Steve miał szesnaście lat, kiedy po raz pierwszy zorientował się, że coś było nie tak.
Włóczył się bezcelowo po Coney Island, czerwcowe słońce grzało go w kark, a jego żołądek wciąż protestował, po tym jak Bucky zaciągnął go na Cyclone'a.
Bucky, który szedł koło niego, uśmiechał się od ucha do ucha, jakby nic na świecie go nie martwiło. Upał zdawał się mu nie przeszkadzać, ale to Steve'a wcale nie dziwiło. Z nich dwóch to Bucky zawsze był tym bardziej odpornym na różne temperatury.
— Hej, Stevie... — powiedział Bucky, uśmiechając się jeszcze szerzej (Steve nie sądził, że to było możliwe).
Steve poczuł, jak na jego twarzy pojawia się podobny uśmiech, kiedy z daleka usłyszał muzykę sygnalizującą tylko jedno.
— Lody — dokończył Bucky, po czym zaczął grzebać w kieszeni swoich spodni.
Uśmiech Steve'a natychmiast zrzedł. Tego lata jego alergie przybrały na sile, co znaczyło, że jego mama musiała przeznaczyć większość swojej pensji na leki. Ledwo starczyło im pieniędzy, żeby opłacić czynsz. Nie było mowy o żadnych lodach.
Bucky wygrzebał parę dolarów i uśmiechnął się zwycięsko. Skinął na Steve'a, żeby ruszyli w kierunku budki z lodami, ale zawahał się i przystanął.
— Co jest? — zapytał Steve, nieprzyzwyczajony do widoku jego najlepszego przyjaciela zbitego z tropu. — Buck?
Bucky ewidentnie unikał jego wzroku. Wcisnął ręce do kieszeni i zakołysał się na piętach, po czym wymruczał coś pod nosem.
— Co? Nic nie usłyszałem, ośle — prychnął Steve, wbijając uparty wzrok w Bucky'ego.
Bucky westchnął głośno i niechętnie podniósł wzrok, żeby w końcu spojrzeć na Steve'a. Jego policzki były zaczerwienione od słońca.
— Powiedziałem, że... — znowu się zawahał. Wyglądał, jakby chciał się zapaść pod ziemię. — Że jeśli teraz kupię lody, to nie będę miał pieniędzy na randkę z Mary Ann — wyrzucił z siebie tak szybko, że przez krótki moment Steve myślał, że się przesłyszał.
— Aha — powiedział i odchrząknął, bo zaschło mu w gardle.
No tak. Jak mógłby zapomnieć, że Bucky miał randkę? Powinien był się tego spodziewać – że Bucky zacznie umawiać się z dziewczynami. Steve podejrzewał, że zawsze wydawało mu się to jakąś odległą przyszłością, przez co nie zauważył, jak szybko nadeszła. Oczywiście nie mógł też go winić. W końcu Mary Ann była zabawna, inteligentna i piękna, więc nie mogło stać się nic innego niż to, że ta dwójka prędzej czy później się sobą zainteresowała.
Wciąż, Steve odczuwał jakiś nieprzyjemny zawód, jakby żółć na końcu języka, kiedy o tym myślał. Do tej pory to zawsze był on i Bucky przeciwko całemu światu; teraz Bucky będzie musiał dzielić swój czas między niego i Mary Ann.
— Mogę odwołać — wypalił nagle Bucky, patrząc na Steve'a błyszczącymi oczami, jakby wpadł na jakiś genialny pomysł.
Steve'owi serce zamarło w piersi. Oto stało się to, czego zawsze się obawiał – Bucky'emu zrobiło się go tak szkoda, że z żalu postanowił zmienić swoje plany, byleby tylko nie było mu przykro. Steve poczuł, jak gotuje się w nim z gniewu.
— Jak chcesz iść na randkę z Mary Ann, to sobie idź — warknął, zanim zdążył się powstrzymać.
Bucky cofnął się gwałtownie, jakby został uderzony. Steve'owi natychmiast zrobiło się głupio, kiedy dostrzegł krzywdę wymalowaną na jego twarzy, ale mleko już się rozlało. Przełykając cisnące się na usta przeprosiny, założył ręce na piersi i odwrócił wzrok.
CZYTASZ
𝐬𝐚𝐲 𝐰𝐡𝐚𝐭'𝐬 𝐨𝐧 𝐲𝐨𝐮𝐫 𝐦𝐢𝐧𝐝, 𝐡𝐨𝐧𝐞𝐲 ➭ 𝐬𝐭𝐮𝐜𝐤𝐲
FanfictionPięć razy, kiedy o tym nie rozmawiają i raz, kiedy w końcu to robią.