Rozdział 5

284 29 7
                                    

Steve obudził się nagle i przez chwilę leżał w łóżku, zdezorientowany, dlaczego tak się stało.

Na dworze było ciemno, a szybkie spojrzenie na zegar powiedziało mu, że była druga w nocy. Do jego pokoju nikt nie wszedł, nic mu się również nie śniło, a jego puls był w normie. Już dawno nie dopadła go bezsenność. Dokładniej mówiąc, od czasu, kiedy odzyskał Bucky'ego–

Bucky, pomyślał nagle i zerwał się z łóżka. Zanim zorientował się, co robi, był już w połowie drogi do pokoju przyjaciela. Zatrzymał się przed drzwiami i spróbował opanować bicie serca. Bucky najpewniej znowu miał koszmar i to jego krzyk obudził Steve'a.

Chwycił za klamkę i powoli wszedł do środka, mimo wszystko starając się nie skradać. Jak się okazało, miał rację.

Bucky leżał na plecach i zaciskał dłonie na prześcieradle. Kołdrę skopał na ziemię. Przepocona koszulka przyklejała się mu do torsu, tak samo jak kosmyki włosów opadające na czoło.

Steve pragnął jak najszybciej do niego podejść i go obudzić, ale się powstrzymał.

— Bucky — powiedział zamiast tego.

Bucky kazał mu obiecać, że już nigdy do niego nie podejdzie, kiedy będzie miał koszmar, po tym jak pewnej nocy zaatakował Steve'a, który ani myślał, żeby się bronić. Steve przysiągł, ale dąsał się w duchu na Bucky'ego jeszcze przez długi czas.

Bucky! — ponowił Steve, widząc, że jego wołanie nie przyniosło efektu.

Bucky otworzył oczy i zamarł bez ruchu. Mrugał przez chwilę, aż w końcu jego wzrok spoczął na Stevie.

— Steve? — wymamrotał ochryple.

Steve w mgnieniu oka był u jego boku.

— Już dobrze — powiedział, starając się mówić jak najbardziej kojącym głosem. — Miałeś koszmar.

Objął wciąż zdezorientowanego Bucky'ego ramieniem, pomagając mu wstać.

— Zaraz wracam — wychrypiał Bucky, wstał i poszedł do łazienki.

Steve siedział na brzegu łóżka i skubał skórki od paznokci. Usłyszał, jak w łazience Bucky odkręcił wodę, a po chwili zakręcił z powrotem. Siedział tam jeszcze przez moment, po czym wyszedł.

Umył twarz i zgubił koszulkę; krople wody spływały z jego żuchwy na nagą klatkę piersiową, a Steve'a przeszła fala gorąca.

Czy Bucky musiał go tak torturować?, pytał się samego siebie Steve, po czym się karcił. Bucky nie robił tego, żeby go torturować. Miał koszmar i wcale nie myślał trzeźwo. Steve próbował przywołać zmartwienie, z którym tu wszedł, ale nie wiedział jak.

W międzyczasie Bucky wrócił do łóżka i położył się obok Steve'a, na co ten przełknął ślinę. Miał nadzieję, że się nie rumienił, bo Bucky był tak blisko, że Steve dokładnie widział wszystkie jego mięśnie brzucha i pokrywające je blizny.

To nie było sprawiedliwe. Dlaczego za każdym razem musiał zauważać, jak blisko był Bucky? No i dlaczego tak piekły go policzki? Przecież Bucky zawsze był przystojny. Steve powinien był się do tego przyzwyczaić już dawno temu.

— Chcesz o tym pogadać? — zapytał cicho, przypominając sobie, dlaczego tu w ogóle przyszedł w pierwszej kolejności.

Bucky obrócił się twarzą do Steve'a i leżał chwilę w milczeniu, przyglądając się jego twarzy.

— Nie — wyszeptał w końcu. — Zostaniesz ze mną?

— Jasne — odpowiedział szybko Steve i oparł się o ścianę, gotów siedzieć tam nawet i całą noc, jeśli tylko tego chciał Bucky.

𝐬𝐚𝐲 𝐰𝐡𝐚𝐭'𝐬 𝐨𝐧 𝐲𝐨𝐮𝐫 𝐦𝐢𝐧𝐝, 𝐡𝐨𝐧𝐞𝐲 ➭ 𝐬𝐭𝐮𝐜𝐤𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz