Każdy dzień był dla mnie mordęgą, skarbie. Od chwili w której zrozumiałam, że dalsza walka o nas jest bezcelowa. Bo na polu bitwy, pozostałam tylko ja i moje złamane serce. Bijące cichym rytmem, próbujące utrzymać mnie na tym świecie. Wokół mnie pozostała jedynie ciemność i szumiące z wiatrem wspomnienia, dawno osadzone w mej głowie. Niby już po wszystkim, niby najgorsze minęło. Lecz jak stary, zmęczony życiem żołnierz sądzę, że to tylko zapowiedź nadchodzącego piekła. Byłam tak Ci oddana, tak ślepo zapatrzona w naszą szansę, że nawet nie zauważyłam, że powoli mym prawdziwym przeciwnikiem stałeś się Ty sam. Nie byłam w stanie słyszeć dotychczasowych zdradzieckich szeptów czy zawiązanych sojuszy. Dziś wreszcie mgła, która spowijała mnie przez ten czas, zeszła z mych oczu, a podwodna, głucha cisza też już ustała.
Minął dzień..
Minął tydzień..
Minął miesiąc, pół roku, rok...
Minęły już dwa lata...
Ja dalej czuję się jakby, to wszystko wydarzyło się wczoraj..
Poszłam dalej, zaczęłam od nowa, zapomniałam o Tobie już dawno...Przynajmniej tak wolę myśleć, gdyż me oczekiwania zupełnie odbiegają od rzeczywistości. W mojej rzeczywistości, dalej jesteśmy tylko Ty i Ja. Ponownie przenoszę się do wieczorów spędzonych razem. W uścisku tak mocnym, że wydawałoby się, że nic nie jest w stanie go rozerwać...Nic, oprócz niej. Moja dusza i serce zatrzymały się w czasie i wyrzekły się rozumowi, który przeminął z Tobą.
Różnica jest taka, że dzisiaj nie jestem już egoistką. Nie nienawidzę Ciebie i jej. Zamiast tego czuję wdzięczność, że mogłam Cię poznać i przez krótki czas poczuć, czym jest ,,miłość na zawsze". Tego wieczoru, ujrzawszy ją w białej sukni, stojącej przy ołtarzu, przysięgającej Ci miłość... Naprawdę uwierzyłam w moc tych słów i położyłam w nich swą całą nadzieję. Lecz zrobiłam coś więcej... Ja też coś Ci wtedy przyrzekłam. To samo co ona. W trakcie ceremonii cicho wyszeptałam do ścian kościelnych: ,,...I nie opuszczę Cię aż do śmierci". Była, jest i będzie to szczera prawda.
Leże na w pół zgięta, w zmiażdżonym, palącym się samochodzie. Jest tu tak gorąco jak w moim sercu od tamtej pory. Czuję się tak jakbym właśnie żywcem w nim siedziała. Cały zleżały w nim ból i żal, właśnie mnie otacza. Coraz trudniej jest mi oddychać. Z daleka słyszę dobiegające głosy, przenikliwe krzyki, błagania, prośby, płacz, syreny... Ktoś mnie chwyta za ręce, lekko mną potrząsa i zadaje mi jakieś pytanie parokrotnie. Próbuje go zrozumieć, coś wyjąkać, ale nie jestem w stanie choćby otworzyć na chwilę ust. Nagle cały obraz znika mi z przed oczu. Zrozpaczona i zgorączkowana próbuje otworzyć powieki i złapać oddech. Na próżno...Czuję jak puls mi niesamowicie przyspiesza i nagle zalewa mnie zimny pot. Teraz jest to walka z samą sobą, którą oczywiście po jakimś czasie znowu przegrywam. W tych ostatnich, straszliwych momentach myślę tylko o Tobie. Całującego mnie w czoło, twój ciepły, przenikliwy dotyk, miłe słowa, które szeptasz mi do uszka...Wszystko to nagle przelatuje mi przed oczami, niczym puszczany slajd...
Dziś jestem już lekka i błoga, wręcz jak nowonarodzona. Z góry doglądam Was i Wasze dzieci, ludzi przepełnionych szczęściem nie do opisania. Cieszy mnie niezmiernie ten widok. Jednak największą przyjemność sprawia mi, fakt, że nie masz czasu na powrót do naszych wspomnień, nie myślisz o mnie cały czas i nie odwiedzasz mego miejsca spoczynku. Żyjesz tak jakby mnie nigdy nie było...Jakbyś nigdy mnie nie poznał...
Chodź jest jedna rzecz o którą się martwię...Moje serce, które Ci oddałam... Teraz, ono niebezpiecznie pali się po lewej stronie twej piersi. Tworząc rany od wewnątrz...lecz zaczynam myśleć czy i nie od zewnątrz...
CZYTASZ
Watch My Heart Burn ~ One Shot
Spiritual,,...Chodź jest jedna rzecz o którą się martwię...Moje serce, które Ci oddałam... Teraz, ono niebezpiecznie pali się po lewej stronie twej piersi. Tworząc rany od wewnątrz...lecz zaczynam myśleć czy i nie od zewnątrz..."