Rozdział 7

1.2K 42 0
                                    



We wtorek byłam jak nowo narodzona. Chyba nigdy nie spałam tyle, co przedwczoraj i wczoraj. Popijając kawę, przeglądałam harmonogramem spotkaniami na dziś i jutro, które Sam, przełożył wczoraj.
Call jak zawsze bez pukania, wszedł do mnie jak do siebie.

-Hej.- przywitałam się z nim. Po tym jaki był dla mnie wczoraj, nie skomentowałam tego w żaden sposób.

- Jak się czujesz? –Świat się chyba kończy, Call nadal był dla mnie miły i troskliwy. Czyżby naprawdę się o mnie martwił?

-Zdecydowanie lepiej. Co się stało?- wyglądał jakoś dziwnie.

-No właśnie.- westchnął. Chodź ze mną do sali konferencyjnej.

-Po co?

-Zaraz się dowiesz.

-Nie możesz mi tu powiedzieć?

-Nie. Chodź.- wstałam z fotela. Poprawiłam spódnice. Zabrałam ze sobą telefon i poszłam za nim.

-Sam, zrób mi jeszcze jedną kawę. Przynieś do sali konferencyjnej. – powiedziałam mijając go.

-Zrób trzy.- prosił go Callum.

-Już się robi.- odpowiedział nam.  Szłam zaraz za Callumem korytarzem. Moja ołówkowa spódnica nie pozwala robić mi zbyt dużych kroków. Została więc nieco w tyle. Callum był już przy drzwiach, kiedy ja dopiero byłam w połowie drogi. Prawą ręką trzymał szklane drzwi, drugą miał w garniturowych spodniach.

-No, co? Nie mogę robić tak wielkich kroków jak ty. - syknęłam na niego.

-To trzeba było założyć coś luźniejszego. Choć ta spódnica opina wszystkie twoje krągłości, do tego ta twoja biała prześwitująca bluzeczka.- oblizał usta.

-Jesteś obrzydliwy. Proszę powstrzymaj się z tymi komentarzami z rana.

Świat pozostanie nadal taki był. To była jedynie chwilowa troska z jego strony o mnie, a szkoda....

- Wczoraj byłeś miły nie mogłoby tak zostać. – zapytałam zrezygnowana.

-Oooo widzisz siostrzyczko- przepuścił mnie pierwszą w drzwiach – wczoraj też byłaś dla mnie milsza.

-O co chodzi?- odwróciłam się za siebie. Wiking siedział przy stole.- Co on tu robi? Nie przypominam sobie byśmy mieli dziś jakieś spotkanie?

-Siadaj zaraz ci powiem.- Wiking odwrócił się w naszym kierunku. Przeskanował mnie wzrokiem od góry do dołu, dokładnie tak samo jak to Call zrobił przed chwilą. Pieprzeni faceci tylko jedno im w głowie....

-Witam aniołku.- głupio się uśmiechał.

-Możecie z tym skończyć?- fuknęłam na nich zła. Call usiadł obok Wikinga ja zajęłam miejsce naprzeciwko nich. Położyłam telefon na stole. Założyłam nogę na nogę.- więc? Czym zaszczycamy sobie pana obecność?-  splotłam dłonie na piersi. Nadal byłam na niego zła za to jak potraktował mnie u siebie w domu.

-Pamiętasz, jak ci mówiłem o rozbitym nosie naszego klienta?- zagaił brat.

-Tak i co z nim?- oparłam łokcie na stole podbródek na dłoni.

-Zgłosił pobicie na policje.

-I...? po co mi to mówicie?

- Tak się składa, że to ja mu ten nos połamałem. – odezwał się Wiking.

-To trzeba było trzymać łapy przy sobie. – oparłam się o oparcie i ponownie splotłam dłonie na piersi. - Co ja mam z tym wspólnego?

-Serio?- uniósł brwi do góry.- czyli miałem pozwolić mu cię wykorzystać?- Chyba go zdenerwowałam. Cały poczerwieniał ze złości.

Niegrzeczna Pani Prezes Zakończone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz