Rozdział 4

276 27 5
                                    

Na początku, kiedy Bucky wciąż nie pamiętał, kim był, myślał, że to niemożliwe, żeby kiedykolwiek odzyskał tożsamość i poczucie normalności. Teraz, prawie dwa lata później, był gotów stwierdzić, że było... dobrze.

Jasne, wciąż miewał koszmary i podejrzewał, że już do końca życia będzie się w pewnym stopniu obwiniał o wszystkie morderstwa, jakie popełnił jako Zimowy Żołnierz, ale jego głowa rzadko kiedy bywała w mrocznych miejscach. W znacznej mierze pomagał Steve, który wciąż był przy nim i wcale nie myślał o nim źle, przyjaźń, jaką nawiązał (odnowił?) z Natashą, a nawet pozostali mieszkańcy Stark Tower, nawet jeśli głównie go denerwowali i częściej na nich przeklinał, niż się do nich uśmiechał.

— Wszystko cacy, Robocopie — powiedział Tony Stark i klepnął go w ramię.

Bucky się nie wzdrygnął, ale spojrzenie, które mu posłał, nie pozostawiało wątpliwości do tego, co sądził o nazywaniu go Robocopem.

Stark przypominał się równo co trzy miesiące na kontrolę jego bionicznej ręki, która zawierała grzebanie w niej małymi przyrządami oraz wiele nieznośnych komentarzy i przytyków.

Za pierwszym razem Bucky tak sfiksował, że gdyby nie paranoja Tony'ego, który zawsze miał przy sobie swoją zbroję, młodszy mężczyzna nie uszedłby z życiem. Potem Bucky unikał tych „badań profilaktycznych" jak ognia, bo choć Stark zbywał wszystko żartem i przekonywał, że nic mu nie było, to Bucky widział strach w jego oczach, kiedy metalowa ręka zacisnęła się na jego gardle, odcinając dopływ powietrza. Wreszcie Bucky uległ po paru miesiącach namów Steve'a, ale tylko pod warunkiem, że Steve będzie tam z nim, gotów interweniować w razie gdyby znowu stracił nad sobą kontrolę.

Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Steve nalegał, że to Bucky zrobił taki postęp w panowaniu nad sobą i ufaniu ludziom, a on niechętnie się zgodził, nie chcąc przyznać, że to jego obecność tak na niego działała. To byłoby zbyt niezręczne i oklepane.

W końcu Bucky zaczął czuć się w swoim ciele wystarczająco pewnie, żeby chodzić na kontrole w pojedynkę, nawet jeśli samo doświadczenie było bardzo niekomfortowe. Na szczęście Stark był tuż obok, gotowy dostarczać tysiąc innych spraw, na które Bucky mógł się denerwować i w rezultacie zapomnieć o głównym problemie.

Szkoda tylko, że Tony robił to cały czas.

— Zalecenie lekarza: zacznij tej ręki używać, bo ci zardzewieje — powiedział, odwracając się tyłem, i zaczął szperać w swoich narzędziach. — Przydałbyś się w drużynie.

Bucky cały się spiął. To nie był pierwszy raz, kiedy Tony to zasugerował. Prawdę mówiąc, Bucky miał powody, żeby sądzić, że to Nick Fury był pomysłodawcą tego, pożal się Boże, wymysłu, co nieco skomplikowało sprawę, bo Bucky nie był pewien, czy mógł tak bezpardonowo odmówić dyrektorowi Tarczy.

Podejrzewał, że po wszystkim, co ci ludzie dla niego zrobili, naprawdę nie był w pozycji, żeby powiedzieć nie, ale wciąż... Bucky nie miał najmniejszej ochoty wracać na pole bitwy. Całe jego życie składało się z przymusowej walki. Nie należało mu się trochę odpoczynku? Jego terapeutka mówiła, że nie powinien czuć się winny, jeśli będzie albo nie będzie miał na coś ochoty, i jasno dawać to innym do zrozumienia. Szkoda tylko, że w rzeczywistości to nie było takie proste.

— Muszę to przemyśleć — wycedził, starając się zachować normalny ton głosu. — Dajcie mi trochę czasu.

— Żebyś tylko odmówił, zanim wszyscy osiwiejemy — wymruczał Stark, ale Bucky już go nie słyszał.

Szybkim krokiem poszedł do windy i pojechał na piętro, które dzielił ze Stevem, mając nadzieję, że jego najlepszy przyjaciel pomoże mu podjąć decyzję.

𝐬𝐚𝐲 𝐰𝐡𝐚𝐭'𝐬 𝐨𝐧 𝐲𝐨𝐮𝐫 𝐦𝐢𝐧𝐝, 𝐡𝐨𝐧𝐞𝐲 ➭ 𝐬𝐭𝐮𝐜𝐤𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz