Zastanawiałem się kiedyś czy jest dla mnie gdzieś miejsce. Pomyślałem, że skoro ja go nie widzę, to może ktoś mi je wskaże. I w ten sposób znalazłem się tutaj. Siedzę zasypany piachem, słuchając jak moi koledzy umierają i zastanawiam się, co ja zrobiłem ze swoim życiem, że postanowiłem się tutaj znaleźć. Tutaj... Hah... W tym piekle... Jeżeli kiedykolwiek myślałeś, że potwory jak zombie czy inne zjawy są straszne, to chyba nigdy nie widziałeś do czego zdolni są ludzie.
Kiedyś prowadziliśmy patrol i zobaczyliśmy dziecko leżące przy ulicy bez nogi. Dom stwierdził, że trzeba mu pomóc. Nie podobało mi się to ale puściłem go. To był błąd. Te potwory potrafią wykorzystać nawet niewinne dzieci żeby nas zabijać. Dziecko do którego podszedł Dom było wyłożone ładunkami wybuchowymi, siła wybuchu była tak potężna że Dom przeleciał paręnaście metrów. Po wybuchu cisza. Nic się nie działo. Nikt nie strzelał, nikt nie krzyczał. Staliśmy tam we dwóch z Markusem i patrzyliśmy na to co zostało z Doma i tego chłopaka.
Ale koniec o przeszłości. Wróćmy do tego co dzieje się teraz. Obok mnie stoi właśnie Markus dowódca naszej drużyny, próbuję przeżyć w zasadzce w którą w padliśmy. W samochodzie na pięćdziesiątce siedzi Cole. Po drugiej stronie samochodu jest Henry, nasz kierowca. Dostał odłamkami samochodu który wybuchł przed nami. Ale nie zrezygnował. Uznał że odda skurwysynom z namiastką. Odłamek unieruchomił jego lewą rękę, ale to nie był dla niego problem, dalej mógł używać 1911'stki którą dostał od ojca. Jego ojciec jest weteranem z drugiej wojny światowej, oznacza to, że nie pierwsza wojnę widzi ten pistolet. Jeśli doniesie go do domu jestem pewien że będzie ciekawą pamiątką rodzinną. Wreszcie wstałem, zacząłem strzelać. W takich momentach przestaje się myśleć o tym że właśnie odbierasz życie innemu człowiekowi, nie jest to wtedy istotne, myślisz o jednym przeżyć. W tej sytuacji nie było to łatwe, bo allachów było bardzo dużo. Musieliśmy coś wymyślić, nie mogliśmy tu stać w nieskończoność, a nie za bardzo mieliśmy jak wyjechać. W Humvee zostało trochę C4. Zaproponowałem wysadzenie samochodu za nami i wyjechanie z tego gówna, nie myśleliśmy wtedy o tym że byli w środku nasi koledzy, nie myśleliśmy wtedy o tym co stanie z ich ciałami. W takich sytuacjach przewagę biorą prymitywne instynkty... przeżyć. Tylko to się liczy. Marcus przekazał przez radio plan działania. Kazał mi pobiec do naszego wozu zabrać ładunki i przygotować je do wysadzenia na wraku. Musiałem wyjść z mojego ukrycia. Zebranie się żeby wyjść na otwartą przestrzeń i jeszcze coś zrobić ze świadomością, że w każdej chwili mogę zginąć nie było łatwe, ale wstąpiłem do armii żeby wykonywać rozkazy. Wstałem i zacząłem biec. Czułem jak pociski lądują pod moimi nogami. Dobiegłem do samochodu zamknąłem drzwi i zacząłem szukać. Znalazłem. Teraz wyjść, znowu musiałem się ogarnąć żeby tam wybiec. Zostawiłem karabin żeby nie przeszkadzał mi przy podkładaniu ładunków i wybiegłem. Przede mną była najdłuższa część mojej "wycieczki". Gdy tak biegłem zastanawiałem się gdzie się schowam skoro wrak płonie, a allachy są z każdej strony. Po chwili gdy zdałem sobie sprawę, że nie mam gdzie się schować, uznałem, że będę improwizować. Dobiegłem. Trzęsącymi rękami zacząłem przygotowywać ładunki. Ustawiłem zegar, ustawiłem ładunki i zacząłem biec do naszego wozu. Ta historia byłaby zbyt piękna gdyby wszystko poszło jak należy. Gdy wracałem pocisk trafił mnie w głowę. Miałem szczęście, jakimś cudem zatrzymał się na hełmie. Sam jestem ciekaw jak to się stało bo pociski kalibru 7.62x39 nie mają w zwyczaju przejmować się naszymi hełmami. To że przeżyłem to jedno. Jednak siła pocisku przewróciła mnie. Leżąc tak czułem ogromny nieznośny ból głowy i karku. Dwoiło mi się przed oczami i zastanawiałem się... Co się teraz stanie? Zostawią mnie? Allachy ogarną że jednak żyje i mnie dobiją? Wezmą mnie dla przykładu zaczną torturować i przeprowadzą egzekucję na nagraniu? Moje rozmyślania przerwał Marcus który zaczął mnie ciągnąć do humvee. Wrzucił mnie do środka i usłyszałem wybuch. To moje ładunki. Skutecznie przesunęły wrak. Marcus wsiadł za kółko, Henry zapakował się obok mnie i pojechaliśmy.
Nie był to jeszcze koniec. To że jedziemy nie oznacza, że już po wszystkim. Jechaliśmy wąskimi alejkami miasta ostrzeliwani przez allachów na dachach. Nagle Henry krzyknął - RPG DZIEWIĄTA!
Cole obrócił wieżyczkę, ale udało mi się usłyszeć dźwięk wystrzału granatnika. Na szczęście nie strzela do nas zawodowe wojsko i przy naszej prędkości Allach nie wymierzył dobrze i rakieta uderzyła za nami. Udało nam się wyjechać z miasta. Dopiero teraz mogliśmy się trochę uspokoić. Reszta drogi do bazy była już spokojna.Tym razem jakoś nam się udało.