60🐍

3.8K 573 132
                                    

Choć początkowo Jenna nie była najszczęśliwsza, gdy Newt dał jej list od Porpentyny, jej nastawienie zmieniło się zupełnie po tym, jak go przeczytała.

- Zaraz... To z tego wynika, że to ona poprosiła o wysłanie tam twojego brata i Janet, bo wiedziała, że pójdziemy za nimi i oni pozwolą nam się wepchać w aurorskie rzeczy? - mówiła z ekscytacją, wpatrując się w list z rozdziawionymi ustami. - Merlinie, to genialne, ta Porpentyna jednak jak chce, to potrafi. Tym bardziej jedziemy do Brazylii. - Odrzuciła kartkę na stół, po czym wskazała palcem na jeden z fragmentów. - Napisała nawet, że ma dla nas kryjówkę... Jak tam dotrzemy, to jej nawet podziękuję. Ha, twojemu bratu to dopiero zrzednie mina, nie mogę się doczekać.

Newt odetchnął z ulgą, że Jenna nie miała już tej zdenerwowanej miny sprzed chwili, a już tylko się cieszyła. Rozmowy poprzedniej nocy wciąż nad nimi ciążyły, bo nadal w zasadzie nie wyjaśnili sobie niczego jasno i wyraźnie, a zdawało się, że tego właśnie potrzebowali. Scamander nie tracił jednak ducha; miał jeszcze chociażby tamten wieczór.

- No, ale zanim się zbierzemy do tej Brazylii... - kontynuowała Jenna. - To ja muszę się zobaczyć z moim bratem dzisiaj.

Jenna nie żartowała. Tęskniła za Rogerem - w końcu był jej bliźniakiem i zawsze łączyła ich niezwykle silna więź. Jednak tęsknota nie była jedynym powodem, dla którego chciała się z nim spotkać; potrzebowała też porozmawiać z kimś zaufanym, bo jako Ślizgonce samej niezwykle trudno było jej opanować tyle emocji, ile w sobie trzymała. Wiedziała, że kto jak kto, ale Roger jej nie wyśmieje, a jako drugi Ślizgon na pewno zrozumie.

- Masz ochotę na coś na śniadanie? - zapytał Newt, wyrywając ją z zamyślenia. Wtedy Jenna poczuła, że przebywanie z nim wcale nie pomoże jej się uspokoić, jeśli on co moment przyprawiał ją o szybsze bicie serca.

- A może to ja ci coś zrobię? - zaproponowała, zanim w ogóle się nad tym zastanowiła. - Znaczy wam...? - dodała pospiesznie, zwracając uwagę na wciąż siedzącą tam Nagini. - Nagini, masz na coś ochotę?

- Nie chciałabym robić kłopotu...

- Nie martw się - zapewniał Newt, podczas gdy Jenna zostawiła Urwisa na stole i ruszyła w stronę blatu.

- O, mamy jeszcze kilka pączków od Jacoba, zabezpieczone były zaklęciem, więc powinny być wciąż dobre - powiedziała, znajdując kartonowe pudełko. - To jemy? Odgrzeję...

- To ja zrobię kakao - zaproponował Newt pospiesznie i oboje zajęli się swoimi zadaniami, idealnie się przy tym dopełniając.

Nagini uśmiechnęła się wymownie, a następnie spróbowała zakryć to kubkiem, z którego upiła łyk. Spojrzała na Urwisa, a ten szczeknął do niej wesoło. Dziewczyna wyciągnęła rękę w jego stronę, by go pogłaskać.

- Ty też widzisz, co się dzieje, co, mały? - szepnęła, śmiejąc się pod nosem.

Po śniadaniu Jenna prędko się ubrała, a następnie ruszyła do mieszkania swojego brata, mijając się w wejściu z Jacobem, który jak zwykle przyszedł do nich. Zapowiedziała, że powróci pewnie późnym popołudniem, a chwilę później już pukała do drzwi mieszkania Wharflocków. Była sobota, więc liczyła, że jej brat nie będzie jak zwykle pracował i znajdzie dla niej choć chwilę.

- Jenna! - powiedział radośnie, otworzywszy jej drzwi.

- No, wreszcie na ciebie trafiam, pracoholiku - odparła wyszczerzona brunetk, po czym wtuliła się w brata. - Oto ja, cała i zdrowa.

Roger natychmiast odwzajemnił uścisk, przytulając bliźniaczkę tak, jakby nie widział jej od lat. On też za nią nieustannie tęsknił, nawet jeśli nie minęło aż tak dużo czasu od wtedy, gdy ostatnio się widzieli.

- Wejdź, chodź - powiedział, odsuwając się, a następnie zaprowadził siostrę do salonu, gdzie stała Carol i wymachiwała różdżką nad kanapą.

- O, Jenna, cześć!

- Cześć, cześć... A gdzie mała?

- A tutaj. - Carol wskazała na córkę, która, zabezpieczona zaklęciami, siedziała sama na kanapie i przewracała w rączkach maskotkę czarnego kota. - Zaraz ułożymy ją do spania.

Szczery uśmiech pojawił się na twarzy Jenny. Jej bratanica miała już rok i sama siedziała, a do tego posiadała kruczoczarne włosy, które robiły się coraz gęstsze. Zastanawiała się, kiedy to wszystko minęło...

- Siadaj. Chcesz herbaty? - zapytała od razu Carol, jednak Jenna pokręciła głową.

- Nie wiem, czy się rozsiadać, ja właściwie... Potrzebuję z tobą pogadać, Roger. - Odwróciła się do brata, a ten spojrzał na córkę i doznał jakby oświecenia.

- To co powiesz na to, że zabierzemy Dianę na spacer i wtedy pogadamy? A Carol sobie odpocznie.

- Och, ja nie jestem zmęczona, kochanie. - Carol machnęła ręką, nawet jeśli gołym okiem było widać, że od co najmniej kilku nocy nie spała za dobrze.

- Pewnie. Dawaj wózek, najlepsza ciotka jedzie - powiedziała Jenna, ciesząc się perspektywą rozmowy bez świadków (jakoś wątpiła, że roczna Diana będzie ich podsłuchiwać).

Roger zaśmiał się, a następnie podszedł do kanapy, by podnieść z niej córkę.

- To idę przygotować Dianę... Chodź, malutka. Idziemy na spacer, pośpisz sobie na dworze...

Gdy Roger zniknął za drzwiami pokoju obok wraz z córką, Carol podeszła do bratowej.

- Jaki masz problem, Jennie? - zapytała zmartwiona. - Jesteś chora? - dodała, nie będąc w stanie powstrzymać swoich uzdrowicielskich instynktów.

Jenna westchnęła głęboko. Złapała się za czoło, zastanawiając się, czy rzeczywiście nie była. Jej przeziębienie minęło, a ona wciąż czuła się, jakby miała nieustanną gorączkę.

- Dolega mi chyba miłość - odpowiedziała, sama nie do końca wierząc, że na głos. - To w zasadzie choroba. Tylko gorzej leczyć.

- Oj... - Carol westchnęła, wiedząc, że na to nie było już żadnego leku.

W tym samym czasie Jacob stał w kuchni, próbując Newtowi przemówić do rozumu. Choć Kowalski był niższy, to Scamander wydawał się przy nim mniejszy i zupełnie zdziwiony.

- Skoro Jenny nie ma, musisz to wykorzystać! - krzyczał. - Wiem, przygotuj dla niej kolację!

- Kolację?

- Romantyczną. - Jacob położył dłonie na jego ramionach. - Świece, kwiaty, muzyka...

Newt zmarszczył czoło, nieprzekonany.

- Jakoś wątpię, że Jenna w ogóle by chciała czegoś takiego...

- Aj, bo ty się w ogóle nie znasz na kobietach. - Jacob pokręcił głową, wycofując się, po czym obaj usłyszeli głośne odchrząknięcie.

Nagini wstała od stołu i podeszła do nich.

- Pozwólcie, że się wtrącę, bo chyba jednak jestem kobietą... Czy ona przypadkiem nie kocha zwierząt?

- No tak. Oczywiście, że tak - odpowiedział Newt cicho, a mały śmiech wkradł mu się na twarz na samą myśl; to była jedna z rzeczy, które podobały mu się w niej najbardziej.

- To może kolacja nie jest taka zła, tylko nie z kwiatami czy coś, tylko ze zwierzętami - powiedziała Nagini oczywistym tonem, a Jacob wyglądał, jakby doznał nagłego oświecenia.

- O, tak! To świetny pomysł! - Klepnął Newta w ramię. - I pójdziecie do tej twojej walizki, będziecie sami, posiedzicie, pogadacie sobie... No, do roboty!

Wytresuj sobie węża • Newt ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz