Rozdział 1

101 3 0
                                    

01.11.2016 03:59

Obudził cię dźwięk dzwoniącego telefonu, więc niechętnie wstałaś i odebrałaś; na ekranie ukazał się napis „Sram" (Sam) Odebrałaś i powiedziałaś zmęczonym głosem:
- Czego chcesz, Sram?
- Wszystkiego Najlepszego!
- Dzięki stary, ale czemu o trzeciej w nocy?!
- Jest czwarta - odparł.
Spojrzałaś na zegarek, który stał na twojej komodzie przy łóżku.
- Trzecia pięćdziesiąt.
- E tam, to to samo, tylko pare minut różnicy.
- I tak kiedyś cię zabiję.
- Ok, jeśli zdołasz.
Westchnęłaś.
- A może za to zabiorę cię jutro na lody? Znaczy dzisiaj? - zaproponował.
- No dobra, niech ci będzie.
- Wtedy mi wybaczysz?
- Zależy czy będą dobre.
- Dobra no to do zobaczenia jutro, znaczy dzisiaj. U ciebie pod domem o 10?
- Może być, to pa - odpowiedziałaś zmęczona i się rozłączyłaś.

Sam był twoim przyjacielem od wypadku, czyli już dwa lata temu. Poznałaś go w szpitalu, gdzie przychodził do swojego wujka; wspierał cię i zawsze był przy tobie w trudnych chwilach. Kiedy tęskniłaś za ojcem, on też, chociaż nawet go nie znał. To była trochę jego zasługa, że mieszkasz z ciotką Lizzie na tej samej ulicy co on. Chociaż jest od ciebie starszy o dziesięć lat, świetnie się dogadujecie.

09:50

Obudziłaś się i gwałtownie usiadłaś. Przecierając oczy spojrzałaś na godzinę. Kurde. Szybko ogarnęłaś włosy, ubrałaś się w coś normalnego, umyłaś zęby i zrobiłaś lekki makijaż. Zeszłaś na dół, gdzie zaskoczył cię jakiś obcy ciemno włosy facet, śpiący na tapczanie. Przestraszyłaś się, że aż wskoczyłaś na jeden schodek do góry. Zamurowało cię. Nagle przypomniałaś sobie, że mieszkasz z ciocią i poczułaś ulgę. Kolejny taki, ciekawa jestem kiedy go ciotka spłoszy. Biedny. Szybko wyszłaś, powoli zamykając drzwi, żeby nikogo nie obudzić, chociaż wiedziałaś, że pewnie ciocia Elizabeth już nie śpi, tylko przegląda media społecznościowe w swoim pokoju lub czyta jakiś magazyn. Obróciłaś się, a Wilson stał centymetr przed tobą.
- Boże, czemu każdy musi mnie straszyć?
- Gotowa? - Zamiast odpowiedzieć na pytanie zadał ci inne, uśmiechając się.
- Nie uśmiechaj się tak, wyglądasz jak debil - stwierdziłaś.
- Kultury trochę no. Czemu zawsze się spóźniasz?
- A czemu ty zawsze musisz mnie straszyć?
- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie.
- Ty sam tak robisz.
- Ja mogę, jestem starszy. Po prostu już chodź, nic nie jadłem od rana.
- Jesteś starszy tylko o dziesięć lat.
- Aż o dziesięć lat, dzieciaku. Specjalnie opuściłem robotę na porcie, by pójść z tobą na lody.
- Przecież to dla ciebie zwykła okazja by się wyrwać z roboty.
- Sarah mnie już dobija, na wszystko narzeka.
- Tak to już jest z kobietami w ciąży. Nie powinieneś jej teraz pomagać?
- Daje radę.

Bez dalszego gadania poszliście na przystanek autobusowy i pojechaliście do twojej ulubionej budki z lodami.
Kupiliście swoje ulubione lody.
- W ogóle to Sarah mówiła, że podobno czuje, że to chłopiec, ale nie sądzę, że ma rację. Przecież nie ma jakiś super zdolności do...
Nagle usłyszałaś jakiś kobiecy głos krzyczący:
- James, nie możesz tak! Musisz to zrobić!
Miałaś tylko jedno skojarzenie z tym imieniem. Obejrzałaś się za siebie, żeby zobaczyć czy owy głos dochodzi z budki z lodami, lecz wydawało się, że nikogo nie było, lub jakby ktoś chciał, żeby tak się wydawało. Zapadła cisza, którą zaraz przerwał Sam.
- Słuchasz?
- Sory, wydawało mi się, że coś usłyszałam.

Długo rozmawialiście. Lubiłaś z nim plotkować, można było powiedzieć, że rozumieliście się bez słów. Zapomniałaś o dziwnych odgłosach, dopóki usłyszałaś jakiś hałas, jakby coś spadło, coś ciężkiego. Oboje obróciliście się w stronę, skąd dochodził owy huk.
- Słyszałaś to?
Przytaknęłaś.
- Idź sprawdź - rozkazał ci przyjaciel.
- Nie, ty sprawdź, jestem młodsza.
- Nie, ty idź. Ja nie pójdę.
- No dobra, ale jeśli umrę, to cię zabije.
- Droga wolna.
Przewróciłaś oczami i powoli podeszłaś do budki.
- Przepraszam, wszystko w porządku?
Nagle spod lady wyskoczyła młoda kobieta i powiedziała z uśmiechem:
- Tak, wszystko mam pod kontrolą. Nie bój się, kochana.
- Był hałas, więc pomyślałam, że...
- Nic się nie stało, słońce - przerwała ci kobieta, ponownie dziwnie się uśmiechając.
- Ok, to ja może już pójdę...
- Do widzenia - ponownie przerwała ci dziewczyna.
- Do widzenia.
Odwróciłaś się i szybko podeszłaś do Sama, który już stał czekając na ciebie z równie przerażoną miną. Wziąwższy torbę z krzesła zmierzaliście w stronę przystanku. Odwróciłaś się i zobaczyłaś wysokiego mężczyznę z brązowymi włosami dosięgającymi prawie do ramion, wychodzącego z owej budki, przy której przed chwilą gadałaś z dziwną kobietą. Nie, to nie może być on. Kiedy się odwrócił i ujżałaś jego twarz zobaczyłaś, że to ten Bucky, o którym myślałaś nocami, który przynosi ci złe wspomnienia. Czyli przeżył. Co on tu w ogóle robi? I co go łączy z tamtą panią? Zamurowało cię. Cułaś jakbyś zapadała się pod ziemię. Po prostu nie mogłaś uwierzyć i byłaś ciekawa, ale też przerażona. Gdy on też cię zauważył od razu udał się w ucieczkę, a ty nadal stojąc bez ruchu po prostu patrzyłaś jak pozwalasz prawie jedynej osobie, która mogła ci wszystko wytłumaczyć, ponownie odejść w ciszy. W twoim oku zaczęły pojawiać się łzy, nie tylko z powodu, że on tak po prostu sobie poszedł i ma jakieś plany, ale on przypomniał ci o wybuchu. Gdy już prawie całe podłoże miało cię zakryć, Sam dotknął twojego ramienia pytając cię, co się stało. Przestraszona szybko odwróciłaś się i popatrzyłaś mu w oczy.
- Co się stało? - Ponownie spytał, lecz teraz już wolniej i ciszej.
- To on.
- Kto? Kogo tam widziałaś?
- On żyje, Bucky przeżył.

Plan B - Barnes ||  Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz