2

89 7 12
                                    

Samo jednak dotarcie do swojego biura na czwartym piętrze budynku okazało się sporym wyzwaniem. Jeszcze w poniedziałek ladę recepcji zdobiły nieumiejętnie wydrążone dynie i tandetne, plastikowe szkielety; teraz wisiały na niej błyszczące, czerwone bombki i kolorowe światełka, a tuż obok stała pstrokata, sztuczna choinka. Z dwojga złego wolał te truposze.

- Serio, Pen? - zapytał, mijając recepcjonistkę. - Jest trzeci listopada.

- Tak działa świąteczny konsumpcjonizm, skarbie - odparła znad magazynu, poprawiając niemodne okulary. Z Penelopą Clearwater przyjaźnił się od pierwszego roku studiów, gdy oboje zostali wrzuceni w tę bezduszną próżnię, jaką były główne dzielnice Londynu. Zmuszeni poczuciem studenckiej samotności, odnaleźli się w tym nieprzebranym zbiorowisku charakterów i, choć emocjonalna i dowcipna Penelopa różniła się od przesadnie ambitnego i dokładnego Percy'ego, szybko nauczyli się wzajemnie swojego języka. Częściowo z powodu zachęty znajomych i społecznej presji zostali nawet parą; przez półtora roku szło im całkiem nieźle, aż wreszcie zrozumieli, że to chyba nie dla nich. Rozstali się w doskonałej przyjaźni, która doprowadziła ich do pracy w jednej firmie. - Gdybym mogła, już dawno spaliłabym ten kicz w biurze Dawsona.

- Może potrzebujesz wspólnika? - zawtórował Percy, znikając w windzie wypełnionej po brzegi jego współpracownikami, gdy Penelopa zawołała:

- Weasley! Robisz coś dziś wieczorem?

- Pracuję? Jeśli znów masz zamiar mnie upić, to kategorycznie się nie zgadzam.

- Tylko jedno piwo! Tak dawno nie rozmawialiśmy, Percy...

Zmierzył ją wzrokiem, jak z nadzieją przekrzywia głowę na prawo, wyczekując jego odpowiedzi.

- No dobra. Poczekaj na mnie. Ale ja stawiam.

- No ja myślę, Gdybym zarabiała tyle co ty...

- Zamknij się, Pen - prychnął i wcisnął się do windy.

Percy w rzeczywistości zbyt uwielbiał swojego szefa, by ze spokojnym sumieniem wspominać go w żartach. Roman Dawson był człowiekiem, któremu zawdzięczał swój życiowy sukces. On jeden docenił jego talent, zaangażowanie i ambicję, on jeden nie wyśmiał go za jego pracowitość i poświęcenie karierze, a odpowiednio poprowadził i nakierował, powierzając mu kilka spraw, których pomyślne poprowadzenie zapewniło mu szybki awans na stanowisko głównego aktuariusza firmy Dawson&Dawsons. W praktyce stał się czymś w rodzaju lewej ręki Dawsona (prawą od zawsze pozostawał chodzący za nim jak cień Gwidon Swan), osiągając sukces tak niebywały jak na zeszłorocznego absolwenta pomniejszej brytyjskiej uczelni, że odkąd tylko jego nazwisko kilka miesięcy temu znalazło się nad tabliczką pracownik miesiąca, reszta jego kolegów pałała do niego gorącą zawiścią. Niewiele go to jednak obchodziło - po co przejmować się innymi, gdy ma się swój prywatny gabinet?

Nie tylko awans napełniał go dumą i zadowoleniem; świadomość, że jego ojciec od kilkunastu lat gnije na tym samym żałosnym stanowisku zastępcy starszego dyrektora do spraw kadrowych i nie robi nic poza koślawym przybijaniem pieczątek, wykształciła w nim dosyć niewdzięczne poczucie wyższości nad całą swoją rodziną, z którą, Bogu dzięki, nie utrzymywał już z nimi kontaktu.

Rozsiadł się wygodnie na skórzanym fotelu i zaczął wyjmować przygotowane o świcie dokumenty, a w palcach poczuł mrowienie ekscytacji, na myśl, że doskonale wywiązał się ze swoich obowiązków, i to, co miał robić przez najbliższe cztery godziny, udało mu się zakończyć przed wyjściem z domu. Napełniał właśnie ciężkie wieczne pióro najlepszej jakości atramentem, gdy drzwi otworzyły się i wpadła przez nie młoda brunetka. Krótkie włosy spięła na czubku głowy wielką, plastikową klamerką, a przyduża marynarka podkreślała jej całkiem szerokie ramiona i szczupłe biodra. Zastukała niewysokimi obcasami i spojrzała na Percy'ego znad okrągłych okularów. Jej twarz, mimo grymasu bezradności i zagubienia, wydała się mu nawet ładna.

- Pan Weasley? - wydusiła, zerkając na tabliczkę z jego nazwiskiem.

- Jak widać - mruknął. - A pani to...

- Audrey Willows. Nowa sekretarka - odparła przerażona, ściskając przy piersi plik papierów.

- Niech zgadnę, tegoroczna absolwentka Cambridge? Czy Oksfordzkiego?

- Londyńskiego, proszę pana. Mam dla pana dokumenty. Od pana Dawsona.

- Połóż na biurku - wskazał dłonią wolny fragment blatu i wbił wzrok w swoje papiery. Audrey posłusznie zostawiła teczkę tuż przy jego prawej dłoni i przystając chwilę przy drzwiach, bez słowa wyszła.

Percy, po złożeniu ostatnich podpisów na porannych dokumentach, z przyjemnym kliknięciem nałożył na pióro grawerowaną zatyczkę i zerknął na to, co przyniosła mu młoda sekretarka. Z rosnącą irytacją przeczytał nazwisko napisane szybkim, koślawym pismem Dawsona. A. Weasley. Znowu, cholera jasna. 

Kawa z cynamonem | Percy Weasley AU || Harry Potter Fanfiction ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz