,,Pensjonat pana Bielańskiego" - recenzja (Nie tylko musical)

206 3 2
                                    


Bardzo długo tu nic nie było, ostatni post wleciał w lutym, czyli ponad pół roku temu. Powodem był brak czasu, ale też pewne zniechęcenie do pisania o musicalach i rozważania, w jaki sposób powinnam to robić. Natomiast postanowiłam sobie, że na pewno chcę pisać o spektaklach i koncertach widzianych na żywo i w tym wypadku rzeczywiście bardzo mocno czuję taką potrzebę, ponieważ ,,Pensjonat pana Bielańskiego" był moim pierwszym spektaklem na żywo od roku i przypomniał mi, jak bardzo kocham teatr.

Ekscentryczny stary kawaler, Maurycy Stolnik, przybywa do Krakowa z wiejskiego dworku, aby przeżyć coś niezwykłego - bardzo irytuje go sąsiad krawiec, który nieustannie opowiada o cudownych i przerażających przygodach, jakie przeżywał w mieście. Maurycy postanawia, że czymś, co na pewno zrobi na nim wrażenie będzie opowieść o wieczorze spędzonym... w szpitalu psychiatrycznym. Do pomocy zmusza swojego siostrzeńca, Alfreda, w zamian proponując mu udzielenie pożyczki na otworzenie własnego biznesu. Młodzieniec początkowo próbuje studzić zapał wujka, ale namówiony przez przyjaciela, malarza Kazimierza Czereśnika, ostatecznie przystaje do sprytnej intrygi. Zaprowadzi wuja nie do szpitala, a do pensjonatu prowadzonego przez niejakiego pana Bielańskiego - jego goście są w większości silnymi, charakterystycznymi osobowościami i łatwo będzie mówić naiwnemu mężczyźnie, że jest to wynik choroby.

Twórcy tak opisują swój spektakl: ,,Pensjonat Pana Bielańskiego to pokaz realistycznego teatru, jakiego coraz rzadziej mamy okazję doświadczać: stylizowane dekoracje i kostiumy z epoki stanowią bogatą oprawę dla barwnej galerii oryginalnych postaci. Wg reżysera jest to przedstawienie i dla młodszych, którzy nigdy nie spotkali się z taką konwencją, i dla starszych, którzy dziś mogą za nią tęsknić." I rzeczywiście - myśląc o współczesnym teatrze, zazwyczaj widzimy próby zmiany realiów, popisu do jakiegoś symbolizmu. Niezależnie od tego, czy oprawa jest barwna i rozbudowana, czy ascetyczna i prosta, to rzadko kiedy (mówię o sztukach dziejących się w przeszłości) ma za zadanie oddać epokę, bardziej klimat spektaklu i charaktery postaci. I nie ma w tym nic złego. Jednak fajnie jest też wejść do teatru i zobaczyć coś realistycznego, coś, co naprawdę przenosi nas w przeszłość. I tak dzieje się w krakowskim teatrze Bagatela. Od początku widzimy rozbudowaną, kolorową scenografię, gdzie nie ma ani jednego niewykorzystanego miejsca i która przenosi nas do krakowskiej kawiarni, tytułowego pensjonatu, a pod koniec do dworku Stolników. Atrapy ścian i budynków, teatralne plakaty, piękne żyrandole, wzorowane na epoce obrazy czy myśliwskie trofea Maurycego - czarują oczy i przenoszą nas do dawnej Galicji. Podobnie jak kostiumy - szykowne garnitury, nieco niechlujny strój zwariowanego Maurycego, a przede wszystkim stroje pań z falbankami i kapeluszami, nie zrezygnowano nawet z pantalonów. Patrzyłam naprawdę z ogromnym zachwytem, a w momencie, gdy na scenie znalazła się cała obsada, nie widziałam, kogo obserwować, bo finalne suknie bohaterek to prawdziwa uczta dla oczu.

 Patrzyłam naprawdę z ogromnym zachwytem, a w momencie, gdy na scenie znalazła się cała obsada, nie widziałam, kogo obserwować, bo finalne suknie bohaterek to prawdziwa uczta dla oczu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Shitpost musicalowyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz