Pov. Lilianna
Obudziłam się rano w pokoju Madison. Spojzalam na zegarek a on wskazywał dziewiątą. Rozejrzałam się szybko po pokoju i zauważyłam że nie ma dzieci.
-Madison?! - Krzyknelam ale odpowiedziala mi tylko glucha cisza.
Wstalam z łóżka i poszlam do pokoju Nate z nadzieją ze moze wlansie tam są wszyscy. W jego pokoju zastałam widok którego w sumie bym się nie spokodziewała. Nate leżał na środku łóżka a dzieci na jego dłoniach brzuchu i klatce piersiowej. Chlopak nie spał i zauwazyl gdy weszlam do pokoju lecz tylko się uśmiechnął nawet nie próbując wydostać się z objec dzieci które przysepily się do niego jak małpki.
-Dawno się obudziły?
-Jakiś czas temu.
-Trzeba bylo mnie obudzić.
-Po co? Ty spędzasz z nimi całe dnie, ja z Madison doskonale daliśmy sobie radę a ty mogłaś się wyspać.
-No tak ale przecież bym wam pomogła.
-Przeciez to tez moje dzieci. Musze umieć się nimi zajmować.
-No dobra nie ważne. Tym razem masz racje.
-Wiem. Mam pytanie. - Dodał po chwili ciszy.
-No? - Ponagliłam go.
-Wczoraj pospinalem się trochę z ojcem i powiedziałam że się wyprowadzam do ciebei i dzieci.
-Jejku, przykro mi ze musisz się przez nas z nim kłucić. Przykro mi ze on nas nie akceptuje, ale nie wiem co mogę zrobić żeby zaczął.
-Nie rób nic. To on ma ze sobą problem i puki sam tego nie zrozumie nikt nie da rady mu tego wytłumaczyć. A ja chce żeby was zaakceptował bo chociaz jesi postawić mi wybór i powie ze mam wybierać jego firmę i cały jego majątek albo was to i tak wybiorę was. Mi chodzi o to ze powiedzialem mu wczoraj ze się wyprowadzam i zabieram ze sobą Madison. Rozmawiałem z nią wczoraj na ten temat i powiedziała że jeśli ty się zgodzisz to może z nami zamieszkac dopóki nie znajde jej mieszkania oczywiście. To pltrwa gira tydzien. - Powiedzial niepewnie co było do niego niepodobne
-Jesli tylko chce to nie ma sprawy. Ja nie mam nic przeciwko.
-Napewno?
-Oczywiście. Przecież to twoja siostra w dodatku dogadyjemy się dobrze. Nawet bardzo dobrze. W domu jest na tyle pokoi ze na spokojnie wystarczy. Jak dla mnie może mieszkać z nami nawet na stałe. Bede miala z kim pogadać codziennie rano a ona i tak nie pracuje a pewnie chętnie pomoże przy dzieciach.
-No to świetnie. Pomożesz mi teraz uwolnić się z ich sideł?
Zaczełam się śmiać na jego określenie na co ten spojzal na mnie z deraprobata.
-No proszę. - Jeknal.
-No juz juz.
Zabrałam po kolei dzieci z łóżka i włożyłam do wózka.
-Zadowolony?
-Bardzo. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo te malutkie gady mnie tutaj wymęczyły.
-Samym leżeniem?
-Nie mogłem się nawet ruszyć. A to wyszło wina Madison. To ona mi je tak polozyla i miala za chwile wrócić a minela chyba jakas godzina i zdazyla juz pewnie o mnie zapomnieć.
Mialam juz zamiar odpowiedzieć ale do pokoju jak churagan wpadła Charlotte.
-Cześć. Podobno są tu nowe laleczki dla mnie. Gdzie je macie?!
-Charlotts skarbie prosze bardz ciszej bo obudzisz te laleczki.
-Ale laleczki się nie obudza bo jie są żywe.
-chyba coś zle zrozumialas. To nie są łączki tylko szesc żywych dzieciatek.
-Moge zobaczyc? - Zapytala tym razem szeptem.
-Jasne. Pamieasz moze Cioce Lilę?
-Twoja dziewczynę? - Nate pokiwał głową. - No jasne.
-To patrz kto siedzi na łóżku. Ona pokaże ci dzieci.
-Ciociaa. - Podbiegła do mnie i sie przytuliła.
- Cześć Charlotte.
-Czemu cie nie było długo?
-Musialam jechac do szkoly szkrabie.
-A juz nie będziesz jechac?
-Raczej tutaj zostane.
-To super. Pokażesz ki te dzieci?
-Jasne. Chodz.
Dziewczynka złapała mnie za reke i podeszłyśmy razem do wózka.
-Czemu są takie małe?
-Bo niedawno się urodzily. Kiedyś będą takie duże jak ty, a pozniej jeszcze większe.
-A moge na rączki?
-Narazie śpią ale jak się obudzą to ci dam. Dobrze?
-Okej.
Rozmawialam z Natanielem i Charlotte jeszcze coś okolo godziny i dzieci zaczely się przebudzać. Nate poszedl zrobic mleko a my w tym czasie przygotowałyśmy pieluchy i inne niezbędne do karmienia rzeczy.
-Bede mogła jedno nakarmić?
-Na jasne. Kogo byś chciała?
-A jak one maja na imie?
- Melisa, Izabella, Melody, Noah, Liam, Leon. -Wymienialam, po kolei wskazując na dzieci.
-To ja chce Melody.
-Dobra to tylko poczekamy na Nate.
I w tym mkmecei hkopak wszedl do pokoj.
-Bede karmić Melody! Ciocia mi pozwoliła.
-Pozwoliłaś?
-Tak.
-Nie boisz się ze cos jej zrobi?
-Spokojnie przeciez bede jej pilnować.
-No to proszę buteleczke.
-Dziekuje.
Przez kolejne piętnaście minut karmiliśmy nasze małe skarby. Jeli chodzi o siostre Nate to wspaniale sobie radziła z tym zadaniem. Pozniej oczywiście przewinelismy je i spowrotem usnęły.
-Teraz jest jeszcze łatwo bo są malutkie i przesypiają praktycznie całe dnie a co będzie jak będą miały po roczek czy dwa latka?
-Bedzie ciezko. Ale dla nich warto.
-Kozystajac z okazji że są najedzone przewinięte i śpią to pomożesz mi się spakować?
-Jasne. Nie zrobiłeś przez ostatni czas przemeblowania?
-Nie. Wszytsko jest w tym samym miejscu. Tak jak te kilka miesięcy temu.
Weszlam do garderoby i zgarnełam kilka par bluz koszulek i spodni oraz bielizny. Wzielam tez dwie pary butów. Wyszłam i położyłam wszytko na łóżku. Zabrałam się za składanie ale przypomniałam sobie o walizce ktorej zapomnialam zabrac a no nie oszukujmy się byla tutaj niezbędna.
-Nate daj dużą walizke! - Krzyknelam bo chłopak był w garderobie i zastanawił się czy wzielam wszytsko co było mu niezbędne.
Po chwili przyszedl i dał mi walizke. Zapakowałam wszystko i odstawiłam walizkę na bok nie zamykając jej jeszcze w razie gdyby nate chvail cos tam dorzucić.

CZYTASZ
Zależy mi na was
RomansaZapraszam na trzecią część książki. Pierwsza część - Czy to juz czas na lepsze jutro? Druga część - Miałeś być na zawsze