- Nie ma mowy - powiedział Ron poważnym tonem.
Chłopak swój czas spędzał głównie przy barze, delektując się alkoholem. Wyglądał naprawdę okropnie, a styczności z wodą, no cóż, nie miał napewno bardzo długo. Było mi go prawie szkoda.
- Proszę cię Ron, musimy się go pozbyć i odbić Draco - powiedziała Hermiona ze smutkiem w głosie.
- To jeszcze macie zamiar odbijać fretke? No to tym bardziej nie idę.
- Ron, wiem że straciłeś Lavender. Zdaje sobie sprawę, jak możesz się czuć, ale jej już nie uratujemy, a Draco ma jeszcze szanse. Proszę, pomóż mi - próbowałem go przekonać.
- Ron, prosimy cię. Zróbmy to, co rok temu. Pokonajmy go i uratujmy nasz świat - powiedziała Hermiona, kładąc dłoń na jego ramieniu.
Rudy spojrzał na nią gniewnie, po czym westchnął ciężko. Uśmiechnął się ciepło, po czym zdjął dłoń Hermiona z siebie.
- Zgoda, ale robię to tylko dlatego, że nie chce, aby coś się stało innym. - oznajmił Ron.
Nastała noc. Całą trójką znajdywaliśmy się w domu Weasley'ów, w tym samym pokoju, w którym znajdywaliśmy się kilka lat temu. W tym samym domu, w którym kiedyś rozmawialiśmy ze sobą, z Remusem, Tonks, Szalonookim Moody'm. Kiedy się wspomina stare czasy, człowiek ma ochotę wrócić do tamtych chwil.
Była godzina 2:43. Rozmawialiśmy o wszystkim, co mogłoby być ciekawe. Mimo tego, oczy nam się przymrużały ze zmęczenia.
- Zauważyłem, że strasznie za wami tęskniłem przez ten rok - wypalił Ron, drapiąc się po głowie.
- Ja tak samo. Strasznie nudno było bez was - oznajmiła Hermiona, rumieniąc się lekko i zarzucając swoje lekko falowane włosy do tyłu.
Zaczęliśmy rozmawiać o tym, co robiliśmy przez ten rok. O tym, co chcielibyśmy zmienić i o tym, jak mamy zamiar pokonać Voldemorta.
Po chwili wszyscy zasnęliśmy z wycieńczenia. Przedtem zgasiliśmy starą lampę, która w domu Weasley'ów znajdywała się od pokoleń.
Byłem w lesie. Wokół mnie znajdywały się drzewa i ciemne postacie, szepczące jakieś słowa. Okazało się, że wiszę nad parującym kotłem, w którym znajdywała się jakaś substancja.
Nagle niespodziewanie pojawił się błysk, na niebie ukazał się mroczny znak.
- On powstał! Udało się! Czarny Pan powrócił! - krzyczeli wszyscy.
Z kotła wyłoniła się postać. Nie znałem tej osoby. Miała brązowe włosy, chłopak na moje oko był przystojny. Nie wiedziałem kto to. Z tyłu głowy, miałem przeczucie że gdzieś go widziałem.
Zauważyłem Draco. Był ubrany w czarne szaty, lecz nie miał kaptura jak inni.
- Podejdź chłopcze - powiedział mężczyzna, wystawiając rękę.
Draco powolnym krokiem podszedł do niego, a w jego oczach było widać strach. Strach nie do opisania.
- Zdradziłeś mnie. Zdradziłeś mnie wspólnie ze swoją rodziną. Nie tylko odszedłeś ode mnie, lecz również jesteś z moim wrogiem w związku. Poniesiesz karę.
Draco przełknął głośno ślinę. Widać było, że chciał wydusić z siebie jakieś zdanie lecz nie mógł. Mimo tego, zdołał powiedzieć tylko "przepraszam, panie".
Ujżałem jak mężczyzna chwyta różdżkę od jednego z zakapturzonych osób, po czym celuje w blondyna.
Zielone światło pomknęło w przestraszonego Draco, a ostatnie co usłyszałem to "Avada Kedavra!".
Byłem jednak w pokoju. Oddychałem szybko, z mojego ciała wydobywały się duże ilości potu. Przetarłem czoło mokrą koszulką. Wiedziałem, że już nie zasnę.
- Wizje wróciły? - pomyślałem, po czym postanowiłem już nie spać.
Zszedłem do kuchni. Wziąłem z szafki szklankę, po czym nalałem sobie zimnej wody. Upiłem łyk, lecz od razu wyplułem. Nawet woda mi już nie smakowała tak samo. Bałem się o niego, bałem się, że sen okaże się prawdą. Musieliśmy jak najszybciej powstrzymać Czarnego Pana.
Czarny Pan. Nie było go w śnie. Zamiast niego, był zupełnie ktoś inny. Nagle wspomnienia mi powróciły, Czarny Pan, czyli Voldemort, zanim był zły, był normalnym człowiekiem. Nazywał się Tom Marvolo Riddle i właśnie go spotkałem na moim drugim roku. We śnie nie widziałem Voldemorta, tylko Toma.
Spojrzałem na zegar, który ukazywał godzinę 6:37. Na zewnątrz robiło się trochę widniej, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Nie było czasu do stracenia. Pobiegłem na górę, żeby obudzić przyjaciół. Jak się okazało, same moje bieganie po schodach ich obudziło. Opowiedziałem im o moim śnie. Nie ominąłem żadnego szczegółu, żeby wszystko było dla nich jasne.
- Przecież to nie jest możliwe, aby w taki sposób kogoś wskrzesić. Przestudiowałam każdą księgę, co do strony i nic nie było o tym - powiedziała Hermiona pewna siebie.
- Może nie wszystkie. Może istnieje księga, do której nawet ministerstwo magii nie ma dojścia - powiedział Ron.
- Nie ma takiej... - powiedziała Hermiona, lecz po chwili zawahania dodała - właściwie to jest. Istnieje księga do czarnej magii, stworzona przez samą śmierć, jeszcze przed tym jak spotkała trzech braci. Istniały trzy takie egzemplarze.
- Super, gdzie je znajdziemy? - zapytał Ron.
- Powiedziałam, istniały. Obecnie został tylko jeden, dwa pozostałe zostały zniszczone, więc nie mamy szans. Krążą legendy, że w miejscu, gdzie ziemia styka się z piekłem, u bram świata zmarłych znajduje się śmierć. Kto z nią wygra pojedynek, otrzyma księgę o niewyobrażalnej mocy. - tłumaczyła Hermiona.
- Nie mamy czasu na szukanie tej śmierci - powiedziałem - musimy jak najszybciej go pokonać.
- Słuchaj Harry, jeśli naprawdę ci zależy na Draco, musimy znaleźć tą księgę. Możliwe, że to jedyny ratunek dla niego. Musimy znaleźć śmierć i księgę. - powiedziała Hermiona.
- Miona ma rację. Skoro to jedyny sposób, musimy ją znaleźć.
Przed nami długa wyprawa.
CZYTASZ
Under Hate| Drarry | ZAWIESZONE
FanfictionMinął niecały rok od II wojny o Hogwart. Losy trójki Gryfonów podzieliły się i mogą polegać tylko na sobie. Ron Weasley po wojnie postanowił ułożyć swoje życie z Lavender Brown, Hermiona Granger została zatrudniona w Ministerswie Magii w Departamenc...