Rozdział 4

54 10 1
                                    

Czerwony


Sakura przyjęła dokumenty i dowód, po czym spojrzała podejrzliwie na uśmiechniętą twarz Genmy. — Wysyłasz dzieciaka, którego jeszcze nie ma w Akademii, do budynku T&I. Samego. Nie piłeś ostatnio, prawda?

Przyłożył rękę do serca w udawanym bólu. — Ja? Pić? Nie rań mnie, Sakura-chan. Po prostu myślałem, że możesz to wytrzymać, to wszystko. Ale jeśli nie możesz, mogę wymyślić inną przysługę — powiedział, wyciągając rękę. Sakura bez przekonania odepchnęła jego rękę i wsunęła teczki pod pachę.

— Poradzę sobie z tym — westchnęła. — Mam tylko nadzieję, że wiesz, że możesz mieć przez to kłopoty. Myślisz, że Morino-san będzie rozbawiony, gdy zobaczy, jak wchodzę do jego biura?

— Znasz Morino-san? — zapytał z niedowierzaniem.

— Nigdy go nie spotkałam, ale wiedz, że też mam uszy.

Nie tylko była uroczym dzieckiem, ale była też dziwna. Patrzył, jak patrzyła na jego dowód, obracając go w tę i w tamtą stronę, prawie tak, jakby sprawdzała, czy jest prawdziwy. Gdy to zrobiła, Genma zobaczył wyraz jej oczu. Przez kilka chwil wyglądała na wyczerpaną i odległą. Ale to niemożliwe, prawda? To się nie zgadzało.

To mała dziewczynka, na litość boską!"

Zanim spojrzała na niego, coś błysnęło w tych ciemnozielonych tęczówkach, czego Genma nie złapałaby, gdyby nie obserwował jej uważnie.

— Dostarczę to po tym, jak odprowadzę moich przyjaciół do domu — poinformowała lekko, chowając kartę do kieszeni. Na wspomnienie „przyjaciół", policzki Chojiego poczerwieniały, gdy spojrzał na swoje stopy. — Oddam ci twój dowód, jak następnym razem się zobaczymy, dobrze?

Genma skinął głową i podniósł rękę na pożegnanie, po czym ruszył ulicą. Sakura zwróciła się do Chojiego z jasnym uśmiechem.

— Przepraszam za to wszystko. Nawiasem mówiąc, nazywam się Haruno Sakura.

Naruto podskoczył obok niej, a jego tysiąc watowy uśmiech rozjaśnił jego twarz. — A ja jestem Uzumaki Naruto, Przyszły Hokage, dattebayo!! — wykrzyknął, rozkładając szeroko ramiona. Sakura opuściła jedno z jego ramion, żeby widzieć. Choji, wciąż się rumieniąc, spojrzał na nich dwoje.

— Je-jestem Akimichi Cho-Choji... Miło was poznać, N-Naruto, Sakura...

~*~

Choza trochę się martwił. Shikamaru był dziś z ojcem w lasach Nara, zostawiając jego syna samego. Wiedział, co inne dzieci mówiły o Chojim i jak poważnie chłopak wziął sobie te uwagi do serca, więc miał nadzieję, że jego syn nie był gdzieś dręczony. Właśnie kiedy miał wstać ze swojego miejsca na werandzie głównego domu, usłyszał śmiech dochodzący z wejścia do kompleksu Akimichi.

Choza uśmiechnął się, gdy zobaczył Chojiego otoczonego przez różowowłosą dziewczynę i Uzumakiego Naruto. Znał prawdę o Naruto, jak wszystkie głowy klanów i nie miał nic przeciwko chłopcu. W rzeczywistości był całkiem zadowolony, że Choji zdołał się z nim zaprzyjaźnić.

— Przepraszam za spóźnienie, tou-chan — przeprosił nieśmiało chłopak. — Naruto, Sakura i ja byliśmy... przez chwilę na huśtawkach, zanim odprowadzili mnie do domu.

Poznał kłamstwo, kiedy je usłyszał, ale pozwolił mu się poślizgnąć. — W porządku, Choji. Cieszę się, że poznałeś nowych przyjaciół.

Choji zarumienił się i spojrzał na swoje stopy, podczas gdy pozostała dwójka chichotała na jego reakcję. Choza poklepał go czule po głowie i spojrzał na niedopasowaną parę obok syna. — Czy chcielibyście zostać na obiad?

StumbleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz