12 - Głosy

379 40 8
                                    

W mieszkaniu panowało napięcie. Z każdą mijającą chwilą coraz mocniej wzmagało się rozdrażnienie, cienka nić drżała na krawędzi pęknięcia. 

Od pogrzebu minęły dwa dni. Na to wspomnienie Harry wtulił się głębiej w koce. Ledwie opuszczał swoją sypialnię, unikając Louisa za wszelką cenę. Nie chodziło o to, że nie wiedział, jak wytłumaczyć, co wydarzyło się na pogrzebie – po prostu nie chciał. Nie mógł znieść myśli, że Louis może go nienawidzić jeszcze bardziej, więc nie zapuszczał się do kuchni aż do dziewiątej każdego ranka, kiedy był pewien, że Louisa już nie ma.

Jeśli miał być szczery, starszy chłopak też tak naprawdę nie próbował z nim rozmawiać. Bez słowa poszedł do pracy w poniedziałek rano, nic poza trzaśnięciem frontowych drzwi i pustym mieszkaniem nie powiedziało Harry'emu, że go nie ma. Wtorek był dość podobny: samotny poranek, cyfrowy zegar odliczał minuty jak pokaz slajdów. Większość dnia spędził w łóżku, zwinięty w kłębek, tworząc wokół siebie bańkę unikania. Nie było nawet najgorzej. 

Harry przestraszył się, gdy usłyszał dźwięk zamykanych drzwi. 

Jego oczy przesunęły się na zegar. Nie było jeszcze nawet piątej. Louis nie powinien być w domu, ale jednak się pojawił.

To nie było rutynowe. Może wyjdzie im to na dobre. 

Nie mogli żyć w ten sposób, jak mijające się nocą statki. Harry wiedział, że był winien Louisowi wytłumaczenie, ale jeśli tego nie wyjaśnią – jeśli Louis nie zaakceptuje tego, co miał do powiedzenia – Harry wróciłby na ulice. Mógł z tym żyć, ale nie był pewien, czy mógłby żyć bez Louisa.

- Louis? - zawołał cichym głosem.

Nie był pewien, czy zrobił to wystarczająco głośno, by można go było usłyszeć, ale słyszalne w korytarzu kroki ucichły. Louis ponownie pojawił się w otwartych drzwiach chwilę później, z nieufnym wyrazem twarzy.

Harry przełknął ślinę, zerkając na swoje kolana, gdy zapytał z wahaniem: 

- Możemy porozmawiać?

- O czym mamy rozmawiać? 

- Wiesz o czym.

- Nie musimy o niczym rozmawiać.

- Tak, musimy! Musimy porozmawiać, Louis, bo jeśli nie, ja-ja... - Przełknął ciężko, uciekając spojrzeniem w bok, by uniknąć kłującego gorąca pochodzącego od oczu Louisa na jego skórze. - Ja już tak nie mogę. 

Łóżko opadło obok niego i nagle wpatrywał się w miękką krzywiznę uda Louisa, zaledwie kilka centymetrów od jego własnego. Spojrzał w górę, przygotowując się na dezaprobatę na twarzy starszego chłopaka.

- Hej - powiedział delikatnie Louis. Jego niebieskie oczy były pełne troski, starannie ukrytej, ale wciąż widocznej. - Oddychaj. Wszystko w porządku.

Cholera. Nawet kiedy wciąż kipiał ze złości, Louis nie mógł przestać martwić się przede wszystkim o Harry'ego. To było instynktowne, jakieś pierwotne przyciąganie, magnetyczne połączenie, którego nie potrafił wyjaśnić.

Harry pokręcił głową. 

- Nic nie jest w porządku. Po prostu tak mówisz. - Znowu uniósł spojrzenie, a strach ścisnął jego drżące serce; wyniszczający strach przed utratą Louisa, zanim miał szansę naprawdę go mieć. - Dlatego musimy o tym porozmawiać.

- Dobrze. Masz rację. Powinniśmy o tym porozmawiać.

- Racja. 

- Dobrze. Więc... mów.

Petal [Tom 1] ❀ l.s. [Tłumaczenie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz