroju. Prawdopodobnie też korytarz znajdował się w części roboczej, mniej eleganckiej, pamiętając, że tutaj schodziło się do lochów. Jednak i tak lśniło tu przepychem, także gdyby Cho nie była na to zbyt otępiała, pewnie zaczęłaby się zastanowiać nad tym, ile musi mieć galeonów rodzina, która tak wystraja pokoje kuchenne.
Strażnik postawił ją na ziemi i pociągnął w sobie tylko znanym kierunku. Cho trudno było się przyzwyczaić do światła, jednak mimo bólu oczu łapczywie przyglądała się wszystkiemu, co mijali. Była tak głodna normalności, że nawet w takim miejscu jak to, gdy prawdopodobnie ciągnięto ją na śmierć, całą jej uwagę przykuły przedmioty domowe.
Nic nie opisze zdumienia Cho, gdy przyprowadzono ją do przestronnej łazienki, z wanną zupełnie taką samą, jak w łazience Prefektów w Hogwarcie. Woda była napuszczona do pełna i na jej powierzchni unosiła się kusząco wyglądająca piana. Chang odkryła, że nie umie sobie wyobrazić uczucia ciepłej wody na skórze. Wiedziała tylko, że z pewnością byłoby ono kojące.
CZYTASZ
Burza Sprawiedliwości
FanficAlternatywna rzeczywistość, w której II Wojna Czarodziejów poza wiciami szlamcowników jest poprzeplatana naelektryzowaną siecią intryg. Burza nadchodzi. Niektóre nici zerwą się, inne zaczną parzyć wszystkich dookoła. Wszystko zależy od rozdania kart...