Obudziłem się, słysząc głośny huk. Czy ktoś się włamał? W biały dzień? Nie, to niemożliwe. Byłoby głośno w całym pałacu.
Przetarłem zaspane oczy i udałem się do pokoju, z którego wydobył się hałas. Uchyliłem lekko drzwi a one otwarły się z wielką siłą. Uderzył we mnie silny podmuch wiatru.
- Co tu się wyprawia?
Pomieszczenie wyglądało jak pobojowisko. Wszędzie latały pojedyncze kartki, zasłona odczepiła się od karnisza a wazon z kwiatami, który uprzednio stał na parapecie okna, leżał teraz na ziemi. Okno otwarte było na oścież a za nim widniały ogromne, kłębiące się chmury.
Szybko zamknąłem okno i wziąłem się za sprzątanie. Westchnąłem głośno, gdy zobaczyłem kilka moich prac zalanych wodą.
- Chyba dzisiaj nici z pisania.
Wyszedłem z pokoju, sprawdzając wcześniej czy wszystko jest na swoim miejscu i udałem się do służby.
-Wiatr porozrzucał wszystko w pokoju gościnnym. Okno było otwarte. Posprzątałem co nie co. Mogłabyś się zająć resztą, Martho? - spytałem się, wręczając jej bukiet ledwo żywych kwiatów.
-Oczywiście Panie Sim. - ukłoniła się i ruszyła w stronę wskazanego przeze mnie pomieszczenia.
- Jake!- krzyknął ktoś za mną.
Odwróciłem się i zobaczyłem młodszą siostrę biegnącą w moją stronę. Gdy tylko była przy mnie, wskoczyła mi na ramiona.
- Nie idziesz dzisiaj pisać?- spytała zaciekawiona.
Layla to jedyna osoba, która wie, że piszę wiersze. Wiem, że tylko jej mogę w tej kwestii zaufać. Nie chcę by ktoś się o tym dowiedział, a w szczególności moja matka. Nie byłaby zadowolona.
- Widzisz jaka jest pogoda?- spojrzałem na nią.- Nie ma to sensu. Poza tym od rana nic się nie układa. Pewnie tak samo by było z moimi wierszami.
Westchnąłem stawiając ją znów na ziemi.
- Nie przejmuj się. Jutro na pewno będzie pięknie, czuję to!- krzyknęła entuzjastycznie, przez co się uśmiechnąłem. - A właśnie. Znów ktoś zostawił koszyk wiśni na ganku. Oczywiście z liścikiem, że to dla Ciebie. Leżą w kuchni. Martha chce z nimi upiec ciasto. Są bardzo dobre, poczęstowałam się!
Layla szeroko się do mnie uśmiechnęła i uciekła szybko do salonu.
Poszedłem do kuchni i zaraz zobaczyłem na stole koszyk pełen czerwonych owoców. Podszedłem do blatu i zobaczyłem przyczepiony do rączki list.
- To samo pismo co wcześniej...- powiedziałem do siebie, przyglądając się kartce.
"Dla Sim Jake'a. S.". Czemu ktoś mi to przynosi? Kim jest S?
To nie pierwszy raz kiedy dostaję wiśnie. Z czasem stało się to wręcz rutyną. Dostaję je rano w czwartki. To dzień, w którym chodzę pisać do sadu. Sadu pełnego drzew wiśni.
Na początku byłem bardzo ciekawy kim jest ta osoba, lecz z czasem dowiedziałem się, że córka pewnego bogatego jegomościa szuka męża. Sam Pan Clerck posiada kilka sadów na obrzeżach miasta, więc od razu pomyślałem o nich. Tylko, że... inicjały na liście nie zgadzają się. Może to specjalny zabieg?
Mimo wszystko, nie jestem zainteresowany. Wystarczą mi już bale, na które zaciąga mnie moja rodzicielka, sugerując mi poznanie jakiejś bogatej arystokratki.
Mam 22 lata. Większość moich kolegów z dzieciństwa miało już śluby a niektórzy już mają nawet dzieci. Czuję, że zawodzę swoją matkę, nie biorąc przykładu chociażby z ojca, który w moim wieku był dawno po ślubie. Ale wiem, że nie byłbym szczęśliwy. Nie czuję się gotowy. Mimo wszystko wiem, że to mój obowiązek, który prędzej czy później będę musiał spełnić.
CZYTASZ
▪️INTRO: CHERRIES ▪️jakehoon▪️
Fanfiction- Zapomniałam Ci powiedzieć. - spojrzała na mnie. - Nie było dzisiaj koszyka. Przykro mi. Przytuliła mnie szybko i pobiegła znów do jadalni. Straciłem adoratorkę?