Prolog
Zośka
Rok wcześniej
– Piękną mamy zimę tego lata, Zosiu! – Z wielkim uśmiechem zagadnął Mietek. – Wakacje w tym roku nas nie rozpieszczają. Dobrze, że nigdzie z Ulą nie jedziemy, bo jedyny wypoczynek, adekwatny do tej pogody, byłby w górach!
Stojący obok rusztowania mężczyzna, zaśmiał się, wprawiając w drżenie długą brodę. Jego ogromny brzuch opierał się na ciasno zaciśniętym na biodrach pasku, a krągłe dłonie dodatkowo podtrzymywały spodnie przed osunięciem się. Pomimo dość odpychającej urody, starzec był jedną z najmilszych osób, z jaką przyszło mi pracować.
– Jakże sprytnie przemycona ironia – skwitowałam, odpowiadając z przymrużonym okiem. – Kiedy skończymy tą budowę, obiecuję że zrobimy minimum dwutygodniowy postój. Odpowiednio wysoki bonus powinien wynagrodzić nam wszystkim ostatni zapiernicz.
Mężczyzna zanosząc się głośnym śmiechem, machnął ręką, bagatelizując moją wypowiedź. Nikt z nas nie wierzył w zapewnienia szefostwa, dotyczące podwyższenia stawek. Obiecywane przez szefa podwyżki, były równie prawdopodobne jak śnieg w lipcu. Od dwóch miesięcy spędzałam w pracy po czternaście godzin dziennie. Dlatego też dziś, kiedy pogoda uniemożliwiła nam dalsze prace, postanowiłam zrobić Denisowi niespodziankę.
Wchodząc do T&H Invest, zobaczyłam przerażone, na mój widok, oczy Edyty. Sekretarka mojego narzeczonego była bardzo pogodną kobietą. Jej miedziane loki, zawsze idealnie uczesane, zostały spięte czerwoną spinką, pasującą kolorem do długich paznokci. Zazwyczaj blada cera, dziś przypominała pergamin okalany brązowymi piegami, rozlewającymi się od nosa na pokryte różem policzki.
– Pani Zduńska? Czy była pani umówiona? – wyjąkała, nerwowo skubiąc skórki przy paznokciach.
– Czy uważasz, że muszę pytać kogoś o zdanie, jeśli chce spotkać się z przyszłym mężem? – powiedziałam głośniej, niż zamierzałam. Mina kobiety utwierdziła mnie w tym przekonaniu. – Przepraszam cię, Edyto. Nie chciałam być niemiła. Skończyłam dziś szybciej i chciałam omówić z Denisem kilka spraw dotyczących wesela. Jest może u siebie?
W tym momencie jej zielone oczy miały wielkość pięciozłotówek. Im bardziej nalegałam na spotkanie, tym mocniej zdawała się być przerażona. Intuicja podpowiadała mi, że nasze spotkanie zostanie mi w pamięci na dłużej, jednak nie miałam zamiaru odpuszczać.
– Nie! To znaczy tak, ale... – Zaczęła się jąkać, a na jej szyi uwidoczniła się pulsująca żyła.
Coś było nie tak. W zazwyczaj do granic opanowanej trzydziestolatce, ujrzałam przerażonego dzieciaka, przyłapanego na kradzieży cukierka w markecie. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby jej wypowiedzi nie przerwał wydostający się jęk rozkoszy z gabinetu Denisa. Kąciki moich ust opadły, pozostawiając uprzejmy uśmiech za sobą. Ruszyłam z zaciekłym wyrazem twarzy w stronę niepokojących dźwięków.
– Pan Tomaszewski ma spotkanie. Nie może pani tam wejść! Pani Zofio, proszę tego nie robić. – Za plecami słyszałam błagalny głos Edyty, usiłującej powstrzymać mnie od wtargnięcia do biura mojego faceta. Byłam tak zdeterminowana, że mogłabym przebić widelcem nawet lodowiec, żeby się tam dostać.
Widok, jaki zastałam po uchyleniu drzwi do gabinetu Denisa sprawił, że moje płuca do granic wypełniły się powietrzem. Przypominały balon, który po zetknięciu się z jakąkolwiek przeszkodą, mógłby pęknąć. Stanęłam jak wryta, nie potrafiąc wydobyć z siebie ani jednego słowa.
Na biurku opierała się półnaga kobieta, która rzekomo odbywała u niego staż. Na jej włosach spoczywała zaciśnięta dłoń Denisa, posuwającego ją w szaleńczym tempie. Całe pomieszczenie wypełniał dźwięk obijających się od siebie ciał. Pochłonięci ekstazą, początkowo nie zauważyli mojego wtargnięcia, bezustannie oddając się amokowi rządzy. Kiedy zamglony wzrok dziewczyny zatrzymał się na moment na mnie, zobaczyłam jak na jej twarzy zakwita ironiczny uśmiech zwycięstwa. Poczułam jak do moich oczu wzbierają łzy.
Moja duma znienawidziłaby mnie, gdybym pokazała jej jak bardzo mnie skrzywdzili. Czując powolne rozrywanie serca, odwróciłam się i wyszłam, nie mówiąc ani słowa.
Próbowałam panią powstrzymać. – Załamany moim widokiem rudzielec, uśmiechnął się pocieszająco i wzruszył ramionami.
– Od kiedy? – wydukałam. Nie byłam w stanie złożyć całego zdania. Coś rozrywało mnie na strzępy od środka, zaciskając niewidoczną pętlę na moim gardle.
– Od początku jej stażu. Myślę, że nie pojawiła się tu przypadkowo.
Uniosłam w górę rękę, powstrzymując Edytę od dalszej wypowiedzi. Tego było dla mnie za dużo. Odwróciłam się w stronę wyjścia, czując, jak po policzkach spływają mi gorzkie łzy zawodu i rozczarowania. Wiedziałam, że zaraz pęknę i nie powstrzymam wydzierającego się ze mnie szlochu. Musiałam stamtąd wyjść.
Postawiłam na ladzie sekretariatu pierścionek zaręczynowy i ostatni raz popatrzyłam w stronę drzwi gabinetu byłego już narzeczonego.
Ciąg dalszy już niedługo na Legimi!
Zapraszamy :)
CZYTASZ
Inżynier Namiętności - WYDANY!!!
RomanceZnudziły was powielane stereotypy love story? A może szukacie lektury, która oderwie was od codziennej monotonii?? Przesycona humorem, niebanalna opowieść, w której główną rolę gra przewrotny los, zawładnie waszym umysłem dostarczając sporej dawki e...