8. Dzisiaj Pożegnamy Go Jak Króla.

173 36 6
                                    

Człowiek nigdy nie jest gotów spojrzeć śmierci prosto w oczy. Nie sądziłam, że tak szybko, będę musiała pożegnać jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Często rozmawiałam z Dannym, o tym, że będziemy się przyjaźnić nawet, gdy będziemy po osiemdziesiątce. Wiem, że by tak było, bo kochaliśmy się i nic nie było w stanie nas rozdzielić.

Życie jest nieprzewidywalne. Rok temu gadaliśmy o przyjaźni na starość, a dziś zobaczę go leżącego w trumnie. Nawet w najgorszych scenariuszach, nie przewidziałam tego, że ktoś z nas może stracić życie w tak młodym wieku.

Nadal nie potrafię pogodzić się z jego śmiercią. Robię wszystko, żeby się uśmiechać, jak najczęściej, bo wiem, że on by nie chciał, żebym była smutna. To nie jest łatwe, ale muszę walczyć, nie dla siebie tylko dla niego.

Dziś jest czwartek, jedenastego kwietnia. Szóstego kwietnia straciłam przyjaciela, a dziś jest jego pogrzeb. Nigdy nie zapomnę tych dwóch dat.

– Jesteś gotowa? – zapytał Bill wchodząc do mojego pokoju.

– Tak, możemy już jechać. – odpowiedziałam z trudem powstrzymując łzy.

– Nie musisz udawać, że dajesz sobie radę. – rzucił mój brat, a następnie podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.

– Ty też nie musisz. – zaczęłam, wtulając się w niego z całych sił. – Wiem jaki był dla ciebie ważny. Ledwo zaczęliście ze sobą być i go straciłeś. Tak nie powinno być. On powinien żyć jak najdłużej. Zasługiwał na wszystko co najlepsze, a spotkało go coś takiego.

Danny nie był złym człowiekiem. Zawsze każdemu pomagał. Zawsze robił wszystko co mógł, żeby bliskie mu osoby nie przestawały się uśmiechać. Nie rozumiem, czemu świat jest taki niesprawiedliwy. Nie rozumiem, czemu ci, którzy są dobrymi ludźmi, umierają tak szybko, a ci którzy nie mogą wytrzymać dnia, bez skrzywdzenia kogoś, umierają na starość.

– Jeszcze się z nim spotkamy i, będziemy się śmiać z tego wszystkiego. – powiedział po dłuższej chwili Bill. – Dzisiaj pożegnamy go jak króla. – dodał odrywając się ode mnie.

– Co masz na myśli mówiąc, że pożegnamy go jak króla? – zapytałam, bo kompletnie nie wiedziałam o co chodzi.

– Sama zobaczysz. – odpowiedział chłopak po czym złapał mnie za rękę i poszliśmy po resztę.

Od razu zaczęłam pytać wszystkich czy wiedzą o co chodzi, ale nikt nie miał pojęcia co wymyślił mój brat. Powiedział nam tylko, że pierw jedziemy do Paul'a, a potem do kościoła.

Jakieś piętnaście minut później byliśmy na terenie fabryki, ale dalej nie wiedzieliśmy po co tu przyjechaliśmy. Pierwszy raz było tu tak pusto. Nie było żadnych ochroniarzy ani samochodów. Paul czekał na nas przy głównym wejściu ubrany w garnitur. Szybko wysiedliśmy ze swoich samochodów i poszliśmy w jego stronę.

– Kiedyś zrozumiecie dlaczego postanowiłem pochować Danny'ego jak króla. – zaczął mężczyzna, gdy znajdowaliśmy się przed nim. – Chodźcie za mną. – dodał po czym zaczął iść w stronę ogromnego parkingu, który znajdował się po drugiej stronie fabryki.

Gdy dotarliśmy na miejsce, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przez jakąś minutę stałam i próbowałam w jakikolwiek sposób zrozumieć to co widziałam.

Przed nami stało kilkadziesiąt czarnych mercedesów G63 AMG. Wszystkie miały przyciemniane szyby i wyglądały jakby dopiero wyjechały z salonów. Po chwili zaczęli z nich wysiadać ludzie w garniturach.

– Możecie w to wierzyć lub nie, ale dzięki wam wiele się zmieniło. Danny zasłużył na najlepsze pożegnanie. James i Neil też na nie zasłużyli, ale wtedy ciężko było to zorganizować, bo sami wiecie w jakiej byliśmy sytuacji. – zaczął Paul idąc w stronę samochodów. Od razu ruszyliśmy za nim. – Dziesięć tych samochodów należy do was. Dla każdego po jednym. Rose i Dylan wiem, że dobrze jeździcie, dlatego poprosiłem Billa, żeby załatwił wam prawa jazdy. Zaraz dostaniecie kluczyki i będziemy jechać. Nie chcę słyszeć, że nie przyjmujecie prezentów, bo wam głupio. Po prostu bierzecie kluczyki i jedziemy. Od tej chwili, każdy z was ma własny samochód. – dodał, a chwilę później dał każdemu z nas kluczyki i prawa jazdy dla Rose i Dylana.

– Trochę nie rozumiem o co tu chodzi. – odezwałam się próbując ułożyć to wszystko w głowie.

– Danny był dla nas ważny, my dla niego też. Nikt z nas, oprócz Cathy nie znał go bardzo długo, ale wszyscy wiemy, że był dobrym człowiekiem. Zasłużył na takie pożegnanie, a samochody, które dostaliście i tak miałem wam dać, za to, że jesteście z nami. Stwierdziłem, że pojedziemy na jego pogrzeb razem, jako jedna wielka rodzina, więc kupiłem trochę więcej samochodów, żebyśmy wszyscy jechali takimi samymi. Jakby co, to w środku macie wszystkie potrzebne dokumenty. – powiedział mężczyzna patrząc mi prosto w oczy.

Chwile później, zaczęliśmy się zbierać, żeby być przy kościele na czas. Ja, Rose, Cathy, Bill, Dylan, Wendy, Clara, Roy, Will i Paul jechaliśmy na samym przodzie. Każdy w swoim samochodzie. Reszta ludzi zapakowała się w pozostałe samochody i jechała za nami.

Przy kościele byliśmy kilkanaście minut przed rozpoczęciem mszy w intencji Danny'ego. Przed wejściem było już sporo ludzi, ale większości z nich nie znałam. Nikogo z naszej szkoły jeszcze nie widziałam, a wiedziałam, że będą wszyscy, bo odwołali dzisiaj lekcje, żeby być na pogrzebie. Od razu, gdy wysiedliśmy z samochodów poszliśmy do kościoła. Nie chciałam czekać, bo wiedziałam, że jak zaczną schodzić się ludzie, to nie będzie miejsca w środku, a chciałam być na samym przodzie, żeby być jak najbliżej mojego przyjaciela.

Od razu, gdy msza się rozpoczęła po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Zresztą nie tylko po moich, każdy z nas płakał i nikt się z tym nie krył. Danny nie chciałby, żebyśmy to ukrywali.

Po zakończeniu mszy, nasza grupka została jeszcze chwilę w kościele. Podeszliśmy do trumny, w której leżał Danny. Gdy tylko go zobaczyłam, zaczęłam płakać jak nigdy. Nie mogłam, nie potrafiłam i nie chciałam zrozumieć, że już więcej go nie zobaczę. Reszta, na jego widok zareagowała dokładnie tak samo jak ja. Staliśmy przy jego trumnie jakieś dwadzieścia minut nie odzywając się ani słowem. Po tym czasie trochę się uspokoiliśmy, a następnie opuściliśmy kościół.

Na zewnątrz było jakieś dwa tysiące osób. Tak mi się przynajmniej wydawało, bo stali wszędzie, a teren kościoła był dosyć duży. Paul i jego ludzie, stali tak, że gdy wyszliśmy z kościoła, mieliśmy coś w rodzaju ochrony. Zaraz po nas, wyszli ludzie, którzy nieśli trumnę. Od razu po tym, jak zapakowali ją do samochodu, wszyscy zaczęli się rozchodzić do swoich samochodów lub autokarów.

Cmentarz znajdował się kilka kilometrów dalej, ale przez to, że jechaliśmy w kolumnie mercedesów wszyscy zjeżdżali nam z drogi i byliśmy tam pierwsi. Od razu wysiedliśmy z samochodów i czekaliśmy aż zjawi się reszta ludzi.

Po jakimś czasie zaczęły pojawiać się pierwsze samochody i autokary. Oczywiście autokary ustały niedaleko nas i, wszyscy, którzy z nich wysiadali nie mogli oderwać od nas wzroku. Na dodatek, to były autokary, którymi przyjeżdżali uczniowie i nauczyciele z naszej szkoły. Każdy, dosłownie każdy musiał zmierzyć nas wzrokiem od góry do dołu. Nieważne czy był to uczeń, czy nauczyciel, każdy to robił.

Gdy doszliśmy na miejsce, w którym Danny miał zostać pochowany, na kilka minut zapanowała cisza. Nikt z tych dwóch tysięcy ludzi nie odezwał się ani słowem. Dopiero ksiądz przerwał ciszę pytając, czy jest wśród nas ktoś kto chciałby powiedzieć kilka słów o Dannym. 

~~~

Kocham i do następnego

Mrok: Bramy PiekłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz