Rozdział 6

357 42 13
                                    

Bucky zamierzał spędzić cały dzień w łóżku na byciu zdołowanym. Nie rozumiał, dlaczego Steve go zostawił. Znowu, przypomniał sobie. Co mu szkodziło trochę się spóźnić i poświęcić mu chociażby pięć minut? Najwyraźniej Sharon Carter i jej sprawy były dla niego ważniejsze.

A wczorajszej nocy był taki pewny, że Steve coś do niego czuł. Ta pewność malała z każdą upływającą minutą.

W końcu burczenie w jego brzuchu stało się nie do zniesienia i Bucky niechętnie przyznał się do porażki. Zresztą dramatyzowanie nie było takie satysfakcjonujące na pusty żołądek.

Pomaszerował więc do kuchni, upewniając się, że grymas na jego twarzy nie zniknął. W korytarzu minął Natashę, która, choć spojrzała na niego z uniesioną brwią, nic nie powiedziała.

Otworzył z rozmachem lodówkę w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Na jednej z półek leżał talerz z dwoma kawałkami pizzy. Bucky go wziął, ignorując leżącą obok karteczkę podpisaną Sam. We wieży mieszkało tyle złodziei jedzenia, że Samowi nigdy nie uda się znaleźć winnego.

Odwrócił się i ledwo udało mu się powstrzymać wzdrygnięcie. W drzwiach stali Sam i Natasha, opierając się o futrynę z założonymi rękoma. Ich zdeterminowane miny bardzo się Bucky'emu nie podobały; wyglądali, jakby się przeciwko niemu zmówili. Bucky nie wiedział, kiedy Natasha została zaciekłą obrończynią samowego jedzenia, ale wiedział, że będzie przeklinał ten dzień do końca swojego życia.

— Spowiadaj się — powiedziała Natasha z nieodgadnioną miną.

Bucky próbował dyskretnie schować talerz z pizzą za siebie, co natychmiast zwróciło uwagę jego dwójki przyjaciół.

Bucky. Czy to moje jedzenie? — zapytał Sam, używając swojej najlepszej zawiedzionej miny, która ani trochę nie podziałała.

— Nie — zaprzeczył Bucky.

Przestał się kryć ze swoją pizzą i włożył ją do mikrofali, żeby ją podgrzać. Co mu szkodziło, jeśli i tak już go przyłapali?

Sam westchnął głośno.

— Nie podoba mi się to, ale wyjątkowo na to zezwolę. Wyjątkowo — zaakcentował, widząc zadowolony uśmieszek Bucky'ego. — Tylko i wyłącznie dlatego, żebyś się wyspowiadał.

— Nikogo ostatnio nie zabiłem — odpowiedział Bucky, starając się, żeby jego głos był rozbawiony. — Nie mam się z czego spowiadać.

— Gówno prawda — powiedziała Natasha, pochylając się nad nim groźnie, co w ogóle nie powinno być możliwe, bo przecież była od niego niższa. — Najpierw Steve, teraz ty.

— Co ze Stevem? — zapytał Bucky, tym razem celując w nonszalancję. W rzeczywistości miał ochotę żądać od Natashy, żeby mu natychmiast powiedziała, choć nigdy by się do tego nie przyznał.

— Wyszedł z wieży parę godzin temu, wyglądając, jakby ktoś przejechał jego ulubionego pieska — odpowiedział Sam, wychylając się zza ramienia Natashy. Byli teraz bardzo blisko niego i zagonili go w kąt kuchni, co się Bucky'emu w ogóle nie podobało. — To twoja wina? — zapytał groźnie, zupełnie jakby zamierzał go poważnie uszkodzić, gdyby się okazało, że to była prawda.

— Co? Nie! — zaprzeczył gwałtownie Bucky. — To ta pieprzona Sharon Carter!

Natasha aż cofnęła się z wrażenia.

— Sharon Carter? — powtórzyła, jakby wcale mu nie uwierzyła. — A co ona mogłaby zrobić Steve'owi?

Bucky skrzywił się z niesmakiem i już otworzył usta, ale wtedy jego jedzenie się podgrzało i miał inne rzeczy na głowie. Były rzeczy ważne i ważniejsze. Wyjął pizzę z mikrofali i wgryzł się w nią porządnie. Natasha i Sam przez ten cały czas obserwowali, jak mieli w buzi ciasto, i czekali, aż przełknie. Wydawali się przy tym bardzo cierpliwi. Bucky przez chwilę zastanawiał się, jak daleko mógłby się posunąć, zanim by nie wybuchnęli. Przełknął jednak pizzę i opowiedział im o wszystkim, co się stało, od kiedy obudził się w nocy z koszmaru.

𝐬𝐚𝐲 𝐰𝐡𝐚𝐭'𝐬 𝐨𝐧 𝐲𝐨𝐮𝐫 𝐦𝐢𝐧𝐝, 𝐡𝐨𝐧𝐞𝐲 ➭ 𝐬𝐭𝐮𝐜𝐤𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz