Rozdział 1 "Strzały"

6 0 0
                                    

Strzał.

Dźwięk na który wszyscy reagują wzdrygnięciem, szokiem, przerażeniem a może niektórzy szczęściem.

Strzał.

Każdy słyszy go w różnym wieku. Jedni gdy mają dwadzieścia lat, inni trzydzieści czterdzieści, pięćdziesiąt i tak dalej. Niektórzy nie słyszą go w ogóle w całym swoim życiu...szczęściarze.

Strzał.

Czasem słyszysz ich kilka na raz, czasem wiele przez całe życie, czasem raz. Może to być też to, co słyszysz jako ostatnie.

Ja?
Ja zareagowałam wdrygnieciem i szokiem.

Po raz pierwszy?
Siedemnaście lat.

Ile wystrzałów?
Trzy. Trzy, które pozbawiły mnie najważniejszych osób w moim życiu i zadecydowały o całej mojej przyszłości.

Zacznę od początku.
To prawda że moi rodzice mają...dziwną pracę, w sumie nawet nie do końca wiem na czym polega. Od tak, znikają każdego ranka a wracają wieczorem i w magiczny sposób mamy pieniądze. Na pytania zawsze odpowiadają:

- To nasza tajemnica.

Gdy byłam dzieckiem to dobra, brzmiało to magicznie, jak skarb którego muszą strzec. Wraz z wiekiem dowiedziałam się trochę więcej, choć nadal za mało.
To nie jest zwyczajna praca, najłatwiej określić ich mianem agentów. Przynajmniej Tom jest normalny...

Kto to?
To mój przyjaciel. Jest ode mnie o dwa lata starszy i zawsze zajmował się mną gdy rodzice wychodzili. Kocham go jak brata, ale wiem, że on również ma swoje tajemnice.

Spośród tej całej gromadki, ja wydaję się taka... zwyczajna. Chodzę do zwyczajnego liceum, ubieram się w zwyczajne ubrania, nie mam jednak zwyczajnych znajomych...ja nie mam znajomych. Nie wiem od czego to zależy. Jako dziecko jasne, że były koleżanki z piaskownicy ale później, chyba po prostu nikt ze mną nie wytrzymywał...

Dosyć uzewnętrznień!

Ten popaprany dzień zaczął się zwyczajnie.
Tak.
Zwyczajne słońce.
Zwyczajny wiatr.
Zwyczajny dom.
Zwyczajny dzień co nie?!

W całkiem zwyczajny sposób wstaję i kieruję się na dół do kuchni, żeby zjeść śniadanie. Na stole coś jednak zwraca moją uwagę. Niewielka karteczka zagięta w pół z moim imieniem, napisanym pospiesznym pismem

"Gabrielle"

Sięgam więc po kartkę, a ekscytacja zaczyna brać nade mną górę. Zaczynam czytać na głos ale... żaden dźwięk nie chce wydobyć się z mojego gardła. Nie jestem w stanie nic więcej zrobić, po prostu wyrzucam kartkę przed siebie i wybiegam w z domu, w którego kuchni na podłogę opada kartka z napisem:

"Gabrielle, potrzebuje pomocy. W opuszczonej fabryce. Tom"

Biegnę tak szybko, że mięśnie w nogach niemal wrzeszczą z bólu a płuca kłują i błagają o więcej tlenu. Tom nigdy nie prosiłby mnie o pomoc, gdyby nie chodziło o coś bardzo ważnego. Serce mi przyspiesza, tłucze sie w  piersi jak oszalałe ale nie zwalniam.
Opuszczony budynek fabryki stoi niedaleko mojego domu, więc po chwili docieram na miejsce i ledwo łapie oddech. Wbiegam po schodach i chociaż chce krzyczeć imię przyjaciela, nie jestem w stanie nic z siebie wydusić. Całe szczęście wreszcie go znajduje.

Stoi, na chwiejących się nogach z poobijaną szczęką, oczami tak spuchniętymi jakby uderzył go zawodowy bokser. Z ust cieknie mu krew na naderwaną koszulkę i wygląda jakby zaraz miał paść na ziemię.

- Tom! - wrzeszczę biegnąc w jego stronę, a łzy przerażenia napływają mi do oczu. Zastygam jednak metr przed nim, gdy mój wzrok pada na ściskany w jego ręku...pistolet.

Najtrudniejsza Misja Gabrielle EvansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz