Wszystko wydaje się takie jakie powinno być.
Kochający chłopak. Masa przyjaciół. Wspierająca, chociaż może nie zawsze szczerze, rodzina. Układające się życie studenckie. Imprezy. Wyjścia. Wieczory. I wieczny uśmiech.
Nawet moja najlepsza przyjaciółka, która rzadko przejawia takie uczucia, powiedziała mi wprost, że mi zazdrości. Zazdrości mi mojego życia, jak dobrze mi się układa.
Ale ja tego nie czuję.
Gdy wszyscy znikają. Gdy zostaję sama w mieszkaniu.
Mam ochotę płakać.
Krzyczeć.
Ale nie potrafię. Po prostu czuję się pusta. Patrzę w sufit i nawet nie mam ani jednej głupiej myśli. Po prostu nic.
Znowu zaczęłam być bardziej rozkojarzona. Spowolniona. Zabałaganiona.
Przesypiam całe dnie albo nie śpię w ogóle.
Nie umiem o sobie rozmawiać.
Po prostu znowu sobie nie radzę.