Jiang Cheng słuchał go uważnie pozwalając dziecku szarpać się za sznurek przy szacie. Już miał doświadczenie z takimi małymi dziećmi więc nie było sensu wyciągać mu tego z małej rączki, grunt, że ten nie zanosił się płaczem. Wbijał swój wzrok w partnera lekko kołysząc na rękach dziecko. Nie wiedział jak to wszystko skomentować, nie podobało mu się jego zachowanie, ani to, że w taki sposób postąpił.
Uchylił usta aby coś powiedzieć kiedy jego wzrok padł na drzwi. Przełknął ślinę czując jak po jego plecach przebiega dreszcz. Ostatni raz Mingjue widział kiedy ten jeszcze żył. Nie mógł wyjąć broni dla obrony ani użyć Zidiana dlatego jedynie wyciągnął ręce z dzieckiem przed siebie licząc, że ten nie utnie mu głowy.
Mimo, że Jiang Cheng stał się wybitnym kultywatorem i władał dużą siłą wolał nie ryzykować bliskiego spotkania z Nie Mingjue na jego terenie. Szczególnie pod wpływem alkoholu. Jiang Cheng czuł jak jego ciało sztywnieje kiedy starszy się do niego zbliżał.
Mingjue widząc, że przeciwnik nie ma zamiaru walczyć, a wręcz ma zamiar oddać mu chłopca, schował Baxię i wziął malca delikatnie na ręce, by przytulić do swojego torsu. Mruknął jedynie ostrzegawczo i skierował się do wyjścia. Skoro dostał to czego chciał, nie było sensu tu dłużej siedzieć.
Gdy tylko drzwi za jego starszym bratem się zamknęły, Sang wypuścił wstrzymywane powietrze.
- Bogowie, myślałem, że cię zabije. Widzisz, odkąd Meng Yao zniknął nikt praktycznie nie ma prawa dotykać Songa, nawet mamki mają problem i chyba tylko fakt, że chłopiec musi jeść sprawia, że Mingjue pozwala im wziąć go na ręce i nakarmić. - potarł dłońmi twarz, czując jak te kilka chwil mocno go zestresowało.
Wanyin zmrużył lekko powieki i odetchnął gdy ten wyszedł. Dopiero teraz jego ciało się rozluźniło i czuł jak wali mu serce. Był o krok od śmierci... Spojrzał zaraz krytycznie na Sanga i mimo, że miał do niego jakieś uczucia nie mógł się nie wkurzyć.
- Byłeś tak zaślepiony na samego siebie, że zobacz co zrobiłeś ze swoim bratem. Wygląda jak wrak. Agresywny, pijany i gotowy zabić każdego wrak. Okłamałeś go i skrzywdziłeś. Jak mogłeś coś takiego zrobić? Nawet jeśli Guangyao nie jest najlepszym materiałem nawet na człowieka to nie powinieneś wtrącać się w życiowe wybory brata. Wcześniej był szczęśliwy, a teraz jest cieniem samego siebie... - sarknął i zacisnął dłonie w pięści. Zaś Zidian zabłyszczał fioletem w całej tej frustracji. - Teraz nie dość, że zniszczyłeś życie bratu, to jeszcze grozi ci dekapitacja z jego własnych rąk jeśli się dowie.
Sang nieco skurczył się w sobie, gdy kochanek zaczął się na niego wściekać, zwłaszcza, gdy zobaczył jak Zidian zaczyna połyskiwać na palcu Chenga. Zdecydowanie nie chciał nim oberwać.
- A skąd ja mogłem wiedzieć, że on tak zareaguje? To nie tak miało wyglądać. Po tym jak Xichen zabrał Yao do Zacisza Obłoków miałem nadzieję, że Mingjue najwyżej się wkurzy. I owszem zrobił to, zupełnie niepotrzebnie dawałem mu wtedy talizman nakręcający jego nienawiść. A później to wymknęło się spod kontroli. Myślisz, że chciałem skończyć jako przyszły lider, któremu grozi ścięcie? Co najlepsze, jako jego rodzina... To Jue będzie musiał wykonać ten wyrok. - powiedział kompletnie zrezygnowany - To nie tak miało wyglądać. - powtórzył raz jeszcze i spojrzał na partnera - I co ja mam niby teraz zrobić?
Mimo wszystko Jiang Cheng nie chciał być dla niego zbyt ostry. Chociaż ciężko było mu nie być w takiej sytuacji. Spojrzał na niego w milczeniu i zazgrzytał lekko zębami.- Wystarczyło pomyśleć do przodu. - mruknął pod nosem i złapał się za nasadę nosa starając się nie wpaść w szał - Musisz mu powiedzieć prawdę - mruknął - Nie pozwolę żebyś stracił głowę. Pójdę i osobiście przyniosę tu Guangyao.
CZYTASZ
MDZS - Nie Mingjue x Jin Guangyao
Fiksi Penggemar✓|ZAKOŃCZONE| " Miał ochotę zrzucić go na ziemię, gdy ten strzelił go w tyłek, on to chociaż zrobił delikatnie. Niespecjalnie przejął się jego marudzeniem o rzekomych siniakach i wcale nie zamierzał dawać mu spokoju, nie ufał mu i nie miał pojęcia...